sobota, 8 października 2011

A co ma flaszka do wyborów?

I znowu długo nie pisałem. Ale nie dlatego, że Was "olałem" (no niechże by mnie ta ręka uschła). Mam dużo nauki, a poza tym znowu chory byłem. Tym razem na coś w rodzaju grypy żołądkowej.


Żebym się nie odwodnił, p. pielęgniarka przywiozła mi pół litra! Naprawdę! I to razy cztery flaszki, czyli razem dwa litry! Skandal!


Mało tego. Wykorzystano moje osłabienie (większe niż zwykle:D), podpięto mi kaniule dożylną obwodową (w żargonie prymitywów zwaną "wenflonem"), a do kaniuli ów "magiczny " napój. 


Nie jestem zwolennikiem alkoholu - wręcz przeciwnie - ale ta technika pomogła. Pocieszam się tym, że nie rządzi nami pewien inny polityk, bo wtedy to by mnie leczyli pewnie już "marychą"...


A propos. Dzisiaj jeden z najnudniejszych dni w roku, bo cisza wyborcza. Nikt się nie kłóci, nikt nie obraża. Do duszy z taką robotą... Dobrze, że to tylko dwa dni.

A już jutro wybory. I pojadę, choćby mnie w troje trzymali (choć w sumie wystarczy, że nikt mi nie pomoże:D). No, chyba, że jakieś siły wyższe mnie zatrzymają. Na przykład, zwykłe przenikliwe zimno, które nie pozwoli mi zgiąć do podpisu - i tak już wystarczająco zgiętego - nadgarstka...



Chociaż nie! Zimno mi nie przeszkodzi! Zębami wtedy podpiszę! Zębami nakreślę ten zakichany krzyżyk, potem drugi zakichany krzyżyk, i niech mam tą zakichaną, obywatelską satysfakcję! I przynajmniej będę miał pewność, że na nagrobku NIKT mi nie napisze "Tutaj leży ten głąb chory, co nie poszedł na wybory".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz