piątek, 24 czerwca 2016

A jednak ZUS...

W poprzednim poście pisałem o nowym filmie pt. "Zanim cię poznałem" (którego znam tylko zwiastun) ze sparaliżowanym gościem w roli głównej i o tym, jaki pomysł mi on podsunął. Wczoraj jednak dowiedziałem się, iż nie jest to tylko romansidło. Główny bohater bowiem, o ile się orientuję, dokonał na sobie eutanazji. 

Wyjaśnienie jest jedno: ZUS. To ZUS zapewne jest pomysłodawcą zekranizowania tej powieści. Zrobili film z eutanazją, a następnie wyemitowali zwiastuny, że to taki romantyczno-wzruszający. Chcą zachęcić do jego obejrzenia jak największą ilość inwalidów i delikatnie zasugerować,  że ta eutanazja to jest pomysł nie w kij dmuchał i należałoby taką akcję rozważyć. Szczwane lisy...

O tego typu perfidnych pomysłach ZUS-u pisałem już nieraz. Ostatnio o tym z krematorium. ZUS dybie na mnie i innych inwalidów, bo chce naszymi trupami załatać dziurę w budżecie. Trzeba być czujnym i nie chodzić do kina.

sobota, 18 czerwca 2016

"Ale to nie był film..."

O tym, że niepełnosprawni są na topie pisałem już dawno. Ostatnie obserwacje popkultury i nie tylko utwierdzają mnie w tym. Jadę wózkiem po ulicy - widzę kobietę na wózku. Patrzę gdzieś w telewizor - osoba na wózku. Włączam jakiś teledysk - zasuwa gość na wózku. Spoglądam w lustro - koleś na wózku. Są wszędzie. A Wy i tak myślicie, że to masoneria rządzi światem...

Ostatnio do kin wszedł film romantyczny z gościem na wózku. Takie combo. I to na pewno nie pierwszy w niedługim czasie, bo produkcji o inwalidach było już sporo. Więcej jest chyba tylko o miłości (cholera, zawsze na drugim  miejscu!). Nie oglądałem tego filmu, ale reklama zaintrygowała mnniiiie na tyle, że obejrzałem zwiastun. Historia jest oparta o fakty, następnie o książkę. Sparaliżowany facet poznaje jakąś mającą problemy ze znalezieniem odpowiedniej pracy laskę, zakochują się w sobie itd. Nie wiem jak film się kończy, ale w zwiastunie było pokazane ujęcie jak facet leży w szpitalu; możliwe więc, że skończył jak każdy porządny wózkowicz - kołami do góry. 

No nieważne - jakby nie skończył, rzecz rozchodzi się o coś innego. Koleżanka mówiła, że płakała przez cały film. W związku z tym wpadłem na pomysł, że zaproszę na niego do kina którąś tą koleżankę z Uniwersytetu Trzeciego Wieku; tą, która ma dobre mieszkanie z windą (byłoby fajnie gdzieś w centrum). Zamówię jej jakiś zestaw (ale bez popcornu, naturalnie, bo może wejść w protezę). Jak już zacznie smarkać, to nagadam jej coś o miłości, a po seansie, kiedy ze wzruszenia spadnie jej już moher - zabiorę ją prooosto do notariusza! Mogę ją nawet zawieźć na kolanach, jak ten kolo z filmu, tylko musi się trzymać, bo czasem po chodniku trzęsie. 

A potem będzie fajnie. Emerytka, emeryturka, wygodne mieszkanie w centrum... Będzie miłość jak na filmie!