wtorek, 29 listopada 2011

Święta must go on!

To nic, że dopiero zaczął się Adwent. W telewizji - a ściślej mówiąc, w reklamach - mamy już niemal Święta!


Ktoś ma zwichrowany kalendarz. Albo oni - albo my. Być może to my żyjemy jednak w opóźnieniu? Jeśli rzeczywiście tak jest i mamy Święta w tej chwili, to...


Już teraz, chciałbym się połamać z Wami opłatkiem. Życzę Wam więc zdrowia, szczęścia, pomyślności w Nowym Roku, no i lepszych kalendarzy! (trach!) (chrup! chrup!)


Przepraszam za krzywą choinkę (bo to choinka jest), ale ja ją rysowałem, więc to chyba wiele wyjaśnia...

sobota, 26 listopada 2011

Zielona karta

Ostatnio pisałem m.in. o emeryturze, ale nie przyznałem się Wam do jednej rzeczy...


Po powrocie z sanatorium, w skrzynce pocztowej czekała na mnie "niespodzianka" - zielona karta. Nie chodzi jednak o tą, która daje przepustkę do USA, a o kartę emeryta-rencisty! ZUS mi ją podarował!


Tak więc, ja nie będę musiał czekać do 67. roku życia. Już teraz mam przywileje. Na przykład pewne zniżki komunikacyjne. Poza tym, jak już wsiądę do tego pociągu czy autobusu, to - gdy pokażę kartę - mam nadzieję, że ktoś mi odstąpi siedzącą miejscówę. Nie będę musiał już stać i trzymać się tych rurek...
Do toalety, z taką kartą, też mnie chyba przepuszczą najpierw. Ja przynajmniej przepuściłbym rencistę, gdybym sam bym nim nie był. 

Problem może być ewentualnie w tym wspomnianym ZUS-ie, bo tam to pewnie wszyscy będą mieć takie karty. I co wtedy? Potrzebomierza chyba jeszcze nie wymyślili, więc kto pierwszy - ten lepszy. A że mój wózek nie jest zbyt szybki, to będę musiał wcześniej zająć miejsce do "raju" w tym że urzędzie...


Jest jednak więcej plusów niż minusów takiej karty. W razie czego będę ją nosił wszędzie. Nawet wózek i mój wygląd mogą bowiem nie zrobić na kimś takiego wrażenia, jak ta karta i ten imponujący tytuł mój - rencista...

środa, 23 listopada 2011

Starsza druga połówka

Emerytury będziemy mieli, jak pewnie już wiecie, później. Nie tak prędko...


Przy tej okazji, mówili wczoraj w telewizji o średniej długości życia Polaków. Okazuje się, że kobiety życia o osiem lat dłużej niż mężczyźni.


W związku z tym, doszedłem do pewnego wniosku: gdy będę szukał żony, to tylko takiej, która byłaby ode mnie właśnie o mniej więcej osiem lat starsza.


Powód jest bardzo prosty: chodzi o to, żebyśmy umarli razem. Bo skoro ja nie będę mógł już żyć, to czemu moja stara ma móc? 

Gdybym wziął sobie żonę w moim wieku, to gdybym umarł, ona miałaby 72 lata i jeszcze osiem przed sobą. Mogłaby więc z powodzeniem wyjść za mąż, tak jak 85 - letnia księżna z Hiszpanii ostatnio. Ba! Może i ze dwa razy, jakby się streściła. Nawet nad mój grób by nie przyszła, no, chyba że z mężem; drugim, trzecim...


Takiej żony to ja nie chcę. Osiem lat różnicy to sporo, ale już wolę to. Niech stracę. 


O! No i przynajmniej emeryturę wcześniej weźmie...

piątek, 18 listopada 2011

Veni, Vidi, Vróciłem.

Na początek mała ciekawostka socjologiczna. Lubię się nimi z Wami dzielić, czy je lubicie czy nie. Acha, wpis będzie przydługawy, więc weźcie sobie paluszki czy coś...


Otóż, podobno, pocałunek zajmuje przeciętnemu człowiekowi 2 tygodnie w skali całego życie. Gdybym więc przez cały okres turnusu rehabilitacyjnego nie robił nic, oprócz tej czynności - to miałbym ją już z głowy do śmierci. Jednak, jak sama nazwa wskazuje, na turnus rehabilitacyjny jedzie się głównie po to, by ćwiczyć. Głównie, ale nie tylko...

Pan rehabilitant rzeczywiście przywracał mnie do "zdrowia:. Przypalał mnie lampką Sollux, masował (kończyny dolne, górne i GRZBIET) oraz zakładał "dźwignie" na kolana, łokcie i inne. Tutaj muszę się pochwalić, że rzadko odklepywałem - przeważnie wytrzymywałem do końca rundy...


Ze spraw poza rehabilitacyjnych, jest trochę więcej do napisania. Już w drugi dzień turnusu zostałem niemile zaskoczony. Chodziło o to, że na pierwszych zajęciach grupowych, panie terapeutki zaproponowały zabawę przy piosence, która zaczynała się od słów "Dwóm tańczyć się zachciało...". Już na pierwszy rzut oka widać propagowanie homoseksualizmu. 


Wniosłem więc protest nieformalny, ponieważ ta piosenka nie tylko mnie gorszyła, ale - co gorsza - mogła zgorszyć biedne dzieci! Nie dość, że Żwirek i Muchomorek, Bolek i Lolek, Twinky-Winky - to jeszcze to! Na szczęście, panie przyjęły protest konserwatywnego pacjenta, zrozumiały swój śmiertelny i niewybaczalny błąd. Piosenka wyleciała z kanonu... Jak to dobrze, że ja tam byłem!


W jedną z sobót, zostały zorganizowane Andrzejki. Oczywiście to był falstart, chodziło o to żeby nasz turnus, który nie załałapałby się na właściwą imprezę, też sobie powróżył. No i powróżył...


W jednej z przepowiedni, okazało się, że będę... listonoszem! Powiem Wam, że wcześniej nie myślałem o tej profesji, ale to jest genialny pomysł! Pojazd już mam, poza tym jako listonosz, nie będę miał takiej wady kręgosłupa, jaką miałbym np. jako dziennikarz. Od tego pisania na komputerze to jeszcze skoliozy bym dostał; a tak to będę prościutki jak teraz, jak ten drut po prostu...


Najgorszy moment na turnusie, nastąpił niedługo po tej wróżbie. Mianowicie, Cyganki odlewały wróżby z wosku. Była kolejka, chciałem więc zaczekać i podjechać na końcu. Gdy podjeżdżałem do stołu i byłem trzy metry przed nim, wróżbitki zabrały wosk, zgasiły lampkę i zamknęły interes. Popadłem w rozpacz! Jak mogły!?


Tłumaczyły się później, że wosku brakło, że nie było skąd wziąć itd... Ale to było tak upokarzające! Potraktowały mnie jak śmiecia! Nawet mnie chyba nie zauważyły! Wszyscy coś odlali, a ja nic! Z tej czarnej, bezdennej rozpaczy to nawet Piccolo nie potrafiłem przełknąć. Próbowałem jeszcze w ramach protestu zablokować windę, kolega przywiązał mnie do windy szarym papierem toaletowym, ale panie zeszły schodami...


Na szczęście później mi trochę przeszło. I dobrze, bo już miałem plan, żeby umieścić na blogu zdjęcia tych Cyganek, przepasać oczy takim czarnym itd. oraz napisać skargę do Strasburga. Wybaczyłem, ale nie zapomnę!


W "zieloną noc", to tak ktoś klamki pastą wysmarował, że Wam mówię. Panie sprzątaczki biedne, miały  tyle roboty... Co za chamstwo!


Poza w/w wydarzeniami było oczywiście wiele innych, ale nie o to przecież chodzi, żeby wymienić wszystkie. Podsumowując, było świetnie. Wszystko za sprawą naprawdę fajnych ludzi - personelu, turnusowiczów... Szkoda, że następny wyjazd tam dopiero za rok...


Na koniec, mam do Was pytanko: gdzie jest Orzeł?

środa, 2 listopada 2011

Pa pa...

Jutro wyjeżdżam do sanatorium na dwa tygodnie, więc przez ten czas nie będę pisał. Napiszę jak wrócę i o ile wrócę żywy, bo w końcu bywa różnie.


Zostawię zapalonego znicza dla tych, którzy sami sobie go nie zapalą. No może i za darmo go skołowałem, ale za to poświeci dłużej, niż te Wasze na baterie, o!