niedziela, 3 lipca 2016

Centralna atrakcja

W Polsce - zasłużenie z resztą - bohaterami narodowymi stali teraz się piłkarze Reprezentacji. Gdzie się nie pojawiają, tam tłumy, oklaski i okrzyki. Są na świeczniku. Zero prywatności. Wiem, jak się czują.

Ja mam tak samo, z tym, że moimi fanami jest część Narodu do lat, powiedzmy, siedmiu. Na dzielni wzbudzam niebywałe zainteresowanie, a duża w tym zasługa mojego wózka (w sumie nie wiem czyja większa). Rzadko dzieci mijają mnie obojętnie, nie patrząc z otwartą buzią lub nie zadając rodzicowi pytania typu: A ciemu ten pan jedzie na takim siesiełkuuu?

Jednak największe propsy zbieram gdy mijają mnie różnego rodzaju wycieczki przedszkolne. Wtedy nogi tych dzieci są już po drugiej stronie ulicy - a głowy i zaszokowane twarze zostają jeszcze przy mnie. Czuję się wówczas jak C. Ronaldo, a nawet Michał Pazdan. Dzieciaki z pewnością mogłyby stać i patrzeć minutami, analizować mój widok itd., gdyby nie fakt, że facetka ich pogania...

Czasami mam wrażenie, że jestem główną atrakcją Krakowa (a może zabytkiem). Smok Wawelski mógłby mi czyścić buty ortopedyczne, a na pewno powinien mi ustąpić miejscówy w swojej jamie (tym bardziej, że ja też jestem chłop jak smok). To jest z resztą również dobra opcja na pracę na przyszłość. Stanąć gdzieś na Rynku i pobierać np.: 5 zł za dwadzieścia minut patrzenia, 10 zł za możliwość pospacerowania ze mną i zrobienia sobie selfie, a za 15 zł  - opcja "full"', czyli dodatkowo biorę dziecko na kolana i robimy rundkę dokoła Rynku. Kolejka do mnie byłaby jak po karpia przed Wigilią!

Za jakiś czas rozważę tę fuchę.  Tymczasem uprzedzam ewentualne zarzuty, iż chcę zarabiać na dzieciach: nie na dzieciach, tylko na rodzicach... 500+ jest?!