niedziela, 26 sierpnia 2012

Przygotowania do Rio (UWAGA, WAŻNY KOMUNIKAT!)

Po tematach Pielgrzymki i Ojcztyzny, czas na ważny wpis sportowy...

Dopiero co zakończyły się Igrzyska Olimpijskie w Londynie, a już co młodsi i bardziej perspektywiczni sportowcy ogłosili rozpoczęcie przygotowań do zawodów olimpijskich w Rio de Janeiro. Wśród owych sportowców jestem też ja...

Tak, Panie i Panowie! Chciałbym teraz tutaj, na swoim blogu, oficjalnie ogłosić, iż za cztery lata mam zamiar wystąpić na XXXI. Letnich Igrzyskach Olimpijskich w Brazylii! Ale po kolei...

Tomasz Majewski, dwukrotny (jak dotąd) Mistrz Olimpijski - jest z wykształcenia politologiem. Ja też na politologię się dostałem, a więc o czymś chyba to świadczy. W dodatku, urodziny obchodzę w tym samym dniu, co polska dwukrotna medalistka olimpijska w "sztandze"...

Nie wierzę w tego typu przypadki. Mam potencjał i go nie zmarnuję. Jest tylko jeden dylemat: co w związku z tym uprawiać? Pchnięcie kulą czy podnoszenie ciężarów? Tak czy inaczej, będzie to coś, w czym niezbędna jest krzepa...

W związku z powyższym, już rozpocząłem przygotowania fizyczne. Na razie, ćwiczę podnosząc mój płaski telefon dotykowy (mój dotychczasowy rekord: 10 podniesień). Ale to oczywiście tylko "przystawka". Prawdziwy program przygotowawczy ma mi na dniach zaproponować mój rehabilitant (trener od przygotowania fizyczno-motorycznego). Na wstępie powiedziałem mu tylko, że jeśli chodzi o trening z obciążeniami, to na początek nie więcej niż 40dag na rękę, żebym zakwasów nie dostał. A propos zakwasów...

Coś Wam napiszę, mam nadzieję, że MKOL nie potraktuje tego jako doping. Otóż, odkryłem nowatorski sposób treningu! Zauważyłem, że najlepiej ćwiczy się mięśnie... pod respiratorem! Stały dopływ tlenu powoduje lepszą wydolność płuc oraz mniejsze ryzyko zakwasów! Myślę, że jakby się uparł, to pod respiratorem dałby radę nawet ze 200 pompek zrobić, tylko trza byłoby sobie jakoś tą maskę inteligentnie przypiąć, żeby nie spadywała...

Dobra, kończę, bo od tego pisania to tylko skolioza się robi, a przecież gdy w Rio wybrzmi już dla mnie Mazurek Dąbrowskiego - trzeba stać prosto...

sobota, 18 sierpnia 2012

Pielgrzymi

Dzisiaj, blisko mojego domu, przechodziła XXX. Piesza Pielgrzymka Tarnowska. W tym roku niestety wyjątkowo mało znajomych szło w tych akurat grupach. Szkoda...

Nie mniej jednak, wyjechałem, by Pielgrzymów pozdrowić. Niestety, z tym pozdrowieniem mam pewien problem. Mianowicie, nie mogę całkiem (a w zasadzie to nawet w połowie) wyprostować dłoni, przez co gdy nią kiwam, wyglądam troszkę jak pedał... 

Na szczęście, wśród tego strudzonego tłumu, nie znalazłem żadnego pobratymca - wszyscy mieli dłonie prościutkie jakby w gipsie. Ba, żaden facet nawet się chyba do mnie nie uśmiechnął. Jak już, to jakaś dziewczyna, co świadczy o tym, że "podryw na litość" działa...

I jeszcze jedna, liberalna sprawa. Nie uwierzycie, ale w jednej z grup... ksiądz pchał wózek z dzieckiem! Naprawdę! 

I że ludzie, pielgrzymi, konserwatyści, mogą na to napatrzeć!?  Że z tego nie ma afery?! Że jeszcze papież go nie eskomunikował?! Że jeszcze nie znalazł się ani jeden porządny człowiek, który by to rozgłosnił!?

No, nie... Sodomia i Gomoria...

środa, 15 sierpnia 2012

3 w 1

Na początek chciałem sprostować. Ten plakat, o którym pisałem parę postów  temu - już wiem, gdzie jest. W przyszłości ma być wywieszony w dosyć ważnym miejscu - więc zwracam honor...

Dziś piękne, potrójne Święto. Zaraz nawet mecz Reprezentacji będzie, więc pełen patriotyzm.



Patrzę na poszarpane kontury,
Nieraz dręczone przez mocarstw pazury.
Patrzę...
Na nieregularne rysy, które spełniały obcych kaprysy.

Patrzę...
Na linie i kąty krzywe.
Wspomnienia powracają znów żywe.

Kształty...
Niesprawiedliwością zmęczone.
W kształtach tych prochy ofiar złożone.

Kształty...
Dzisiaj szarpane od wnętrza,
Bo choć od obcych mamy wytchnienie,
Charakter innych  zmartwień nastręcza.

Patrzę na poszarpane kontury,
Pełne utrapień i nieprawości.
Stare, a także świeże mury,
Oszustwa - nie dają odczuć litości...

Patrzę...
Na poszarpane kontury,
W których mieszkają pany i szczury;
Średnio zamożni, Jaśnie Wielmożni, ciemnie wielmożni...

Patrzę i jestem naprawdę dumny.
Nie włożyli nas obcy do trumny.
W konturach drzemie potencjał ludzi,
Trzeba poczekać, aż się obudzi.
Przed konturami wciąż pracy masa - 
Niełatwa jest do potęgi trasa.

Patrzę i kocham.
Trzeba mieć na względzie,
Że nie ma drugich takich konturów.
Nie ma. Wiem to, bo szukałem wszędzie...

sobota, 11 sierpnia 2012

Wspólny mianownik

Sierpień... Miesiąc żniw, abstynencji; zdrowych, psich zębów i może czegoś jeszcze Dlaczego akurat sierpień i co łączy żniwa, abstynencję i zdrowe, psie zęby?

Długo męczył mnie ten ambitny temat, myślałem i myślałem. W końcu znalazłem jedyne, zdaje się, racjonalne wytłumaczenie. Jedyny, racjonalny wspólny mianownik...

I tak: jeśli kombajnista będzie nietrzeźwy - to krzywo poprowadzi maszynę. Będą krzywe plony, krzywe ziarno, krzywa mąka, w końcu - krzywe pieczywo. Krzywa bagietka, na przykład...

Pójdzie sobie piesek drogą, zobaczy jakąś osobę, trzymającą krzywą bagietkę i tak się zdziwi! Tak sie zapatrzy! Że przez nieuwagę rąbnie w słup, tracąc przy tym zęby...

By więc pies miał zdrowe ząbki, potrzebny jest kombajnista-abstynent (nawiasem mówiąc, abstynencja jest dobra cały rok), aby żniwa, mąka i pieczywo były proste, a czworonogi nie musiały się dziwić...

No i co, ma to wyjaśnienie sens? No ma. No bo, krzywego Kamila widziało wielu, ale krzywe pieczywo...

piątek, 10 sierpnia 2012

A poskarżę się!


Jak ten czas szybko leci... Rano otwieram oczy, patrzę na zegarek - trzynasta... A gdzie dziesiąta, jedenasta, dwunasta?

No, nieważne. Bardziej bulwersują mnie inne rzeczy, i to związane z ostatnią oazą katolicką...

Po pierwsze: gdzie jest plakat? Ten, na którym każdy namalował coś od siebie. Nie po to ja tam, w samiutkim rogu, taki piękny, złożony z dwóch prostych-prostopadłych Krzyż kciukiem namalowałem, żebym teraz nie wiedział, co się z nim dzieje. Co prawda, do tego Krzyża ktoś potem coś tam domalował i wyszedł bardziej jakiś podejrzany znak, ale to nic. Tak czy inaczej, plakat wyszedł nieźle...

Jeszcze jedna, przykra sprawa: sandały. Jest piosenka pielgrzymkowo-oazowa o takim właśnie tytule. Występują w niej słowa: "Nie warto na drogę tę sandałów i płaszcza zabierać". Sęk polega na tym, że mimo, iż ją nie raz śpiewaliśmy, to... tylko ja wcieliłem ją w życie - patrz: jeździłem bez butów! Praktycznie całą oazę! Nawet do kościoła - bez! 

Nawet na Agapie byłem bez butów, ale to już inna historia...

Tak cczy inaczej, ludzie nie wiedzą, co śpiewają. Śpiewają, że nie warto - a ubierają.  A z taką mocą śpiewaliśmy! Sandały...

To tyle, ulżyło mi...

środa, 1 sierpnia 2012

Oaza

Kilka dni temu wróciłem z oazy dla niepełnosprawnych w słynnej Łososinie Górnej. Był to mój pierwszy tego typu wyjazd bez Mamy. Spakowany więc zostałem jak na wojnę. W torbie miałem wszys5ko, co mogłoby się przydać przy krwawej walce w oopach, z wyjątkiem - paradoksalnie - legitymacji wojskowej...

Miałem pewne obawy. Przy wszystkich podstawowych czynnościach, przy których przez całe życie pomaga (choć "pomoc" to może nie do końca dobre określenie) mi Mama, teraz miał mi pomagać chłopak (przyszły lekarz), którego co prawda znałem od kilku lat, ale z którym na co daień nie miałem kontaktu. Z resztą, on też wykazać się musiał hardcorową odwagą...

Odwaga jednak opłaciła się. Pobyt naprawdę bardzo się udał...

W naszym pokoju był... czajnik! Niby nic, a jednak. Stał się on celem kultu pielgrzymów z różnej części korytarza. Mieliśmy też w razie czego kawę, herbatę i czasem ciastka. W związku z tymi pewnego rodzaju cudami, w naszym pokoju bywało czasem dość tłoczno. Wszyscy byli chudzi, przez co możliwości każdego metra kwadratew jeszcze się zwiększały...

Jedną z atrakcji oazowych, była możliwość oglądania na żywo meczy siatkówki. No, chyba, że serwował taki jeden zawodnik, to wtedy tak bardzo się bałem i... uciekałem...

Atrakcją była też obecność "magicznego napoju" po sąsiedzku. Placebo jest najlepszym lekarstwem...

Atrakcyjne były też dziewczyny. Wśród nich brylowała Irenka, którą poderwałem "na protezę". Niewiele gorsza była też Marysia, com ją miał w zapasie w razie, gdyby z Irenką nie wypaliło. Ta ostatnia była o tyle lepsza, że miała mieszkanie na własność i preferowała tą co ja, kuchnię z dużą ilością mieszania...

A jacy tam ludzie byli świetni, naprawdę... Życzliwi, wrażliwi... Postanowiłem z tego skorzystać:





Lipa. Dwa Milkiway-e, Różaniec i ze dwa złote. Ale bym postudiował!


Ale oprócz tego, że był tam handel, podryw itp., były też rekolekcje i sporo modlitwy, bo to katolicka oaza była, naprawdę...


Z takich ważniejszych rzeczy oazowych to tyle, choć wszystkiego co się działo, zapisać się nie da Jak sobie coś bardzo ważnego przypomnę, to napiszę. Tymczasem, chciałbym podziękować: 


Krystianowi, który przez dwa tygodnie bardzo profesjonalnie się mną opiekował, wykazując przy tym dużo cierpliwości i determinacji. Taki Krystian jest tylko One!


Dziękuję Adze, która chroniła mnie przed piłką i raz uratowała mnie przed torpedą, lecącą mi na "dyńkę" niczym światło;


Dziękuję Pawłowi, który często mi pomagał i okazał się dzielnym rywalem mojej czarnej koszuli;


Dziękuję siostrze Annie, która codziennie budziła siebie i mnie, by mi pomóc, a którą wtedy widywałem we mgle;


Dziękuję mojej Irence, za te ambitne rozmowy o żywieniu i...  uzębieniu;


Dziękuję wszystkim, którym powinienem podziękować i generalnie każdemu bez wyjątku za to, że był!


Na koniec dedykacja dla Marysi...