czwartek, 6 grudnia 2012

Relacja z Jadownik Mokrych plus...


Wczoraj (4.XII) wróciłem z turnusu rehabilitacyjnego w Jadownikach Mokrych. Jak zwykle po takich wypadach - relacja...


Na początku turnusu, jak zwykle, była wizyta u doktora, żeby ten wiedział, jakie zabiegi zalecić. Na wstępie zadał mi kilka prostych pytań. Nie wiem dlaczego, musiałem chyba sprawiać wrażenie jakiego ćpuna, bo następnie, z politowaniem w głosie, zapytał Mamę: po czym on jest? "Po wódce" - pomyślałem sobie...

Zaliczyłem również wizyty u logopedy (w końcu, prawda?). Bardzo cieszyłem się z takiej możliwości. Tym bardziej, ponieważ - jako, że byłem wśród wielu nowych osób - jeszcze dobitniej mogłem doświadczyć tego, jak niewyraźnie mówię. Pytania typu "słucham?", "proszę?", lały się strumieniem.



Pani logopeda wiedziała, jak mnie zmotywować do pracy. Przed moją wizytą dostała pewnie cynk, jakie mam poglądy, bo strasznie mi pojechała po ambicji. Powiedziała, że gdy mówię, praktycznie nie otwieram ust, przez co jestem podobny... do Leszka Millera!

W tym momencie runął mi świat, jak to mówią; krew się we mnie zagotowała a nogi odmówiły posłusześtwa. Tak mnie ten gość denerwuje, ten komuch stary! 

Wczoraj, jak zobaczyłem kolesia w tv, to w ostatniej chwili powstrzymałem się, żeby przy ludziach nie wykonywać zadanych mi przez panią logopedę ćwiczeń (bo to by strasznie dziwnie wyglądało). Żeby o nich nie zapominać, muszę sobie gdzieś na ścianie powiesić jego portret oraz dać sobie jego fotografię na pulpit. Gdy to zrobię, za rok będę miał dykcję jak Tomasz Knapik!

 Jak zwykle na tego typu wyjazdach, byłem też bożyszczem większości dziewcząt: w przedziale wiekowym 45+ (mówiąc ściślej: 70-) oraz w przedziale 7-. Tą pierwszą grupę podrywałem na "ale miły chłopiec", tą drugą zaś na "chcesz się ze mną przejechać?".

Na Andrzejkach wylosowałem imię swojej wybranki - Bogusia. Pasuje ono właśnie do grupy 70-, bo ciężko spotkać młodsze kobiety o tym imieniu (które, nawiasem, mnie się podoba).

W tym roku nie brakło dla mnie wosku - nie to, co wtedy (pisałem o tym rok temu). Wyszedł mi jakiś podejrzany zając...

Wiecie, nie ma chyba bardziej upokarzającej rzeczy, niż zostać upokorzonym przez czterolatkę...

Kiedy zapytałem Anię, na którym koniku jeździ, odpowiedziała, że na Guciu.
- Jak on wygląda? - zapytałem
- Ma taką grzywę, zaczesaną na prawo; oczy, uszy...
- Ma oczy? Naprawdę? - udałem zdziwienie
- Naprawdę. Tak wygląda koń...

A teraz mała niespodzianka: otóż, wraz z koleżanką i kolegami wystawiliśmy na turnusie krótki skecz własnego autorstwa.  Krótki, bo za późno się za niego zabraliśmy. Na końcu posta zamieszczam filmik. Jakość dźwięku średnia, ale na głośnikach słychać nieźle. Na słuchawkach podobnie, na laptopie gorzej.

Przed skeczem, chciałbym jeszcze pozdrowić i podziękować za te świetne dwa tygodnie: Marcelinie, Tomkowi, Markowi, Januszowi; rehabilitantom, pani Beacie i panu Piotrkowi; paniom terapeutkom; paniom z dołu, paniom z góry i w ogóle wszystkim!




1 komentarz: