piątek, 18 listopada 2011

Veni, Vidi, Vróciłem.

Na początek mała ciekawostka socjologiczna. Lubię się nimi z Wami dzielić, czy je lubicie czy nie. Acha, wpis będzie przydługawy, więc weźcie sobie paluszki czy coś...


Otóż, podobno, pocałunek zajmuje przeciętnemu człowiekowi 2 tygodnie w skali całego życie. Gdybym więc przez cały okres turnusu rehabilitacyjnego nie robił nic, oprócz tej czynności - to miałbym ją już z głowy do śmierci. Jednak, jak sama nazwa wskazuje, na turnus rehabilitacyjny jedzie się głównie po to, by ćwiczyć. Głównie, ale nie tylko...

Pan rehabilitant rzeczywiście przywracał mnie do "zdrowia:. Przypalał mnie lampką Sollux, masował (kończyny dolne, górne i GRZBIET) oraz zakładał "dźwignie" na kolana, łokcie i inne. Tutaj muszę się pochwalić, że rzadko odklepywałem - przeważnie wytrzymywałem do końca rundy...


Ze spraw poza rehabilitacyjnych, jest trochę więcej do napisania. Już w drugi dzień turnusu zostałem niemile zaskoczony. Chodziło o to, że na pierwszych zajęciach grupowych, panie terapeutki zaproponowały zabawę przy piosence, która zaczynała się od słów "Dwóm tańczyć się zachciało...". Już na pierwszy rzut oka widać propagowanie homoseksualizmu. 


Wniosłem więc protest nieformalny, ponieważ ta piosenka nie tylko mnie gorszyła, ale - co gorsza - mogła zgorszyć biedne dzieci! Nie dość, że Żwirek i Muchomorek, Bolek i Lolek, Twinky-Winky - to jeszcze to! Na szczęście, panie przyjęły protest konserwatywnego pacjenta, zrozumiały swój śmiertelny i niewybaczalny błąd. Piosenka wyleciała z kanonu... Jak to dobrze, że ja tam byłem!


W jedną z sobót, zostały zorganizowane Andrzejki. Oczywiście to był falstart, chodziło o to żeby nasz turnus, który nie załałapałby się na właściwą imprezę, też sobie powróżył. No i powróżył...


W jednej z przepowiedni, okazało się, że będę... listonoszem! Powiem Wam, że wcześniej nie myślałem o tej profesji, ale to jest genialny pomysł! Pojazd już mam, poza tym jako listonosz, nie będę miał takiej wady kręgosłupa, jaką miałbym np. jako dziennikarz. Od tego pisania na komputerze to jeszcze skoliozy bym dostał; a tak to będę prościutki jak teraz, jak ten drut po prostu...


Najgorszy moment na turnusie, nastąpił niedługo po tej wróżbie. Mianowicie, Cyganki odlewały wróżby z wosku. Była kolejka, chciałem więc zaczekać i podjechać na końcu. Gdy podjeżdżałem do stołu i byłem trzy metry przed nim, wróżbitki zabrały wosk, zgasiły lampkę i zamknęły interes. Popadłem w rozpacz! Jak mogły!?


Tłumaczyły się później, że wosku brakło, że nie było skąd wziąć itd... Ale to było tak upokarzające! Potraktowały mnie jak śmiecia! Nawet mnie chyba nie zauważyły! Wszyscy coś odlali, a ja nic! Z tej czarnej, bezdennej rozpaczy to nawet Piccolo nie potrafiłem przełknąć. Próbowałem jeszcze w ramach protestu zablokować windę, kolega przywiązał mnie do windy szarym papierem toaletowym, ale panie zeszły schodami...


Na szczęście później mi trochę przeszło. I dobrze, bo już miałem plan, żeby umieścić na blogu zdjęcia tych Cyganek, przepasać oczy takim czarnym itd. oraz napisać skargę do Strasburga. Wybaczyłem, ale nie zapomnę!


W "zieloną noc", to tak ktoś klamki pastą wysmarował, że Wam mówię. Panie sprzątaczki biedne, miały  tyle roboty... Co za chamstwo!


Poza w/w wydarzeniami było oczywiście wiele innych, ale nie o to przecież chodzi, żeby wymienić wszystkie. Podsumowując, było świetnie. Wszystko za sprawą naprawdę fajnych ludzi - personelu, turnusowiczów... Szkoda, że następny wyjazd tam dopiero za rok...


Na koniec, mam do Was pytanko: gdzie jest Orzeł?

1 komentarz: