poniedziałek, 26 lutego 2018

Dorosłość samodzielna

Psychologia strach przed zmianami uważa za coś naturalnego. Nawet, jeżeli zmiana ta prowadzić ma do poprawy sytuacji. Prowadzi to czasami do dramatycznych skutków. Tacy jesteśmy. "Jest ch....., ale stabilnie"  -  głoszą napisy na memach i jest to trafne podsumowanie naszej reakcji obronnej. 

Jestem i ja zagrożony. Przynajmniej tak się czuję. Naukowcy ciągle dążą do wynalezienia leku na moją chorobę, ba, jeden już nawet wynaleźli (na szczęście jest tak drogi, że jego przyjęcie mi nie grozi, a przynajmniej nie wcześniej niż za 150 lat, kiedy już na niego zaoszczędzę przy optymistycznych obliczeniach). Teoretycznie powinienem się cieszyć i czekać z nadzieją. Jednak jeśli kiedyś doszłoby do tego, że będę nagle pełnosprytny, to co wtedy będzie? Będę musiał nauczyć się życia od nowa. 

Po pierwsze - trzeba będzie nauczyć się chodzić. Moi rówieśnicy już dawno tą akcję mają za sobą. Niektórzy mają ją opanowaną do tego stopnia, że i po Juwenaliach są w stanie chodzić, a przynajmniej są w stanie próbować. Dla mnie ta czynność jest obca i głupio będzie wyglądało, jak absolwent szkoły wyższej będzie co chwilę na ulicy robił buuuulala...  Stracę na dzielni resztki szacunku, który dotąd uzyskałem być może właśnie tylko dzięki temu, że nie chodzę. 

Ale gdybym tak nauczył się chodzić - choćby ruchem jednostajnym prostoliniowym - dalej będzie tylko gorzej. Przyjdzie bowiem czas, by nauczyć się parzyć herbatę. A to trzeba przecież umieć otworzyć czajnik, nalać wodę, postawić czajnik na odpowiednim miejscu, uruchomić, nie pomylić kolejności... Dotąd te sztuczki znam tylko z widzenia i legend, ledwo z resztą odróżniam czajnik od patelni (bo i na co mi nadmiar wiedzy?), a co będzie jak wyzdrowieję? 

Idźmy dalej. Wypadać będzie nauczyć się obierać ziemniaki. Całe życie to mi obierano, pasuje więc choć trochę się odwdzięczyć. Niestety, do tego potrzebny jest nóż, a ja będę musiał nauczyć się go nie dość, że trzymać, to jeszcze nim posługiwać i to tak bezbłędnie, żeby nie obrać palca zamiast ziemniaka. Kosmos. Sztuka ubrania się - samodzielnego - przerasta już moje najśmielsze fantazje. Połamię sobie przy tym przecież wszystkie kończyny i zaś wrócę do punktu wyjścia... Ja nie wiem jak ludzie to robią. Trzeba mieć nie byle technikę i koordynację ruchową. 

Zakupy należą już do wyższych czynności społeczno-gimnastycznych. Na takie akcje się nie piszę. To trzeba odróżnić przecież mleko od cukru, jabłka od pasztetu, włożyć do koszyka, zapłacić... Nigdy tego nie robiłem, wiem tylko tyle, że jajka się biorą ze sklepu i to wszystko. Jeśli już miałbym zrobić zakupy, to przez pierwszych kilka lat z kimś dorosłym obok. Najlepiej z Mamą. Będzie bezpiecznie. 

A przecież sztuka chodzenia, ziemniaki, czajnik i zakupy do dopiero wierzchołek góry lodowej. "Dżungla życia" samodzielnego jest o wiele bardziej niebezpieczna. Poza tym jest jeszcze jedna kwestia, fundamentalna: czy wraz z tą nauką życia nie musiałbym od nowa rozpocząć rozwoju intelektualnego? Pytanie otwarte, ale kwestia wyzdrowienia nadal nierealna.