wtorek, 23 kwietnia 2013

Melanż

Długo nie pisałem. Tak wyszło.

Mam dzisiaj temat kontrowersyjno-satyryczny. Takie połączenie "Faktu" i "Szpilek". Tylko za darmo i trochę poważniej...

Mówi się, że wszystko ma swoje plusy i minusy. Czy wszystko, to nie wiem, ale... faktycznie, wiele rzeczy. Ostatnio na przykład, dzięki ks. prof. Hellerowi, zacząłem dostrzegać... piękno fizyki i matematyki! Poczułem się wstrząśnięty tym wydarzeniem w moim móżdżku, ale w sumie dobrze mi z tym. Już nigdy nie będę się śmiał ze ścisłych umysłów...

A więc skoro matematyka i fizyka mają zalety, co do niedawna było dla mnie abstrakcją, to i nawet ciężka choroba mimo wszystko, może je mieć. Ja znam ich kilka.

Przede wszystkim, pewnie nie spotkałbym tych świetnych ludzi. Spotkałbym innych, może także wartościowych, ale nie tych! Nie poznałbym ich historii; nie byłbym też świadkiem wielu sytuacji, które zostawiły we mnie jakiś ślad...

Druga sprawa: nigdy nie zostanę alkoholikiem ani narkomanem. Takie osoby - narkomani zwłaszcza - lubią wbić na melinę, a tam są przewżnie strome schody. Co prawda, moi kompanie mogli by mnie znieść/wynieść, ale wolałbym, żeby oni lepiej nie. Istnieją też meliny podmiejskie, bez barier, ale tam z kolei autobusy niskopodłogowe nie dojeżdżają... Z resztą, w takich placówkach to zimno mają, a ja mam słabe krążenie i pewnie zamarzłbym już we wrześniu...

Nie będę też złodziejem, nożownikiem, przemytnikiem (chociaż, w zasadzie...)...

Trzecia kwestia: nie boję się kalectwa! Na przykład, gdy widzę napis "PRÓBA PRZEJŚCIA GROZI KALECTWEM" - nie straszy mnie to aż tak. Człowiek często boi się tego, czego nie zna, a ja znam kalectwo jak Piszczek Ribery'ego, więc przykładowy napis, o ironio - nie paraliżuje mnie. Owszem, nie przechodzę obok tabliczki, bo nie mam takiej potrzeby (z resztą, jakby mnie kopnęło to byłoby straszne zamieszanie) - no ale, tak, jak piszę. 

Mógłbym też skoczyć sobie na główkę z klifu, ale na klif też nie ma podjazdu (to też zmienimy, jak dojdziemy do władzy, o czym pisałem post wcześniej).

Podsumowując... A, zresztą nie wiem, jak to podsumować.


Pozdrawiam,

Kambloger

1 komentarz:

  1. ...podsumowując, to w końcu nie napisałeś, co z tym melanżem :P

    OdpowiedzUsuń