Byłem w banku (właściwie: pod bankiem, bo podjazdu nie było), Wszystkie dokumenty były już wcześniej przygotowane, wypełnione - ja miałem już tylko... podpisać.
Okazało się, że pani z banku w tym momencie ma umówione spotkanie z dyrektorem i pod bankiem muszę trochę zaczekać.
Oczekiwanie się jednak przedłużało. 45 minut i nic... Nikt nie wychodzi. Zimno okrutne...
Sytuacja była nieciekawa, ale po chwili była jeszcze gorsza. Tego całego napięcia nie wytrzymał bowiem Gołąb z Dachu, no i stało się. Chyba zaraził się tą grasującą teraz grypą żołądkową bo zanim zorientowałem się, co zaszło, wykorzystał sytuację i nie wytrzymał po raz drugi...
Mama szybko poszła do kiosku po chusteczki. Ja, klient czyli i pan, w tym czasie stałem pod drzwiami banku osamotniony, zmarznięty, usrany i upokorzony. Na szczęście, pani z papierami przyszła na tyle późno, że byłem już wyczyszczony (w międzyczasie spotkałem też panią, która egzaminowała mnie na ustnym polskim - dobrze, że nie było to wtedy, gdy jeszcze czekałem na chusteczki, bo mogłaby się zdziwić, że tak nisko upadłem).
Niestety, podczas godziny czekania ręce tak mi zmarzły, że mimo szczerych chęci nie dałem rady złożyć podpisu. Podczas, kiedy usiłowałem to jednak uczynić, pani z banku miała taką minę, jakby to ją załatwił gołąb i w dodatku nie było na zdobycie chusteczek absolutnie żadnej nadziei. Nie dziwie się...
Ostatecznie, pani z banku załatwiła to tak. że delegacja przyjedzie po mój podpis do domu. Dało się?
Jakbym wiedział, że to przedsięwzięcie tak będzie wyglądać, to sprawę załatwiałbym z "bankiem" kredyty-chwilówki...
na tę panią to złożyłabym skargę do dyrektora, który ją zajął, a na dyrektora, że ją zajął, do dyrektora tego dyrektora. skargi są git. a najlepsze za pośrednictwem mediów.
OdpowiedzUsuńjesteś politologiem, musisz być za pan brat z rzeszą dziennikarską - dawanie im materiałów o skandalicznych bankowcach to obiecujący początek.