Wracając do poprzedniego wpisu - zapomniałem tam o kilku rzeczach. Z jednej strony jednak to nawet dobrze, bo i tak jeszcze będę pisał jeszcze o oazie do "Drogi...".
Chciałbym Was zaprosić na nowego, politycznego bloga, do którego będę pisał teksty, a do którego rysunki wykonuje mój kolega (subiektywnypolityczny.blogspot.com). Ja dopiero się uczę pisania politycznego. Uczę się na politykach, a oni w zamian uczą się na nas rządzić... Wymiana.
A teraz krótka historyjka z dziś. Zadzwoniła do mnie Pani-Telesprzedawca i zaproponowała... ubezpieczenie od kalectwa! Akurat myślałem o czymś takim, więc trafiła idealnie...
A na poważnie, to mówiła o tym bardzo długo. Mówiła, mówiła... Nie chciałem jej jednak od razu przerywać, żeby nie czuła się jak dziecko - które pięknie się nauczyło recytować wierszyk i gdy chce go powiedzieć mamie/tacie, ci przerywają, mówiąc: nie teraz, kochanie. Nie, ja chciałem być dobrym ojcem, słuchającym - tym bardziej, że pewnie większość klientów przerywa dialog po jednym zdaniu (albo przed).
Gdy kobieta skończyła - postanowiłem ją uświadomić, iż ja już nie mam się przed czym ubezpieczać. Myślałem, że to rozmowę zakończy, ale gdzie! Stwierdziła, że mogą to być mniejsze urazy, np. unieruchomienie barku (parafrazując Bogusia, pomyślałem: "A co Ty wiesz o unieruchomionym barku"...). Nie chciałem jednak tego ubezpieczenia. Wspomniała też coś o ubezpieczeniu na życie (bodajże 200.000zł, przy czym moje życie jest warte 80zł, jak mi ostatnio życie pokazało), ale i z tego zrezygnowałem. Trzy razy pytała, czy nie chcę maila ze szczegółami - jak ten osioł ze Shreka...
Po południu dostałem też pewnego sms-a (tylko proszę do tematu podejść skromnie!). Jakaś dziewczyna pyta w nim, czy poprzytulamy się wieczorem. Jednak jeśli ona za sms-a bierze 1.23 - to nie chcę wiedzieć, ile za przytulanie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz