niedziela, 10 grudnia 2017

Wpływy, wpływy...

Fundacja "Integracja"  opublikowała ostatnio "książkę" poświęconą 100 najbardziej wpływowym niepełnosprawnym w Polsce (tutaj) . Są na tej liście trzy osoby, które miałem okazję poznać osobiście i uważam, że zupełnie słusznie zostały wyróżnione. W tej publikacji, nie wiedzieć dlaczego, brakuje tylko mojej osoby. Cóż, tym gorzej dla publikacji... 

A na serio, wpływowy to rzeczywiście raczej nie jestem. Mój wpływ ogranicza się najczęściej do tego, że gdy np. zapomnę zapłacić rachunku za Internet, uruchamiam wówczas cały system mający na celu dostarczenie przypomnienia. Zaangażowanych jest wówczas trochę osób, bo to i w firmie dostawcy ktoś musi zareagować, i poczta, i listonosz... Nie muszę zatem nic robić, by wywołać wpływ, więc strach pomyśleć, co by było, gdybym coś zrobił. 

Tak więc wpływowy jestem tak średnio, za to w miejscach publicznych (ulica, przystanek, kościół itd.) trudno wielu osobom przejść obok mnie obojętnie. Trudno przejść starszym osobom, dzieciom, panom menelom, pijanemu policjantowi po służbie, chorej psychicznie kobiecie w średnim wieku, nawalonemu kibolowi po meczu, szalonym naukowcom, biskupowi, hipisowi, Arabowi, a i tak pewnie kogoś pominąłem. 

Starszym osobom chyba najtrudniej ot tak mnie ominąć, bo jestem trochę wyróżniający się, często pytają czy mogą pomóc, a poza tym chcą się komuś zwierzyć ze swojego życia, a ja wyglądam na idealnego kandydata. Dzieciom, bo z ciekawością dopytują rodziców o co chodzi z tym panem i z tym wózeczkiem. Jestem dla nich dużo bardziej atrakcyjny od smoka wawelskiego, który niczym się w zasadzie nie wyróżnia, poza tym, że jest smokiem i zieje ogniem. Nudy. 

Panom menelom trudno mnie zignorować, bo chcą ze mną po prostu pogadać o wózku, ale i o życiu. Domyślają się, że moje jest równie niestandardowe, jak ich. Pijany policjant po służbie chce mnie eskortować aż do samych drzwi. Chorej psychicznie kobiecie nie umknę uwadzę, bo pragnie mnie głaskać i przytulać, uśmiechając się do mnie przy tym, jak gdyby wciągnęła pół hektara marihuany. Mocno nietrzeźwy kibic bez karku zaczepia mnie po meczu, ale nie po to, żeby obić. Zdejmuje z siebie klubową koszulkę i mi ją wręcza, a na koniec robi sobie ze mną selfie. Taka pomeczowa wymiana koszulek między Messim a Ronaldo... Szaleni naukowcy nie przejdą, bo kojarzę im się z wyzwaniami dla nauki. Biskup podchodzi, by mnie pobłogosławić, hipis, żeby poklepać po ramieniu i pocieszyć, Arab mówi "dzień dobry", bo widzi, że podobnie jak on jestem przedstawicielem jakiejś mniejszości... 

Może więc jestem w jakimś sensie wpływowy. Ale znowu przez to, że nic nie robię, tylko, że jestem jaki jestem... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz