piątek, 23 października 2015

Jubileusz

Pięć lat temu opublikowalem pierwszy wpis na blogu. Z okazji tego hucznego jubileuszu przypomnę post sprzed roku, który jest w pelni aktualny, a który wywowal nawet pewne poruszenie.


"Kilka dni temu - konkretnie we czwartek, minęły dokładnie cztery lata od mojego pierwszego wpisu, jeszcze na innej platformie: http://kambloger.blogan.pl/kategoria-gowna/2010/10/23/poczatek. Ten okres jednego mundialu uczczę wyjątkowo szczerym wpisem. Taki bonus od firmy. Doceńcie to, bo niezbyt jestem wylewny, jeśli chodzi chodzi o mówienie o uczuciach, wyczuciach, odczuciach itd. I czytajcie uważnie, bo będę sypał sentencjami jak proboszcz na sumie w niedziele...

Wiecie, często słyszę od ludzi, że ja to taki jestem wspaniały i cierpliwy, no bo się tak pogodziłem z chorobą... Kilka lat temu doszedłem do tego samu wniosku; "nie jest łatwo, ale jestem pogodzony i kropka". Dopiero od niedawna dociera do mnie, że to gówno prawda.

Pogodzony jestem tylko w jakimś sensie. Godzić się jednak muszę codziennie, nieraz po kilka razy. Za każdym razem, gdy odczuwam, że to nie jest normalne, że nie jestem jak moi rówieśnicy. Podam tylko kilka przykładów, pospolitych, ale mniej drastycznych.

Niejednokrotnie pyta mnie ktoś: jak tam życie studenckie? Nie bardzo wiem, co wtedy odpowiedzieć. Moje "życie studenckie" niewiele różni się od życia trzymanego pod kloszem nastolatka, w dodatku - mamin-synka. Od dwóch lat studiów nie byłem na żadnej imprezie; nie piję z zasady, nie potańczę, nie pogadam, bo za głośno, więc nie idę. A zniżki mam! Często gdy studenci o 22. dopiero wychodzą z akademika, ja obieram kurs na laptop bądź łózko, bo co mam robić? Także taka imprezka.

Inny przykład, to gdy powiedzmy, fajnie rozmawia mi się z jakąś dziewczyną, z którą mam podobne zainteresowania, światopogląd, podobne poczucie humoru, która jest ładna i wolna... Po prostu taka, którą w warunkach laboratoryjnych mógłbym podrywać (np. na te gęste włosy i rzadką brodę), a teraz mogę to robić tylko na "rzadką chorobę" (choć znam przypadki, gdzie ten motyw poskutkował). 

Jednak nie wiem, czy najgorsza w mojej chorobie nie jest jej "zaraźliwość"; fakt, iż razem ze mną "choruje" osoba, która się mną opiekuje. Tak, to najgorsze, bo to jak odłamki od granatu.

Po co to piszę? Po to, by głównie osoby młode i pełnosprawne doceniły to, co mają. Do Was szczególnie to adresuję. Wiem, że znacie ten banał (a duża część życia składa się z banałów) od babci ze wsi, od księdza z katechez, od typowej polonistki itd., ale ja Wam to mówię z autopsji. Wiem, że różne problemy czasem przysłaniają to, co mamy, ale zdrowie jest naprawdę cenne. Doceńcie to, przynajmniej jutro, przynajmniej kilka dni. Jak pisał Heraklit: Choroba pozwala poznać słodycz zdrowia, zło – dobra, głód – sytości, zmęczenie – wypoczynku."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz