poniedziałek, 29 września 2014

Kolejne, wrzesniowe historyjki studenta

Pisalem niedawno takie anegdotki  o wrzesniowym okresie przedakademickim  Po tym wpisie jeszcze pare fajnych historyjek sie odbylo. 

Zalatwiajac formalnosci zwiazane z drugim kierunkiem, udalem sie do Biura ds. Osob Niepelnosprawnych mojej nowej Alma Mater. Chcialem dopytac o szczegoly Indywidualnej Organizacji Studiow. Pani z Biura zadzwonila do dziekanatu, gdzie poinformowano, iz IOS przysluguje dopiero od drugiego roku studiow. 

- Ale to jest ciezki przypadek - odparla Pani Monika tonem mowiacym: potem ci wszystko wyjasnie, rozmowa kontrolowana. Pani po drugiej stronie sluchawki, po tym zdaniu, bez slowa protestu wyjasnila, co nalezy zrobic, by IOS uzyskac. Coz, widocznie powszechnie wiadomo, ze jesli Pani Monika mowi, iz przypadek jes ciezki, to znaczy, ze zarty sie definytywnie skonczyly...

Do tej samej rekrutacji potrzebne bylo wypelnienie zyciorysu, w tym rubryki ''dodatkowe umiejetnosci''. No balem sie, ze pusta kartke oddam! Jak spiewal Perfect, ''Pewnego dnia

Zrozumiałem, że ja 

Nie umiem nic''. Mimo, iz duzo bym chcial - np. szybko biegac, 

czy grac na flecie (poprzecznym). Z desperacji myslalem przez 

chwile, ze wpisze ''doskonala jazda elektrycznym wozkiem 

inwalidzkim'', ale jeszcze by pomysleli, ze ja sobie robie zarty.


Tak czy inaczej, przyjeli mnie. Mimo wszystko...

piątek, 26 września 2014

Lot nisko

Jestem w Anglii u powiekszonej po raz kolejny rodziny. Jadac tu, podobnie jak rok temu (link tutaj), juz na lotnisku mialem okazje do kilku spostrzezen. 

Na przyklad takiego, ze cos z tymi blondynkami jest na rzeczy. Jedna z pracownic lotniska, dokonujacych odpraw, miala piekne, dlugie, zlociste wlosy. Byla ladna, mila i zabawna. Najpierw pomylila cos z ta karteczka cos sie dostaje do bagazu (chodzilo bodajze o moj wozek). Po chwili opanowala sytuacje, a nastepnie zaczela tlumaczyc, jak dojsc do gate-u nr 3 oraz gdzie skrecic, gdy miniemy check-in. Jej imponujaca znajomosc jezyka Shekspira dala mi motywacje do dalszej nauki angielskiego. Zeby na przyszlosc nie zaginac na airporcie...

Dostrzeglem tez co najmniej dwa miejsca, gdzie niepelnosprawni (i) chudzi sa dyskryminowani. Po pierwsze: te linki na lotnisku, rozciagniete dla uporzadkowania ruchu kolo bramek, dyskryminuja ludzi na wozkach, bo kazdy gibki moze bez problemu sobie pod nia przejsc, schylajac sie pod katem ostrym. A niepelnosprytny ma pecha - niech sie czuje, jak w ringu...

Po drugie: niesprawiedliwe jest to, ze zarowno ja, wazacy niewiele, jak i osoba bardzo puszysta, mozemy ze soba zabrac dokladnie ta samo ilosc bagazu bez doplaty. Powinno to byc uzaleznione od wagi! Gdyby tak bylo, nic bym nie tracil, bo jako ten bardzo lekki, w cenie biletu moglbym ze soba zabrac nawet cielaka...

Tymczasem koncze. Przepraszam za wpis bez polskich znakow, ale w Anglii sie chyba alt zacina. Na koniec dobry skecz, a' propo tematu.


piątek, 19 września 2014

"Zielone ludziki" już w Polsce



Do poprzedniego wpisu mógłbym dorzucić jeszcze parę rzeczy, ale może innym razem, co by nie mieszać. Tymczasem... 

Wczoraj do akademika przyjechała wycieczka z Rosji. Przybyli dzień po rocznicy agresji ZSRR na Polskę. To separatyści, ubrani w skórę turystów. Jedna Rosjanka miała nawet taką zieloną torebkę, więc popełniają drobne błędy w kamuflażu. Poza tym, jeden z gości nucił pod nosem jakąś pieśń; to nie był Kazaczok, bardziej coś wojskowego. 

Pierwsze co zrobili po przyjeździe - poszli na spacer po okolicy. Robili zdjęcia - wiecie, taki wywiad. Pewnie zaraz po, wszystkie wysłali Putinowi. 

Niewiele brakowało, a w korytarzowych drzwiach byłbym potrącił jedną z młodych separatystek. Wyglądała naprawdę, naprawdę... niegroźnie - wręcz przeciwnie. Na szczęście, zdążyłem wyhamować. Gdyby nie to, Rosja miałaby być może bezpośredni pretekst do ataku.

Chcą nas wziąć z zaskoczenia, ale nie wiem, kto tu jest lepszy w zaskakiwaniu. Wczoraj wieczorem graliśmy  przecież w siatkę z Rosję. Nasi goście - a przynajmniej część z nich - pewnie chcieli sobie meczyk obejrzeć w akademiku; tym bardziej, że przyjechali do kraju gospodarza. A tu - taki haczyk! Ha! Zakodowane! Zostaje transmisja w internecie. To się nazywa zaskoczenie na froncie!

Bądźcie jednak spokojni. Kontroluję sytuacje. Pilnuję Polski. Przynajmniej przed ludźmi Putina, bo przed władzą nie jestem w stanie...

piątek, 12 września 2014

Pani Terenia i inne, wrześniowe przypadki

Zbliża się październik. Rejestracje, rozliczenia, rekrutacje... Ostatnio stosunkowo niewiele brakowało, a byłbym się na WF zarejestrował. To mógłby być definytywny koniec mojej kariery naukowej, bo o zaliczenie byłoby trudno. Co prawda, prowadzący mógłby - w geście swej dobroci - sadzać mnie na ławce rezerwowych, ale gdyby komuś z podstawowego składu coś się stało - to "sprawa by się rypła"...

Na WF się jednak nie zarejestrowałem, co nie znaczy, że na uczelniach jest łatwo. Niedawno dzwonię do jednego z sekretariatów krakowskiej uczelni "w bardzo nietypowej sprawie". Długo tłumaczę, o co mi się rozchodzi. Mówię i mówię, tchu mi brakuje, sprężam się, wytężam muskuły... Wreszcie skończyłem. Zadowolony, bo teraz to ja będę słuchał, w odpowiedzi słyszę:
- yyyyy... Wie pan co... To ja może dam Panią Terenię, bo - szczerze mówiąc - ja się nie orientuję...

Podczas jednej z rejestracji internetowych, natrafiłem też na pewien rodzynek "prawny". Musiałem wybrać z listy swój stan cywilny. Do wyboru miałem "wolny", "kawaler", "żonaty" "wdowiec", "rozwodnik". Poczułem się, jakbym grał w "Milionerach". Wziąłem "pół na pół"... Trzy ostatnie propozycje w miarę szybko odrzuciłem. Został mi "wolny" i "kawaler"... To ci dopiero psikus! Jakby nie Mama, tej rundy bym chyba nie przeszedł. A nauka się jeszcze nawet nie rozpoczęła!

Na koniec wpisu mam kolejny suchar własnego autorstwa, z cyklu "Trochę suche, ale zawsze!"

- Skąd wiadomo, że system Windows jest wyznawcą prawosławia?









- Bo ma wiele ikon...

czwartek, 4 września 2014

Krwiożerczy kapitalizm (plus... mój suchar o Korwinie)

Ale pokazali Mistrzostwa...  Nawet usprawiedliwienia typu "bo inaczej musielibyśmy dopłacić", kibiców przekonują średnio. No i bojkot. Jeśli Polsat jednak, mimo wszystko dużo zarobi - też chyba pomyślę o opłacie za czytanie bloga...

W ostatnim czasie przekonałem się też, czym jest naprawdę krwiożerczy kapitalizm. Przypadkiem znalazłem w sieci ofertę myszki, sterowanej przy pomocy czułego ustnika - dla osób wybitnie niepełnosprytnych (tak, są lepsi ode mnie, ale ja też robię progres!). Cena u producenta - 800 zł. Cena tej samej myszy w innej firmie - 4899 zł...

Aż wrócił mi mój kompleks - kompleks słabości z przedmiotów ścisłych.
- Panie! - niemal krzyknąłem przez telefon do producenta sprzętu - Przecież oni to sprzedają dziewięć razy drożej!
W tym momencie coś mi podpowiedziało, że coś tu poszło źle... Cóż, gdy rozmawiałem z tym gościem, miałem nieco odchyloną w tył głowę, więc sześć z dziewięć miało prawo mi się zamienić. Prawda?

Eh, chyba nie mam zadatków na kapitalistę, nawet nie znam tabliczki mnożenia. Z socjalizmem też jest problem; trzeba umieć dzielić... Zostaje korporacjonizm.

Mam za to własny suchar, wpadający w tematykę wpisu.
- Dlaczego Korwin chodzi po krakowskim Rynku Głównym tylko wówczas, gdy ten jest zupełnie pusty?












- Bo lubi wolny rynek


-