sobota, 7 listopada 2015

Traktat o nogach i (nie)korzyściach z nich płynących

Wczoraj media mówiły o przypadku gdzieś z Polski, gdzie mężczyźnie po amputacji nogi przyznano orzeczenie o niepełnosprawności w stopniu... lekkim.

Ja nie rozumiem, o co tyle szumu. Telewizja itd... Nie po to ma człowiek cztery kończyny, żeby ubytek jednej był tak dotkliwy! Gdyby temu człowiekowi amputowano głowę - to wtedy, a i owszem, można by pomyśleć o stopniu średnim. No ale nie przez głupią nogę!

Przykładowo, ja ma komplet nóg i wcale z tego powodu nie czuję się lepszy od osób, które mają jedną albo wcale. Mało tego: wiem, że za to, co napiszę, niektórzy mnie może pokrzyczą, ale sam czasami chętnie bym je sobie obciął. Nie dość, że na cholerę mi potrzebne, to jeszcze czasem bolą. Dalsze przetrzymywanie ich w moim przypadku jest wręcz nielogiczne (wynika to jasno z prawa De Morgana). Tylko termin zabiegu miałbym pewnie na 2149 r. i z pewnością wcześniej rozmyśliłbym się.

Trzeba zauważyć tu jeszcze jeszcze jedną rzecz. Ja mam dwie nogi i orzeczenie o stopniu niepełnosprawności znacznym. Tamten pan ma jedną nogę i stopień niepełnosprawności lekki. Wynika z tego, że osoba bez obu nóg jest zdrowa jak ryba!
Jakie wnioski płyną z tego, jak i z całej tej lekcji?

1. Im mniej nóg, tym lepiej.
2. Choćbyś nie wiem ile nóg miał, to i tak masz przes..., jak nie umiesz ruszać ani jedną.
3. Jak nie ruszasz nogami, to ruszaj przynajmniej głową. Inaczej ją też ci amputują.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz