poniedziałek, 29 czerwca 2015

Będę fit

Nawiązując niejako do poprzedniego wpisu, chciałbym jeszcze podtrzymać tematykę diety i zdrowia fizycznego. Ostatnio jedna ze studenckich przychodni medycznych zorganizowała taką akcję "Bądź fit na wakacje" (dedykowana pewnie szczególnie studentkom). Dzięki niej istniała możliwość m.in. uzyskania porady z zakresu zdrowego żywienia czy sposobność obliczenia swojego BMI.

Niestety, z przyczyn technicznych nie mogłem wziąć udziału w akcji. Żałuję, bo ja też chciałbym być fit. Co prawda, nie mam zbyt dużych problemów z nadwagą, ale zawsze może być lepiej - chociaż gdy obliczyłem kiedyś przez internet swoje BMI, to wyszedł mi opis "skrajne wycieńczenie" (z czym ja się oczywiście nie zgadzam). Mówi się "najpierw masa, potem rzeźba". U mnie i z jednym i z drugim mogłoby być chyba jeszcze troszkę lepiej - to jeszcze nie jest ta sylwetka na lato (muszę chyba zwiększyć częstotliwość rehabilitacji). Fajnie byłoby być fit, mimo, iż na plażę się nie wybieram (bo gdybym się w tym piasku "zarył", to nikt by mnie nie wyciągnął stamtąd, bo fit plażowicze nie mieliby siły). Chciałbym być taki dla siebie samego, bo fit to przede wszystkim stan umysłu...

I mam wrażenie, że w tym wszystkim nie chodzi o to, żeby być zgrabnym, szczupłym... Gdyby tak było, to ta akcja (i nie tylko ta) nazywałaby się "Bądź szczupła na lato". To już wychodzi widać z mody. Więc o co w tym chodzi? Właśnie o to, żeby być fit!

A jednym ze sposobów na utrzymanie eleganckiej sylwetki jest np. wakacyjna wyprawa rowerem przez całą Polskę - nad Bałtyk. Zrobi tak mój kolega Dominik (autor mojego portreciku z bloga), który wraz z kolegą w sierpniu pokona tą 750- kilometrową trasę na dwóch kołach, przy okazji pomagając mi (szczegóły na fanpage'u na fb pod tym linkiem). Za ten pomysł i inicjatywę chciałbym im najmocniej podziękować. Nie wiem, czy zasłużyłem na takich kumpli...

środa, 24 czerwca 2015

Kwasu nie będzie

Przygotowując się do jednego z egzaminów czytałem sobie o teoriach takich ciekawych - mających wykazać, że rzeczywistość nie istnieje, że jesteśmy tylko mózgami podłączonymi do halucynogennej aparatury itd. Czytałem te kolejne teorie w nadziei, że któraś z nich będzie nie do obalenia. To by bowiem oznaczało, że już nie muszę się uczyć do egzaminów - bo taki głupi nie jestem, żeby się uczyć czegoś, czego nie ma. Niestety, żaden z tych filozoficznych pomysłów mnie nie przekonał, a sesja prawdopodobnie istnieje (choć nie w sensie metafizycznym, bo nie jest bytem).

Tak czy inaczej - prócz mózgu, trzeba kształtować też mięśnie, bo przecież "w zdrowym ciele, zdrowy duch" - czego żywym dowodem jestem ja. Żeby nadal trzymać formę ponad normę, zacząłem zażywać kwas foliowy. Nie, nie jestem jeszcze w ciąży. Kwas foliowy podobno może pomóc w spowolnieniu postępu zaniku mięśni. Może ale nie musi - czyli zasadniczo podobnie jak wszystko, co człowiek je. Niemniej, warto spróbować - jeśli nie pomoże jako lek, to może choć zadziała tu efekt placebo.

A może jednak pomoże ponad oczekiwania i będę wyglądał jak Ursus z Quo Vadis? Producent kwasu zatrudni mnie do reklamyna bilbordach będą wisieć moje zdjęcia "przed" i "po", a pod spodem opis: Do niedawna był w stanie podnieść tylko 40 dag; teraz podnosi już drugie tyle! Będą wywiady dla "Muscular Development" i w ogóle...

A co będzie, jeśli kwas foliowy mi nie pomoże? Na pewno nie będzie "kwasu"; przeciwnie - wtedy, prędzej czy później, wyzdrowieję! Stanie się tak, bo ostatecznie kiedyś zupełnie utracę muskuły, a co za tym idzie, będę zdrowy zdrowy jak ryba! Jeślibym bowiem nadal wówczas chorował na zanik mięśni - to chorowałbym na zanik czegoś, czego nie mam, a to prowadzi logicznie do sprzeczności!

piątek, 19 czerwca 2015

Wykształcenie niewyższe

Sesja sesją, ale zasadniczo dobiegła końca moja edukacja na pierwszym stopniu politologii. Jeśli wszystko na tym kierunku uda mi się zdać za pierwszym razem, to przez dwa miesiące - do obrony - będę jak była była "głowa państwa", która miał tytuł mgr, mimo, iż przez swój angaż w politykę nie zdołała już obronić pracy. Jak śpiewał Kazik - Już mam wyższe wykształcenie, chociaż studiów nie skończyłem, jak prezydent Kwaśniewski...
 Prezydentem jednak nie będę, nawet Krajowego Zrzeszenia Rencistów (choć ostatnio znowu awansowałem w tej hierarchii na wyższy level, bo lekką rewaloryzację renty dostałem).

Powoli przychodzi jednak czas wspomnień z tego mojego okresu studiów. Pamiętam np., jak spory czas temu, jeden z prowadzących, po ledwo zdanym kolokwium powiedział mi: Panie Kamilu... Inteligencję trzeba czasem rozcieńczyć wiedzą... To były dość mocne słowa, które przypomniały mi się dzisiaj, choć na innej uczelni, kiedy prowadząca opowiadała mi o jednym z jej najlepszych studentów: Wie pan co... On nie dość, że ma wielki talent, to jeszcze się uczy...
Ostatnie słowo wypowiedziała z takim wbitym we mnie wzrokiem, że o mało mi mięśnie nie urosły.

Szczególnie zapadł mi też w pamięć jeden z niezwykle życzliwych i roztargnionych profesorów.  Podczas pierwszego spotkania pyta mnie:
- Pan Ciemniak, prawda?
- Tak... Tzn.: Cierniak
- No no... Ciemniak, Ciemniak...
Tak już zostało. Mieszka blisko akademika, czasem mijamy się na ulicy, kiedy prowadzi na spacer dużego wilczura (choć nie wiem, kto tam kogo prowadzi). Pyta wtedy niemal jednym tchem:
- O, dzień dobry, panie Ciemniak! Co u pana słychać? Tak? No to fajnie! Cieszę się! No... To do widzenia!

Było wielu prowadzących, których miło wspominam[ chcieli przekazać studentom coś więcej, niż tylko definicję, daty... Rozumieli swoją misję. Ja jestem zwolennikiem utożsamiania mądrości nie tyle z wiedzą, co z jakąś życiową postawą, jakimś dobrem. I pewnie nie tylko ja żałuję, że programy studiów są często stosunkowo ubogie w taką "wiedzę", w taki przekaz.

A tymczasem idzie dla mnie męczący tydzień. W ciągu najbliższych siedmiu dni czekają mnie dwa zaliczenia i cztery egzaminy. Takiego sajgonu jeszcze nie miałem...


środa, 17 czerwca 2015

System Eliminacji Studentów

Do ostatniego wpisu pasuje jeszcze jedna anegdotka sprzed kilku dni, choć niezwiązana bezpośrednio z "moralnością". Jadąc przez park, mijam powoli starszego pana o lasce (jakieś 80+). Zwraca się do mnie drżącym, spokojnym głosem:
- Przepraszam... Czy ty dobrze widzisz?
Z trudem powstrzymując śmiech spowodowany tym bezpośrednim tematem odpowiedziałem:
- Raczej dobrze...
Na co starszy Pan:
- Czyli... Gdybym pokazał ci album... to byś wszystko dobrze widziała??
(Osoby, które dawno mnie nie widziały chciałbym poinformować, iż bądź co bądź - mam teraz najdłuższą brodę w życiu...)


Poza tym, jestem w trakcie sesji. Nie rozumiem idei tego legendarnego projektu; to nie służy nauczeniu się czegoś, umysłowy maraton sprzyja zapominaniu i bylejakości. Nie wiem, mówiąc szczerze, jak powinna wyglądać alternatywna wersja weryfikacji semestralnej wiedzy, ale inaczej.


Tak czy owak, chciałbym Was zostawić z kilkoma refleksjami (spośród tych bardziej zrozumiałych), na które natknąłem się kując:

1. "Byt jest tym, czym jest i nie jest tym, czym nie jest".
2. "Prawda bytu koniecznego jest jedyną prawdą, która jest z konieczności prawdziwa, ponieważ istota tego bytu nie może być inna, niż jest"
3. "Entia non sunt multiplicanda praeter necessitatem"

Także radzę o tym pamiętać...


czwartek, 11 czerwca 2015

Tacy są ludzie

Niektórzy twierdzą, że ludzie są źli. Albo, co bardziej filozoficzni – że człowiek jest zły. Podam parę niedawnych kontrprzykładzików z autopsji, by wykazać, że się mylą.

Przechodzę kiedyś przez ulicę niedaleko akademika. Podchodzi do mnie starsza pani. Dużo starsza. Przygarbiona, z chustką, laską... Pewnie słabo widząca.
- Pomóc przejść? - pyta drżącym głosem. Myślę sobie: „Jeśli się zgodzę, zginiemy oboje. Jeśli nie – i tak może któreś z nas teoretycznie tego nie przeżyć”. Zawsze jednak bałem się śmierci w samotności, dlatego przyjąłem propozycję. Stało się coś niebywałego – babcia jak po soku z gumijagód wskoczyła na jezdnię, jedną ręką zatrzymała zwalniający i tak samochód, zrobiła obrót na pięcie i energicznym ruchem ręką pokazała mi, że mogę jechać. To była akcja!
Pomijając jednak to, trzeba zauważyć, że pomogła mi mimo tego, iż sama – bądź, co bądź - najsprawniejsza nie była...

Innym razem, pojechałem do kościioła na Mszę Św. Gdy do niego wjeżdżałem, przeciąg zwalił mi dużą część moich długich włosów na oko. Wyglądałem jak pirat. Zacząłem dmuchać w te włosy. Co dmuchnę – spadają tak samo. Starałem się dmuchać w miarę rzadko, żeby nie dekoncentrować wiernych. W końcu, po ok. dziesięciu minutach groteski, podeszła do mnie młoda, zgrabna laska i delikatnym ruchem poprawiła mi fryz.
Podeszła ona, choć z kilku osób, które musiały zauważyć moją nierówną walkę z własnymi włosami, wcale nie stała najbliżej. Może chciała mnie niepretensjonalnie poderwać, a może ją po prostu już denerwowałem (co jest możliwe, bo chyba trochę narwana była; dużo i szybko ruszała nogami). Nie wiem, ale tak czy owak, do dziś jestem jej wdzięczny. Ułatwiła mi wtedy życie...

I przykład najnowszy. Rozmawiam pod kościołem z przypadkowo spotkanym kolegą. Nagle od tyłu podchodzi do mnie starsza kobieta.
- Proszę, to dla pana – oznajmiła, trzymając w ręku bankot.Powiedziałem, że nie mogę go przyjąć, ale jest mi miło itd. Chwilę polemizowała, po czym schowała pieniądz.
- Jest pan bardzo miłym człowiekiem. Ma pan piękne oczy. - powiedziała. Żeby trochę rozluźnić tą napiętą atmosferę, odparłem:
- Nie wyspałem się, to pewnie przez to.
- A to dlaczego pan się nie wyspał?
- Miałem dużo nauki...
- A to pan się jeszcze uczy, tak?? I pewnie musi pan czytać dużo książek i gazet, prawda? - zapytała. Przytaknąłem, choć muszę przyznać, że z gazet to już dawno się nie uczyłem...

To tylko prymitywne wręcz przykłady, ale tacy są ludzie. Na pewno nie źli. A czy dobrzy? Chyba też nie. Ludzie są po prostu różni. Jedni lepsi, drudzy gorsi. Tak samo, jak świat nie jest do końca ani sprawiedliwy, ani niesprawiedliwy. Życie nie jest ani okropne, ani piękne – zresztą, zależy czyje. Ostatnio okazało się nawet, że nie każdy mężczyzną jest mężczyzną i kobieta kobietą. Generalizujemy, żeby ułatwić sobie jakoś poznawanie świata, żeby ogarnąć jakoś swój umysł. Ale etykietki to głupi środek...



piątek, 5 czerwca 2015

Mój list do Partii


Pozwoliłem sobie dziś wysłać pewnego maila na adres biuro@platforma.org. Pod tekstem potwierdzenie.


"Witam,

piszę w związku z nieoficjalnym ogłoszeniem o ofercie pracy, jakie znalazłem w dzisiejszym wydaniu "Rzeczpospolitej". Chodzi o te 50 nieobsadzonych jeszcze etatów na stanowisko "antypisowski hejter".


Jeśli dacie mi Państwo szansę - na pewno nie zawiodę, ponieważ bardzo zależy mi na tym stanowisku. Jestem rencistą-studentem, idą wakacje więc chcę trochę dorobić do swojej renty. Jest ona tak niska, że nie dostałbym kredytu nawet we frankach, ani w juanach chińskich, ani nawet w Providencie. Nie chciałbym emigrować, dlatego też cieszę się, iż Partia swoje fundusze z budżetu - ciężko przez podatników  (a raczej idiotów, cytując p. Bieńkowską, bo większość z nich zarabia grubo poniżej 6000) zarobione - przeznacza na pracę dla obywateli. 


Z kolei dzięki temu, iż jestem niepełnosprawny, mam dużo czasu, który mogę poświęcić na pracę dla Partii. Na boisko nie pójdę, na basen nie pójdę - mogę siedzieć i hejtować! Piszę raczej powoli, więc każdy wpis będzie przemyślany po sto razy. A internet znam jak Miro Rycha i Zbycha.


Mam doświadczenie. Do tej pory współpracowałem nieco z PiSem; byłem jednym z tych "wynajętych skur...", cytując cytat zacytowany przez europosła Szejnfelda. Namawiałem, żeby nie głosować na rezydenta Komorowskiego, i tak się wkręciłem, iż przez chwilę uwierzyłem nawet, że faktycznie on miał/ma coś wspólnego z WSI! Niestety, po tym jak p. Duda wygrał wybory, zakończyli ze mną współpracę. To jednak dzięki takim jak ja - wygrali!


Na koniec: roszę sobie nie myśleć, że ja mam na temat zatrudnienia hejterów jakieś złe zdanie. Studiuję politologię, a nauka ta nie takie tricki potrafi wyjaśnić w sposób fachowy. Robienie ludziom trocin z mózgu? Manipulacja? Oczernianie? Nie! To po prostu "kampania negatywna"! To, z resztą, nie tylko domena jednej partii - wszak dojście do koryta, choćby po trupach do celu, a następnie trzymanie się jej rękami i nogami - to w demokracji normalne. Politologia mówi o tym: "Partią polityczną nazywamy organizacje o charakterze dobrowolnym, która za główny cel stawia sobie 

zdobycie lub utrzymanie władzy państwowej".

Czekam na konstruktywną ofertę  pracy.


Z wyrazami szacunku,

Kamil Cierniak"