poniedziałek, 26 października 2015

Kamil w ruinie

Staram się ma tym blogu abstrahować od zagadnień politycznych, ale wczoraj wybory były, więc jako politolog coś napomknę...

Cieszę się, że już po. Przez całą kampanię wyborczą bałem się rano otworzyć oczy, że zobaczę przed sobą, jak któraś z partii robi sobie konferencję prasową i przemówienie na moim tle. I tak, gdyby tą konferencję zorganizowała PO, premier Kopacz zapewne mówiłaby, że to, iż w ogóle żyję, to jest ich ogromny sukces; że w zasadzie to ja już dawno powinienem teoretycznie był kopnąć w kalendarz i nie stało tak dzięki ich ciężkiej pracy i kompetencjom.

Pani Szydło z kolei argumentowałaby, iż to, że jestem taki chudy, krzywy i w ogóle - to wynik zaniedbań rządu, jego bezsilności itp., że kiedy oni rządzili to w tak kiepskiej formie jeszcze nie byłem, a ponadto, że oni mają już gotowy projekt ustawy, który wyprowadzi mnie na prostą i "napakuje".

Kukiz obiecywałby, że zmieni system...  Mój system mięśniowy - i wyzdrowieję.

Lewica i Swetru zapewnialiby, że mój stan zdrowia to wina Kościoła, bo gdybym zamiast na lekcje Religii chodził do higienistki albo coś sobie przegryzł, to byłoby to dla mnie lepsze.

Piechociński podkreślałby, że osoby takie, jak ja są dobrą okazją do czynienia dobra, do uczenia się odpowiedzialności i cierpliwości, a Polska potrzebuje dobroci, pracowitości, jedności, cierpliwości, serdeczności i innych ości...

Politycy partii Razem natomiast na takiej konferencji nie powiedzieliby nic. Ze wzruszenia. Beczeliby tylko jak bobry, bo to prawdziwe, wrażliwwe lewaki są - nie jacyś przebierańcy.

A Korwin? Sam jestem ciekawy...



Teraz na poważnie. Wiązałem z tymi wyborami drobną nadzieję na zmiany, ale takie na serio, dość radykalne. Oby tak było, choć mam pewne obawy czy tak się istotnie wydarzy. Mimo wszystko jednak liczę na to, że refren poniższej piosenki nie okaże się proroczy...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz