wtorek, 27 sierpnia 2013

Animalbook

Ostatnio, gdy wyjechałem na spacer (żeby rozprostować nogi i kręgosłup) - patrząc na pajęczynę, pomyślem sobie, co by było, gdyby... zwierzęta  - a konkretniej poszczególne ich gatunki/rodzaje - miały portale społecznościowe...

Na przykładzie owej pajęczyny można by  stwierdzić, że pająki miałyby przekichane. Owady by się sklikały na jakimś swoim fejsie, no i zaraz by było wiadomo, gdzie jaka "pułapka", gdzie trzeba uważać itd. Pająki musiałyby żyć z tych tępych insektów, które wlatywałyby w sieć z nadzieją, że to WiFi...

Słabe zwierzęta mogłyby się ostrzegać przed silniejszymi, porzucane pisklęta szybko znajdywałyby nowych rodziców, bociany wiedziałyby gdzie jaka pogoda itd. Jednak dobrze, że tak nie jest. Przecież Natura jest piękna dlatego, że naturalna... Choć pewnie przykładowe, "słabe" zwierzęta były w lepszej sytuacji.

Z czasem powstałyby też pewnie pewnego rodzaju masowe media. Zwierzęta na pastwisku miałyby wypełniony czas (w Ameryce już są specjalne dla psów, tyle, że ludzkie).

Choć to wszystko jest tylko taką przyrodniczą utopią, są jednak przypadki zwierząt w "naszych" mediach. Niestety, są to w dużej mierze świnie, sępy, hieny oraz barany. Tych ostatnich bodaj najwięcej...

Szkoda Mrożka. Może jeszcze coś by napisał? Jednak dobrze, że był. Świetnie, że był...  To mój ulubiony autor. Mój - i może jeszcze wielu pokoleń...



P.S. Zapraszam, tradycyjnie, na bloga politycznego

wtorek, 13 sierpnia 2013

Pasi - nie pasi

Ostatnio pisałem, że jakaś laska napisała mi sms-a z propozycją. Nawet jej wtedy nie odpisałem, a ona... i tak przyszła! Tamtej nocy, gdy zasypiałem (i było ciemno jak w) - poczułem nagle dziwne, łaskoczące drapanie na dłoni - a za moment pod nosem. Przez chwilę byłem bliski stanu przedzawałowego. Jak się okazało, była to pasiklaczunia (roboczo; tudzież - robaczo, nazwijmy tak żonę pasikonika) (ostatnio, a propo's słówek, skapnąłem się iż pielgrzymująca dziewczyna to po prostu: pielgrzymka)...

To było trochę chamskie, ale, jak pisałem tutaj - lubię pasikoniki (i pasiklaczunię), bo po prostu - leczą moje kompleksy (też mają krzywe i chude nogi)...

Jeszcze jedna śmiszna historia (choć nie dla mnie) - ostatnio jeden z profesorów, zatytułował maila do mnie "Szanowny Pani"... Zawsze mógł pomylić - przez zamyślenie - "y" z "a", albo po prostu: zapomnieć "e". Tzw. "otwarta furtka"... A mnie coraz bardziej korci łysość...

Na koniec reklama wewnętrzna - zapraszam na bloga politycznego.Staraliśmy się tam z Dominikiem.

Jeszcze mały apel - pamiętajmy o polskim bluesie!


poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Propozycje nie do odrzucenia

Wracając do poprzedniego wpisu - zapomniałem tam o kilku rzeczach. Z jednej strony jednak to nawet dobrze, bo i tak jeszcze będę pisał jeszcze o oazie do "Drogi...".

Chciałbym Was zaprosić na nowego, politycznego bloga, do którego będę pisał teksty, a do którego rysunki wykonuje mój kolega (subiektywnypolityczny.blogspot.com). Ja dopiero się uczę pisania politycznego. Uczę się na politykach, a oni w zamian uczą się na nas rządzić... Wymiana.

A teraz krótka historyjka z dziś. Zadzwoniła do mnie Pani-Telesprzedawca i zaproponowała... ubezpieczenie od kalectwa! Akurat myślałem o czymś takim, więc trafiła idealnie... 

A na poważnie, to mówiła o tym bardzo długo. Mówiła, mówiła... Nie chciałem jej jednak od razu przerywać, żeby nie czuła się jak dziecko - które pięknie się nauczyło recytować wierszyk i gdy chce go powiedzieć mamie/tacie, ci przerywają, mówiąc: nie teraz, kochanie. Nie, ja chciałem być dobrym ojcem, słuchającym - tym bardziej, że pewnie większość klientów przerywa dialog po jednym zdaniu (albo przed).

Gdy kobieta skończyła - postanowiłem ją uświadomić, iż ja już nie mam się przed czym ubezpieczać. Myślałem, że to rozmowę zakończy, ale gdzie! Stwierdziła, że mogą to być mniejsze urazy, np. unieruchomienie barku (parafrazując Bogusia, pomyślałem: "A co Ty wiesz o unieruchomionym barku"...). Nie chciałem jednak tego ubezpieczenia. Wspomniała też coś o ubezpieczeniu na życie (bodajże 200.000zł, przy czym moje życie jest warte 80zł, jak mi ostatnio życie pokazało), ale i z tego zrezygnowałem. Trzy razy pytała, czy nie chcę maila ze szczegółami - jak ten osioł ze Shreka...

Po południu dostałem też pewnego sms-a (tylko proszę do tematu podejść skromnie!). Jakaś dziewczyna pyta w nim, czy poprzytulamy się wieczorem. Jednak jeśli ona za sms-a bierze 1.23 - to nie chcę wiedzieć, ile za przytulanie...