sobota, 14 kwietnia 2012

Ego sum ​​scripto ergo sum

Dwa dni temu pisałem, że w Święta się przejadłem i nie mogę się ruszać. Od Świąt mija tydzień - a ja dalej się nie ruszam. Jak zawsze z resztą... Widocznie, przejadłem się okropnie już w swoje pierwsze Święta w życiu (Boże Narodzenie 93') i stąd moja niemożność poruszania się. Tylko, no jak to teraz spalić na nieruchomo?


A wracając jeszcze do wczorajszego wpisu, to piątek-trzynastego przeżyłem (i żyję nadal) - czyli to nie była wena przedśmiertna, tylko widocznie - jakby to nazwano z łaciny - wenus pospolitus...


A jak już przy łacinie jesteśmy, to muszę Was poinformować, że teraz musicie mojego bloga czytać z większą powagą, bo w końcu jestem przecież abiturientem! A jako, że ten tytuł pochodzi z łaciny, no to wiadomo - przelewek nie ma.


Mając taki tytuł, ja też muszę się jakoś prezentować. Pisać bardziej oficjalnym językiem, o bardziej oficjalnych rzeczach; może nawet ściąć włosy, które tak starannie zapuszczałem... Popatrzcie, jak to sam tytuł potrafi zmienić człowieka...  Co dopiero pieniądze.


Pomyślałem też sobie, że właściwie chyba każdy człowiek ma jakiś łaciński tytuł, chociażby - homo sapiens. Zatem każdy powinien mieć ładnie ułożone włosy, jeść nożem i widelcem, chodzić codziennie w garniaku, wypastowanych butach, używać "ę", "ą"... Przesadzam, ale powinien jednak zachowywać minimum rozsądku, odpowiedzialności, przyzwoitości... Czasem chyba jednak zapominamy, że jesteśmy "aż" ludźmi, gubimy "homo sapienskość"...


Kurde, miałem być abiturientem, nie filozofem...

1 komentarz: