środa, 28 września 2011

Nauka przez sen = wiedza

Gdyby w poniedziałek udało mi się napisać tego posta, to by się nawet ciekawie złożyło, bo wtedy mieliśmy podobno Dzień Języków Obcych - czy coś takiego. Ale czas, jak żona - nie na wszystko pozwala,  zdążyłem dopiero dzisiaj. To nic.


Otóż, kilka dni (nocy) temu, śniła mi się ustna matura z angielskiego, której jeszcze nie miałem. Dziwna to była matura... Mniej więcej na jej półmetku, odczytywałem ważnego sms-a, a gdy skończyłem - PAN EGZAMINATOR poinformował mnie, że teraz to on już nie ma czasu mnie egzaminować i że to to już jest koniec. Zdałem... A morał jest taki, że na maturze trzeba odczytywać sms-y :)


Ciekawe w tym śnie moim elokwentnym było to, że z tego co pamiętam, mówienie w języku Szekspira szło mi gładko i płynnie. Gdy mówię w tym języku live - że tak z angielskiego zaszpanuję - to zacinam się i jąkam, jakby naśladując papajka mojego dziadka, tyle tylko że pary nie wypuszczam. No chyba, że na mrozie bym mówił - to wtedy papaj jak się patrzy. A we śnie - duża płynność - international level, jakby to Beennhakker powiedział. Pamiętam nawet trochę zwrotów, których używałem i będę szczery - jestem z siebie dumny, "egzamin" poszedł mi nieźle :)


Tak... Coś w tym jest, że relaks odgrywa dużą rolę w nauce języków obcych. Jeśli miałbym uczyć się ich przez relaks  właśnie, tudzież przez sen - to... chciałbym być poliglotą. Mógłbym się uczyć chińskiego, węgierskiego, fenickiego nawet. Pójdę dalej: skoro przy językach, relaks ma duży wpływ na przyswajalność wiedzy, to dlaczego przy innych przedmiotach nie? To świetny pomysł, aby na przykład na matematyce kimnąć się troszkę. A Pani Profesor niech wtedy rysuje tabele, wykresy, parabole... Po przebudzeniu się, człowiek będzie wypoczęty, oraz, co najważniejsze, będzie miał całą tą wiedzę w małym palcu. Bo tu przecież cały czas chodzi wyłącznie o wiedzę...


Ale jest mały minus, bo jak dobrze pamiętam, to ten system zakłada naukę przez odprężenie i aktywność na przemian jakoś... Trzeba go zmodyfikować, tak aby tylko pierwsze zostało...


No to kończę. Wszystkiego dobrego z okazji nadejścia jesieni Wam życzę i pamiętajcie: jak nauka - to tylko przez sen!

piątek, 23 września 2011

Data:... podpis:...

Hanka z "M jak miłość" umrze, tamta  moja sen przepowiednia była prawidłowa. Nie wiem kiedy - ale umrze. A piszę to po to, żebyście mi uwierzyli w moją kolejną wizję, tym razem prawdziwą - senną.


Widziałem wielki stadion. Boisko. dwudziestu dwóch zawodników - jedenastu naszych i jedenastu nie-naszych, konkretnie - Austriaków. Krótko mówiąc - Euro 2012! I teraz najważniejsze - wynik. Uwaga... 6:1 dla nas!


Na pierwszy rzut oka - "Beautiful Day", jakby to zaśpiewał U2. Ale, jak się obudziłem, to przestałem się tak cieszyć. Wątpliwości budzi bowiem fakt, że Austria raczej do Euro nie wejdzie... Jest jeszcze inny powód do zastanowienia: w moim śnie, nie słyszałem, żeby kibice śpiewali "hymn" o PZPN-ie. A zatem nasuwają się dwie wersje wyjaśniające: albo mój sen ma niewiele wspólnego z rzeczywistą przyszłością, albo... PZPN upadnie do tego czasu! 


A tak poza snem, to pracowity okres mam teraz. Nie tylko ze względu na naukę, ale też na moje bezcenne podpisy... Dowód: podpisy. Konto bankowe: podpisy. Renta socjalna: podpisy. No i do tego daty. Koniecznie - daty. Do wyborów przez pełnomocnika potrzebny będzie pewnie podpis, do dokumentów związanych z komisją lekarską być może też... 


Ale nie odbierzcie tego, jako narzekania. Wręcz przeciwnie. Dzięki tym podpisom, dobitnie przypomniałem sobie jak się nazywam. Naprawdę, bo przecież na codzień człowiek nie myśli sobie ciągle "Nowak (Kowalski) jestem. Nowak (Kowalski)...". Poza tym, dzięki wpisywanym datom, byłem też świetnie poinformowany, jaki mamy wtedy dzień miesiąca. Poinformowany lepiej niż kalendarz...


Powrócę jeszcze na chwilę do tej komisji lekarskiej. Otóż mój kolega, który również choruje na SMA (czyli Sieć Muskulatury Atletycznej:P) i jest w stanie "technicznym" nie lepszym, jeśli nie gorszym od mojego - dostał ostatnio orzeczenie na... rok. Absurd? Tak. Ale jaki pozytywny! Przecież te osoby, które tak postanowiły, to niezwykli optymiści, wierzący w poprawę stanu zdrowia, i to w ciągu roku. Nie to co my, zakichani ateiści nie wierzący w cuda ani w medycynę - od razu chcielibyśmy orzeczenie na stałe...Skandal...


Wiem, że ostatnio trochę zaniedbuję bloga, ale to przez sporą ilość nauki, a przede wszystkim - przez przeziębienie, z którego pomału wychodzę. Z drugiej strony jednak, może to i dobrze, że rzadziej piszę przez ostatni czas, bo rzadziej też przez to płaczą ludzie. 

Chodzi o to, że już parę osób powiedziało, iż wzrusza się, czytając mojego bloga. Sęk w tym, że z reguły staram się rozśmieszać. Czy do tego stopnia mi to nie wychodzi, że aż przynosi odwrotny skutek?

niedziela, 18 września 2011

Super

Tak mi jakoś przykro, że oni mogą - a ja nie... Korzystają z tego prawa - a ja nie mogę. Oni mają szansę - a ja nie...


Dlatego postanowiłem, że w razie, gdybym kiedyś kandydował na prezydenta, posła lub jakieś inne ciekawe stanowisko, to kampanię muszę rozpocząć już teraz. 


Nie będę obijał w bawełnę - jak mnie wybierzecie, to takie reformy przeprowadzę, że głowa mała.


Pamiętajcie - partia nr 1, lista nr 1, Superman nr 1!



środa, 14 września 2011

Boję się!

Ktoś mi ostatnio uświadomił, że teraz, jako dorosły, ponoszę większą odpowiedzialność za słowa. W związku z tym, boję się pisać cokolwiek, a więc dzisiejszy wpis będzie bardzo krótki...

czwartek, 8 września 2011

Zabiłem muchę

Ostatnio, byłem na weselu. Super było. Naprawdę. Impreza, że klękajcie narody - jak to mówią. Cały czas coś się działo i w ogóle. Nom... Stasiu Wyspiański to najlepszy DJ w mieście. A gdzie tam, w całym kraju! I to darmowy, ani grosza nie bierze! Niestety, mam złą wiadomość dla osób, które chciałyby go zamówić. Gadałem z nim i powiedział, że ma już zajęte terminy na wieki wieków...


Goście na weselu też byli świetni. Mówię Wam, takie luzaki... Poprzychodzili z kosami, jeden przyszedł w zbroi, a jeszcze jeden to nawet na takim siwym koniu przyjechał... Fajnie było.


A tak poza weselem, to wpadłem na pewien pomysł. Dla Was przykry. Otóż, ostatnio, gdy słuchałem piosenki "Teksański" zespołu Hey, uderzyły mnie słowa:


Gdyby chociaż mucha zjawiła się
Mogłabym ją zabić a później to opisać





Niestety, muchy nie było. Postanowiłem więc wyręczyć panią Kasię i osobiście opisać taką dantejską scenę. Może Hey kiedyś to zaśpiewa?




Latała mucha,
Więc ją sprzątnąłem.
Oddała ducha,
Jest już popiołem.


Taki to miałem odruch złowrogi,
Że biednej musze przeciąłem nogi.
Taki to jestem podły morderca,
Że nawet mucha nerw mi wywierca.




Już nie przeleci, już nie zabrzęczy.
Nie będzie mnie już bytem swym męczyć.
Już mi nie zrobi kupy na spodnie,
Odtąd już będę wyglądał godnie.




Nie będzie żółtej plamy na bluzie.
Mucha nie wejdzie mi już na buzię.
Nie będzie smyrać mnie już po ręce
I nie obudzi nad ranem więcej.


Nie wpadnie też już w pająka siatkę,
Z ust mu wyjąłem z muchy sałatkę.
Nie będzie sobie łap już pocierać.
Muszę ją jeszcze tylko pozbierać.


Niech na to patrzą inne owady
I niech nie myślą, że nie dam rady
Unieszkodliwić jednym odruchem.
Co do owadów, to jestem zuchem... 


I jak myślicie - zaśpiewa to Hey? A może jakieś zakłady?


poniedziałek, 5 września 2011

Czarny sen

Miałem pewien sen. Proroczy. Widziałem pewną osobę. Kobietę. Blondynkę. Krótkie włosy. I coś jej się stało. Jakiś wypadek, czy coś. W każdym razie - już po niej. Na jej miejscu, w ogóle nie ruszałbym się z fotela, choć to w ogóle nic nie pomoże. Fatum to fatum. Reżyserskie zwłaszcza, bo to Hanka Mostowiak była...


Abstrahując od tematu, byłem ostatnio w galerii. Głównie popatrzeć, bo jak sama nazwa wskazuje, galeria jest od oglądania; ale, żeby nie było - kupiłem parę rzeczy. Zeszyty, trochę prasy i Colę na ciężkie czasy. Dużo było butów... W jednym sklepie buty, w drugim buty, w trzecim buty... Tak, jakby ludzie nic nie mieli do roboty, tylko chodzić. Tam - i nazot. W kółko, aż zedrą sobie podszewki i kupią nowe. Buty...


A ja to umiem nawet grać w piłkę bez buuutóóów! Cha! Cha! Cha! Konkretnie, to na "budzie" stoję. Dziś też stałem. Przyjechali goście z dziesięcioletnim synkiem. Miałem go zabawić, więc zaproponowałem mu grę w piłkę - bo ileż można z trzecioklasistą rozmawiać o życiu? Chyba deczko się zdziwił - bo takiego piłkarza to raczej jeszcze nie widział - ale z entuzjazmem przyjął propozycję. 

Później cieszył się jeszcze bardziej, bo nawbijał mi masę goli. Ale podczas gry, nastąpił jeden groźny moment. Mianowicie, kolega zapytał mnie, czy wolę Real czy Barcę. A że te kluby "nie przepadają za sobą", to serce mi zaczęło walić jak nie wiem. Myślę sobie: "trafię źle - będzie oklep". Powiedziałem i... nic mi nie zrobił, mimo tego, że był za Realem!


To był chyba najbardziej pokojowy mecz tych drużyn, jaki w życiu widziałem. Okazało się, że sportowe antagonizmy antagonizmami, ale brak mordobicia też jest atrakcyjny...



piątek, 2 września 2011

Ostatni taki pierwszy

Wczoraj, jak to ktoś spostrzegawczo ujął, odbyła się uroczysta inauguracja "przepisywania Googli i Wikipedii do zeszytów szkolnych".


I tak sobie uświadomiłem, że to jest mój ostatni rok przepisywania, że ja już po czerwcu przepisywał nie będę (przynajmniej, na pewno nie do szkolnych).


W tym roku szkolnym, będę miał tylko przedmioty maturalne, z wyjątkiem niemieckiego który muszę mieć mimo tego, że nie będę go zdawał. A więc, z większości "dyscyplin", edukację już zakończyłem. Można podsumować.. 


Mówi się, że człowiek mądrzeje z wiekiem, niestety - zwykle z wiekiem od trumny. Mówi się też, że człowiek uczy się całe życie, a umiera głupi. Na swoim przykładzie pozostaje mi tylko potwierdzić te słowa...


Tak sobie pomyślałem, że gdybym się bardziej przyłożył do biologii, gdy jeszcze ją miałem, mógłbym kiedyś wymyślić pomysłowy lek na jakąś pomysłową chorobę. Oczywiście, nigdy niczego takiego bym nie zrobił, ale pożałować można, prawda? Zwłaszcza już po wszystkim.


Żałuję też mojego niezaangażowania w stosunku do fizyki. Mógłbym wymyślić takie mechaniczne nogi dla "wheelchair mafii" do grania w piłkę... Albo, takie specjalne narty, też dla "wózkersów", bo w zimie to na dobrą sprawę nie ma co robić. No ileż można siedzieć na komputerze (to znaczy na wózku, ale przed komputerem) albo patrzeć jak pięknie i równomiernie rośnie warstwa śniegu przed oknem? No, żeby jeszcze ktoś w poślizg wpadał efektownie co jakiś czas... Ale przed domem droga raczej prosta i musiałby ktoś tego bardzo chcieć, a dzisiaj to ci ludzie tacy niechętni do tego...


Gdybym się bardziej przykładał do geografii, to mógłbym na przykład... to mógłbym na przykład... to mógłbym na przykład... no nie ważne. Coś bym mógł, a nie mogę - i jest bardzo bolesne...


Za to, gdybym się do polskiego bardziej przyłożył, to mógłbym na przykład nie pisać bloga! Paradoks? Nie. Po prostu, z tego co widzę, wybitni poloniści czy w ogóle - poloniści, blogów raczej nie piszą. Piszą książki, wiersze, różne inne mądre zbitki słów, ale blogi - chyba rzadko. Od tego są politycy, podróżnicy, dziennikarze... Ale zaraz... Dziennikarze to to nie są jakoś tak poloniści?


O, mam! Gdybym się bardziej przyłożył, to mógłbym na przykład pisać bloga, jako podróżnik. Ja to bym pewnie zwiedzał głównie Wikipedię i później pisał, że dzisiaj odkryłem ciekawą stronę świata, pt. www...


Podsumowując, przykładajcie się do na nauki, żebyście potem nie żałowali. Co prawda, później możecie żałować, że się za bardzo przykładaliście, a na nic Wam to się nie przydaje - ale tak to już jest. Człowiek lubi sobie czasem pożałować, a że jest to przyjemność chyba zupełnie nieszkodliwa - to nie żałujmy sobie żałować.