Moje plany odnośnie kariery dziennikarza sportowego, chyba idą na urlop. Podobno mecz będzie w TVP, a to nie TVP będzie w Okulicach, tylko TRWAM. Nie usłyszycie więc raczej mojego głosu, który krzyczy "nic się nie stało" (żartuję, będzie dobrze...)
Ogólnie, mam wrażenie, że im bardziej coś planuję, im wcześniej - tym większe g... z tego wychodzi. Z tej analogii wynika, że moje planowanie plany to nic innego, jak jelito grube, w którym powstają ekskrementy różnego typu (wiem, że to niesmaczne, ale ja nie jestem kucharzem, tylko blogerem; poza tym, przy komputerze się nie je)...
Żebyście wiedzieli na przykład, jakie ja plany na te długie wakacje miałem, tobyście się dopiero uśmiali... Jakie ambitne! Dziennikarskie, czytelnicze, pisarskie, scenerskie. Gdyby to wszystko wyszło, byłbym dziś chyba słynniejszy niż afera Amber Gold. Skończyło się jednak na przeczytaniu czterech książek - żadnej w całości...
Chyba większość jakiś jakiś małych sukcesów czy w miarę ciekawych planów, które mi jakoś wyszły, były mniej lub bardziej spontaniczne. Oczywiście, są czasem sprawy, które po prostu trzeba zaplanować. Pozostałe lepiej, przynajmniej w moim przypadku, obmyślać trzeba ostrożniej niż napad na bank, lub wcale. Nie wiem, czy to prawo Murphy'ego, czy wola Boża. Po prostu...
Na koniec puento-rada, dla takich jak ja:
Jeżeli nie chcesz obmyślać
I żałować całe życie -
Realizuj nagłe plany.
Nie produkuj ich w jelicie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz