piątek, 21 października 2011

Sztuka tak zwana

Kiedyś lubiłem... malować. Takimi zwykłymi farbkami na A4.


Raz to nawet namalowałem taki cykl trzech czy czterech obrazów. Z tych obrazów, wszystkim najbardziej podobał się "Koń na łące". Podobał się zwłaszcza wtedy, kiedy już odbiorca dopytał się mnie, gdzie jest głowa a gdzie zad. Bo faktycznie, obie te części ciała zwierzęcia wyszły mi nad wyraz podobnie. Natomiast, kiedy już udzieliłem informacji "głowa jest po lewo", wszyscy byli zachwyceni.  Tak czy inaczej, dobrze, że żaden koń tego nie widział, bo by się uśmiał...


Drugi obraz przedstawiał kajakarzy płynących po morzu. A wyglądał mniej więcej tak: na dole warstwa niebieska - woda. Na tym niebieskim trochę brązowego - "kajak", "wiosła", "kajakarze". Wszystko to na brązowo, nie szalałem z kolorami. Powyżej było już tylko takie żółte koło z kreskami wokół, czyli słońce. Tak, słońce musi być...


Trzeci obraz to dopiero był majstersztyk. "Góralski kościół". Kilkadziesiąt pionowych, niebieskich kresek (bo góry w tamtych czasach były niebieskie), a w ich połowie brązowy kwadrat z Krzyżem u góry, czyli tytułowy kościół...

Był chyba jeszcze czwarty malunek, ale niestety już go nie pamiętam. Trochę żałuję, że już nie mam tych arcydzieł, bo choć artystycznej wartości one raczej nie miały, to czułem do niej sentyment... <płacze>

Teraz też czasem ponosi mnie fantazja. Niestety głównie w Paincie i głównie za pomocą techniki "kopiuj-wklej". Jest też niestety średnio ambitna. To jej przykład pt. "Polska w budowie".



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz