środa, 7 grudnia 2011

Maska

Święty Miko nie przyszedł do mnie. Ja rozumiem, żeby nie przyszedł do Nergala czy Palikota - ale do mnie!?
Mógł zapomnieć, bo już nie młody... Ale jedenasty rok z rzędu!?


Jeszcze trochę pamiętam ten czas, gdy mi uświadomiono jego nieistnienie. Runęła nie tylko nadzieja i wiara, ale też pewna część wyobrażenia o świecie, która była oparta na tym sympatycznym delikwencie. Dlaczego mi to zrobiono? Ja bardzo chętnie wierzyłbym do dzisiaj...


Na przykładzie Ś.M. chyba najlepiej widać, w jak świetną wiarę i zaufanie wyposażone są dzieci. Gdybyśmy my też mieli taki zestaw w pakiecie, spełniło by się pewnie więcej naszych marzeń, które się nie spełniają ponieważ niedostatecznie wierzymy w ich realizację. Dziecko jak chce samolot, to konsekwentnie dąży do jego posiadania, dopóki sfrustrowany rodzic dobitnie mu nie wytłumaczy, że go nie dostanie. A my, jak coś chcemy osiągnąć (mówię o sprawach stosunkowo przyziemnych), to niby dążymy do celu, ale jakbyśmy go osiągnęli - to zawał. Dzieci w pewnych rzeczach są po prostu "bardziej logiczne" od dorosłych.

Ja też oczywiście o wielu rzeczach marzyłem. Moje największe pożądanie wzbudzała jednak maska z bajki o tym tytule. Poniekąd wierzyłem, że ona istnieje naprawdę. Strasznie chciałem ją zdobyć i zamieniać się w kogo chcę...



Podobną maskę nabyłem z wiekiem. Ale nie jestem z niej zadowolony, bo zbyt często kusi mnie, żeby zakładać ją w złym celu. Chciałem - to mam...


Na koniec posta zawieszę listę rzeczy, o których marzyłem jak byłem mały. Pomarzymy jeszcze?


- duuuuży statek Lego
- szpada
- moc Power Rangers
- magiczny napój
- Chawira jak u Jetsonów
- półobrót jak u Walker'a
- maska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz