piątek, 23 września 2011

Data:... podpis:...

Hanka z "M jak miłość" umrze, tamta  moja sen przepowiednia była prawidłowa. Nie wiem kiedy - ale umrze. A piszę to po to, żebyście mi uwierzyli w moją kolejną wizję, tym razem prawdziwą - senną.


Widziałem wielki stadion. Boisko. dwudziestu dwóch zawodników - jedenastu naszych i jedenastu nie-naszych, konkretnie - Austriaków. Krótko mówiąc - Euro 2012! I teraz najważniejsze - wynik. Uwaga... 6:1 dla nas!


Na pierwszy rzut oka - "Beautiful Day", jakby to zaśpiewał U2. Ale, jak się obudziłem, to przestałem się tak cieszyć. Wątpliwości budzi bowiem fakt, że Austria raczej do Euro nie wejdzie... Jest jeszcze inny powód do zastanowienia: w moim śnie, nie słyszałem, żeby kibice śpiewali "hymn" o PZPN-ie. A zatem nasuwają się dwie wersje wyjaśniające: albo mój sen ma niewiele wspólnego z rzeczywistą przyszłością, albo... PZPN upadnie do tego czasu! 


A tak poza snem, to pracowity okres mam teraz. Nie tylko ze względu na naukę, ale też na moje bezcenne podpisy... Dowód: podpisy. Konto bankowe: podpisy. Renta socjalna: podpisy. No i do tego daty. Koniecznie - daty. Do wyborów przez pełnomocnika potrzebny będzie pewnie podpis, do dokumentów związanych z komisją lekarską być może też... 


Ale nie odbierzcie tego, jako narzekania. Wręcz przeciwnie. Dzięki tym podpisom, dobitnie przypomniałem sobie jak się nazywam. Naprawdę, bo przecież na codzień człowiek nie myśli sobie ciągle "Nowak (Kowalski) jestem. Nowak (Kowalski)...". Poza tym, dzięki wpisywanym datom, byłem też świetnie poinformowany, jaki mamy wtedy dzień miesiąca. Poinformowany lepiej niż kalendarz...


Powrócę jeszcze na chwilę do tej komisji lekarskiej. Otóż mój kolega, który również choruje na SMA (czyli Sieć Muskulatury Atletycznej:P) i jest w stanie "technicznym" nie lepszym, jeśli nie gorszym od mojego - dostał ostatnio orzeczenie na... rok. Absurd? Tak. Ale jaki pozytywny! Przecież te osoby, które tak postanowiły, to niezwykli optymiści, wierzący w poprawę stanu zdrowia, i to w ciągu roku. Nie to co my, zakichani ateiści nie wierzący w cuda ani w medycynę - od razu chcielibyśmy orzeczenie na stałe...Skandal...


Wiem, że ostatnio trochę zaniedbuję bloga, ale to przez sporą ilość nauki, a przede wszystkim - przez przeziębienie, z którego pomału wychodzę. Z drugiej strony jednak, może to i dobrze, że rzadziej piszę przez ostatni czas, bo rzadziej też przez to płaczą ludzie. 

Chodzi o to, że już parę osób powiedziało, iż wzrusza się, czytając mojego bloga. Sęk w tym, że z reguły staram się rozśmieszać. Czy do tego stopnia mi to nie wychodzi, że aż przynosi odwrotny skutek?

1 komentarz:

  1. Nie. Po protu wzruszają nas ludzie tacy jak Ty, wielcy ludzie, którzy znajdując się w tak "niekomfortowej" sytuacji życiowej, potrafią rozśmieszać i rozbawiać nas - życie mających komfortowe, a mimo to wciąż szukających powodów do narzekań na los. "Ośmieszasz" nas i wzruszasz. Przebudzasz. Otwierasz oczy. Dzięki. :)

    OdpowiedzUsuń