środa, 11 grudnia 2013

Relacja z Jadownik M.

Obiecałem, że napiszę coś o ostatnim turnusie rehabilitacyjnym w Jadownikach Mokrych. Z lekkim opóźnieniem więc piszę...

Nie ukrywam, że minął on dosyć spokojnie, bez (większych) przypałów. Stosunkowo dużo czasu przeznaczyłem na naukę, trochę na modlitwę, sporo na ćwiczenia. Można by powiedzieć - ora et labora, gdyby nie to, że i tak najwięcej czasu spędziłem ze znajomymi. Widzimy się w sumie raz w roku...

Były też Andrzejki i chyba nawet Piccolo, ale nie byłem. Oglądałem transmisję sportową; zawody jednak w połowie odwołali, a jak pojechałem bawić - to akurat wynosili w już w clowniastych perukach resztki placka i generalnie zwijali interes. W sumie to jednak dobrze, bo jeszcze by mi wywróżyli przyszłość spawacza abo co (nie, żebym się bał pracy fizycznej, ale tak jakoś)...

Opiszę Wam teraz pewien "dialog", jaki odbyłem na ugulu (to takie, co się ma kończyny przypięte i można se myrdać). Nie chciałem, aby między mną a starszym panem z kanapy obok panowała atmosfera jak w "skarbówce", więc zagadałem (kontekst, na wszelki wypadek: ja mówię niewyraźnie, a pan był przygłuchawy):
- Skąd pan pochodzi?
- Proszę?!
- Skąd pan pochodzi?
-Aaa... Ja z miejscowości "X". Wiesz gdzie to jest?
-Wiem. Mój znajomy pochodzi stamtąd.
-Że kto pracuje w melioracji?! Ja pracowałem w melioracji!
-Nikt nie pracuje w melioracji, tylko mówię, że mam znajomego, który pochodzi z tej miejscowości, co pan!
Na co pan po namyśle:
-*urwa, nie rozumiem...

Co prawda, nie rozumie mnie wiele osób, ale niewiele tak szczerych i naturalnych, niestety. Starszy pan później dodał tylko jeszcze, że chętnie by ze mną porozmawiał, ale nie słyszy...

Na koniec turnusu wpadł... Święty Mikołaj! Jest kochany, ale to jednak komuch czerwony lapoński.
Wszystkim to samo i tyle samo...

To tyle na dziś. Idę na Ligę Mistrzów. A mój następny wpis nie będzie lekki ani przyjemny. Kazik to będzie przy mnie pikuś...





1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawy wpis :)
    Pozdrawiam i trzymaj się ciepło!

    OdpowiedzUsuń