Wrócę jeszcze na chwilę do poprzedniego wpisu, tym bardziej, że - jak się ostatnio przypadkiem dowiedziałem, w poniedziałek był Dzień Niespodziewanych Całusów czy jakoś tak...
Miałem kiedyś taką akcję. To było z pięć lat temu na turnusie rehabilitacyjnym. Wracałem późnym wieczorem przez ciemny korytarz do pokoju, wraz z koleżanką, która swój pokój miała naprzeciw mojego (była to jedna z tych 90% o których pisałem ostatnio). Dziewczyna ciut młodsza, bardzo sympatyczna, acz dosyć... "roszczepana". Raczej mnie lubiła; nieraz prawiła mi komplementy, z resztą, była mi wdzięczna, że jej pożyczam laptopa.
No i idziemy sobie tak tym korytarzem. Jesteśmy już blisko naszych pokoi i nagle... ona obraca się na pięcie o 90 stopni i całuje mnie w policzek...
Gdyby na tym się skończyło, to jeszcze nie byłoby w tym nic niezwykłego. Ale...
Bladego pojęcia nie miałem przecież, że ją tak nagle weźmi na amory! W związku z tym, kiedy obróciła się i stanęła w miejscu, by mnie pocałować, nie zdążyłem wyhamować. Przejechałem jej po stopach, a wózek waży koło stówy.
Zszokowany tą całą sytuacją, trwającą może 0.5 sekundy, wykrztusiłem po chwili:
- Strasznie przepraszam...
Na co sąsiadka, głosem złamanym z bólu, jakby chciała jodłować:
- Nie... Nic się nie stało...
Był jednak jeden plus. W oczach stanęły jej "świeczki", dzięki czemu na korytarzu zrobiło się jaśniej i bez problemu trafiliśmy do pokoi...
Ok, koniec z tymi harlekinami. Miałem poruszyć jeszcze jeden temat, ale już mi się dziś nie chce. Do przeczytania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz