Kilka dni temu, dostałem od przyjaciół dużą kartkę z napisem "DZISIAJ ZACZYNA SIĘ TWOJE DOROSŁE ŻYCIE". W rogu tej kartki, tak w połowie napisu, widnieje duża liczba "18". Moja mała sąsiadka, przeczytała więc ten napis tak jak wygląda, czyli "DZISIAJ ZACZYNA SIĘ TWOJE OSIEMNASTE DOROSŁE ŻYCIE". Cha! Mistrz jestem! Osiemnastu żyć to nawet Chuck Norris nie ma, a ja mam...
Ale, powiem szczerze (choć pewnie większość z Was już na to wpadła), że nie ma jakichś efektownych zmian między 17. a 18. rokiem życia. Przynajmniej, od tej strony zmysłowej. Wszystko pachnie tak samo, wygląda tak samo, brzmi tak samo... Właściwie, to... SPODZIEWAŁEM SIĘ TEGO! Ale, mimo to, gdy usłyszałem w radiu dźwięk oznajmiający północ, to czekałem na jakieś fajerwerki. Odczekałem chwilę, po czym doszedłem do wniosku, że skoro nic się nie dzieje - to śpię. Ćma tylko spadła z sufitu mi na szyję, chcąc tym sposobem złożyć pewnie życzenia, ale to było przed północą, więc została zdyskwalifikowana za falstart...
Życzenia składali mi też ludzie. Śpiewali "Sto lat", po czym oczekiwali ode mnie orędzia, bo się ustawiłem jakbym chciał przemówić do tłumu. Zawstydziłem się i zamilkłem.
Dostałem też parę prezentów. Między innymi "Biblię Dziennikarstwa". Jak już ją przeczytam, to mój blog zmieni się nie do poznania. Będzie świecił własnymi sentencjami, złotymi myślami... Wzrośnie czytelność... Wprowadzę opłaty za jego czytanie, albo obkleję go reklamami od góry do dołu. Będę bogaty, popadnę w nałóg i skończę "like a rolling stone"... Nie, przepraszam - wyobraźnia. Ale "Biblię" naprawdę mam zamiar przeczytać...
Dostałem też jedną czy dwie, książki o świętości. Będę więc świętym dziennikarzem. Zostanę nawet nowym patronem dziennikarzy. Nowym, bo "pismaki" mają już swojego opiekuna, ale patron nie szafa - przesunie się, jak to mówią.
Ale jeden z prezentów zaniepokoił mnie. Mianowicie film "Sala samobójców". Widocznie, komuś podpadłem i ten ktoś dał mi film, abym pod jego wpływem, poczynił pewien drastyczny krok... Sprytne... Dobrze, że się zorientowałem. Nawet go nie obejrzę!
Tak, jestem dorosły. Teraz mogę więcej. Tylko, że doszedłem do wniosku, że gdybym chciał korzystać ze wszystkich tych przywilejów, to nie miałbym czasu się nawet porządnie wyspać. A że pospać lubię - to nie będę...
Chciałem tego mojego pierwszego dorosłego posta zakończyć jakimś efektownym telemarkiem, ale nie umiem. Poratuję się więc skromnym, ale szczerym:
Pozdrawiam
wtorek, 30 sierpnia 2011
czwartek, 25 sierpnia 2011
... a wyszło jak zwykle
Chciałbym się dzisiaj podzielić z Wami doświadczeniem, na temat jak sobie (nie) poradziłem z porażką Wisły. Osoby nie zainteresowane sportem mogą tego nie zrozumieć, natomiast gdyby ten wpis czytał jakiś psychiatra, to prosiłbym o zdiagnozowanie mojej choroby i przepisanie jakiegoś leku - najlepiej cykuty...
Trzy lata zakichanego czekania. IV runda eliminacji. 87. minuta - i "po ptokach"...
Ja sobie tak kategoryzuję problemy (pomijając te najcięższe), że niektóre są do przeżycia, inne do przespania, a jeszcze inne do prze... czyszczenia (choć tu powinno paść słowo do rymu). Nie wiem do jakiej kategorii zaliczyć taką porażkę...
Następnego dnia po meczu, postanowiłem w ogóle nie wstawać z wyra. Mój plan był krótki: "Nie wstanę! Tak będę leżał!", jakby to powiedział klasyk. Ostatecznie jednak wstałem (i dobrze, bo gość przyszedł)... Poczułem też odrazę do mediów, telewizji zwłaszcza. To prawda, telewizja kłamie...
Jak każdy człowiek, na co dzień mam do czynienia z problemami różnego kalibru; krótko i długoterminowymi. Wydawałoby się, że porażka ulubionego klubu w cholernie ważnym meczu, to mimo wszystko najmniejszy z nich. Ale ciągle mam przed oczami tą 87. minutę, straconą szansę i co najmniej roczną perspektywę czekania na kolejny taki mecz...
Oczywiście, można mówić, że Wisła była po prostu słabsza itd. Ale szczerze mówiąc, w takim momencie średnio mnie to pociesza...
I tak się zastanawiam, ile jeszcze razy tak będzie... We wtorek - 87. minuta; 2008r. Austria - Polska, doliczony czas - bramka na 1:1; 2006r. Niemcy - Polska, doliczony czas - bramka na 1:0; 2005r. Panathinaikos - Wisła, 87. minuta - gol odbierający awans do LM.
Denerwują mnie ludzie, kreślący na każdym kroku teorie spiskowe, ale ileż razy można w końcówce tracić takie ważne gole? Już w starożytności przewidzieli te przypadki i dlatego wymyślili fatum...
No, skończyłem. Dostanę tą cykutę?
Trzy lata zakichanego czekania. IV runda eliminacji. 87. minuta - i "po ptokach"...
Ja sobie tak kategoryzuję problemy (pomijając te najcięższe), że niektóre są do przeżycia, inne do przespania, a jeszcze inne do prze... czyszczenia (choć tu powinno paść słowo do rymu). Nie wiem do jakiej kategorii zaliczyć taką porażkę...
Następnego dnia po meczu, postanowiłem w ogóle nie wstawać z wyra. Mój plan był krótki: "Nie wstanę! Tak będę leżał!", jakby to powiedział klasyk. Ostatecznie jednak wstałem (i dobrze, bo gość przyszedł)... Poczułem też odrazę do mediów, telewizji zwłaszcza. To prawda, telewizja kłamie...
Jak każdy człowiek, na co dzień mam do czynienia z problemami różnego kalibru; krótko i długoterminowymi. Wydawałoby się, że porażka ulubionego klubu w cholernie ważnym meczu, to mimo wszystko najmniejszy z nich. Ale ciągle mam przed oczami tą 87. minutę, straconą szansę i co najmniej roczną perspektywę czekania na kolejny taki mecz...
Oczywiście, można mówić, że Wisła była po prostu słabsza itd. Ale szczerze mówiąc, w takim momencie średnio mnie to pociesza...
I tak się zastanawiam, ile jeszcze razy tak będzie... We wtorek - 87. minuta; 2008r. Austria - Polska, doliczony czas - bramka na 1:1; 2006r. Niemcy - Polska, doliczony czas - bramka na 1:0; 2005r. Panathinaikos - Wisła, 87. minuta - gol odbierający awans do LM.
Denerwują mnie ludzie, kreślący na każdym kroku teorie spiskowe, ale ileż razy można w końcówce tracić takie ważne gole? Już w starożytności przewidzieli te przypadki i dlatego wymyślili fatum...
No, skończyłem. Dostanę tą cykutę?
poniedziałek, 22 sierpnia 2011
Big city life
Ostatnio dostałem w prezencie koszulkę z napisem "Najlepsze ciacho w mieście". Myślę, że to "ciacho", to aluzja w stronę mojej nadwagi... Ale, mniejsza z tym. Skupmy się na owym "mieście"...
Parę dni temu byłem na niedawno otwartym miejscowym "orliku". Żeby takie rzeczy u nas były...
Plac zabaw, jedno boisko, drugie boisko (i to ze sztuczną murawą)... Zero kopców kreta czy jakichś nierówności. Profesjonalne bramki, jak w Champions League (tyle, że mniejsze oczywiście)... Normalne ławki dla rezerwowych, nie żadne Continental czy Pirelli. Nic - tylko grać. Trening wtedy był, więc sobie na przyszłych Messich i Robbenów popatrzyłem przy okazji...
I w ogóle, centrum miasta się zmieniło. Do Izby Pamięci gen. Leopolda Okulickiego (który pochodził z mojej miejscowości) jest profesjonalny podjazd, do wyremontowanego ośrodka zdrowia - jest podjazd, do jednego sklepu podjazd, do drugiego też. Podjazd na podjeździe, jak w szpitalu jakimś... Co prawda, część z nich była wcześniej, ale część powstała stosunkowo niedawno.
I co, mówiłem, że tu będzie druga Barcelona? Małe boisko już jest. Jeszcze tylko stadion, lotnisko, parki jak te Gaudiego... I już. Mam nawet skromną wizję, gdzie, co i jak. Z resztą ja już teraz, gdy wjeżdżam do centrum, to boję się, że ze zobaczę gdzieś jakiś wysoki apartamentowiec i "zejdę" na zawał w tym młodym wieku. Ach, żeby jeszcze te drogi...
Póki co jednak, dla mnie nadal jest to spokojne miasto, po którym jeździ sobie Pan J. trasą dom-sklep-dom-sklep-dom, Pani W. pobożnie do kościoła i Pan P. do pracy i z powrotem...
I jeszcze jedno: ten post, to nie żadna próba agitacji wyborczej, że "Polska w budowie" czy "Sprawdź, jakie zmiany zachodzą w Twoim regionie". Ja tylko subiektywnie piszę swoją opinię, a że mamy kampanię - to nie moja wina...
Parę dni temu byłem na niedawno otwartym miejscowym "orliku". Żeby takie rzeczy u nas były...
Plac zabaw, jedno boisko, drugie boisko (i to ze sztuczną murawą)... Zero kopców kreta czy jakichś nierówności. Profesjonalne bramki, jak w Champions League (tyle, że mniejsze oczywiście)... Normalne ławki dla rezerwowych, nie żadne Continental czy Pirelli. Nic - tylko grać. Trening wtedy był, więc sobie na przyszłych Messich i Robbenów popatrzyłem przy okazji...
I w ogóle, centrum miasta się zmieniło. Do Izby Pamięci gen. Leopolda Okulickiego (który pochodził z mojej miejscowości) jest profesjonalny podjazd, do wyremontowanego ośrodka zdrowia - jest podjazd, do jednego sklepu podjazd, do drugiego też. Podjazd na podjeździe, jak w szpitalu jakimś... Co prawda, część z nich była wcześniej, ale część powstała stosunkowo niedawno.
I co, mówiłem, że tu będzie druga Barcelona? Małe boisko już jest. Jeszcze tylko stadion, lotnisko, parki jak te Gaudiego... I już. Mam nawet skromną wizję, gdzie, co i jak. Z resztą ja już teraz, gdy wjeżdżam do centrum, to boję się, że ze zobaczę gdzieś jakiś wysoki apartamentowiec i "zejdę" na zawał w tym młodym wieku. Ach, żeby jeszcze te drogi...
Póki co jednak, dla mnie nadal jest to spokojne miasto, po którym jeździ sobie Pan J. trasą dom-sklep-dom-sklep-dom, Pani W. pobożnie do kościoła i Pan P. do pracy i z powrotem...
I jeszcze jedno: ten post, to nie żadna próba agitacji wyborczej, że "Polska w budowie" czy "Sprawdź, jakie zmiany zachodzą w Twoim regionie". Ja tylko subiektywnie piszę swoją opinię, a że mamy kampanię - to nie moja wina...
piątek, 19 sierpnia 2011
Absolutny brak czasu
Wakacje... Miałem się w tym czasie przygotowywać trochę do matury, uczyć, powtarzać i oczywiście trochę odpocząć. Taki miałem plan. Ale czy jest kiedy go zrealizować?Nie ma czasu na naukę, o relaksie nie wspominając.
Rano człowiek wstaje. Zanim wejdzie "żółteczko, to już trochę czasu upłynie. Żeby weszło szybciej, to się idzie trochę "poplątać po sieci". Następnie należy trochę odpocząć, aby nie umrzeć z wyczerpania. A później... Później to dopiero jest maraton.
Polska Liga, Liga Europejska, Liga Mistrzów... Paradoksalnie, taki mecz, to żaden odpoczynek. To nerwy przez 90 minut, plus to, co doliczy sędzia. A jak jeszcze jest dogrywka, to już koszmar. Serce może kiedyś tego nie wytrzymać...
No a, po meczu, to już trzeba iść spać. O nauce nie ma więc mowy, a o odpoczynku - nie ma co marzyć... Po wakacjach miałem być świeższy, wypoczęty, mądrzejszy... A będę tylko bardziej opalony i bardziej zielony. Nie tylko z powodu zastoju w nauce, ale też od padającego z telewizora blasku murawy...
Rano człowiek wstaje. Zanim wejdzie "żółteczko, to już trochę czasu upłynie. Żeby weszło szybciej, to się idzie trochę "poplątać po sieci". Następnie należy trochę odpocząć, aby nie umrzeć z wyczerpania. A później... Później to dopiero jest maraton.
Polska Liga, Liga Europejska, Liga Mistrzów... Paradoksalnie, taki mecz, to żaden odpoczynek. To nerwy przez 90 minut, plus to, co doliczy sędzia. A jak jeszcze jest dogrywka, to już koszmar. Serce może kiedyś tego nie wytrzymać...
No a, po meczu, to już trzeba iść spać. O nauce nie ma więc mowy, a o odpoczynku - nie ma co marzyć... Po wakacjach miałem być świeższy, wypoczęty, mądrzejszy... A będę tylko bardziej opalony i bardziej zielony. Nie tylko z powodu zastoju w nauce, ale też od padającego z telewizora blasku murawy...
wtorek, 16 sierpnia 2011
91
Miałem wczoraj coś napisać, ale tak mnie wsysnął ten długi weekend, że nie miałem czasu...
91 lat minęło, od tego pięknego zwycięstwa przed własną publicznością. Nie, żebym miał jakieś uprzedzenia, ale tak się cieszę, że my tym Ruskom wkopali, że nie macie pojęcia. Z resztą - cała Europa Zachodnia się cieszy, bo strach pomyśleć, co by było, gdyby "Czerwoni" nie zostali zatrzymani pod Warszawą.
Nazwa "Cud nad Wisłą" wzięła się stąd, że Wojsko Polska zdołała wygrać, mimo bardzo ciężkiej sytuacji. Stało się tak za sprawą świetnego manewru marszałka Józefa Piłsudskiego, ale całkiem możliwe, że pomogły tu też Sfery Wyższe. W końcu - cud to cud
No, to tyle jeśli chodzi o wykład prof. Kamila. Przepraszm, ale lubię się czasem powymądrzać :)
A tak swoją drogą, to coś czuję, że gdyby dzisiaj doszło do podobnej bitwy, to też musielibyśmy liczyć na cud. Jest jednak jeden plus: żołnierze nie strajkują, w przeciwieństwie do kolejarzy. Wczoraj na ogłoszeniach duszpasterskich, ksiądz wspomniał, że jeśli ktoś z pielgrzymów wybiera się (we środę) do Tarnowa pociągiem, to będzie problem, ponieważ na ten dzień planowany jest strajk. Jacy Ci kolejarze są pobożni... Tak kochają Matkę Bożą, że zmuszają pontników do pieszej pielgrzymki już od własnego domu...
91 lat minęło, od tego pięknego zwycięstwa przed własną publicznością. Nie, żebym miał jakieś uprzedzenia, ale tak się cieszę, że my tym Ruskom wkopali, że nie macie pojęcia. Z resztą - cała Europa Zachodnia się cieszy, bo strach pomyśleć, co by było, gdyby "Czerwoni" nie zostali zatrzymani pod Warszawą.
Nazwa "Cud nad Wisłą" wzięła się stąd, że Wojsko Polska zdołała wygrać, mimo bardzo ciężkiej sytuacji. Stało się tak za sprawą świetnego manewru marszałka Józefa Piłsudskiego, ale całkiem możliwe, że pomogły tu też Sfery Wyższe. W końcu - cud to cud
No, to tyle jeśli chodzi o wykład prof. Kamila. Przepraszm, ale lubię się czasem powymądrzać :)
A tak swoją drogą, to coś czuję, że gdyby dzisiaj doszło do podobnej bitwy, to też musielibyśmy liczyć na cud. Jest jednak jeden plus: żołnierze nie strajkują, w przeciwieństwie do kolejarzy. Wczoraj na ogłoszeniach duszpasterskich, ksiądz wspomniał, że jeśli ktoś z pielgrzymów wybiera się (we środę) do Tarnowa pociągiem, to będzie problem, ponieważ na ten dzień planowany jest strajk. Jacy Ci kolejarze są pobożni... Tak kochają Matkę Bożą, że zmuszają pontników do pieszej pielgrzymki już od własnego domu...
piątek, 12 sierpnia 2011
"Oj, się będzie działo..."
Długi weekend się zaczął. Długi, ale moich włosów nie pobije.Są coraz dłuższe i wyższe, jakby z coraz większym utęsknieniem wyglądały na wizytę fryzjera. A ten, jak na złość - nie przyjeżdża. Coś czuję, że gdyby usiadł Chopin usiadł koło mnie, to przy moim fryzie dostałby ksywkę "Łysy". A swoją drogą, ciekawe, czy słowo "szopa", określające styl fryzury, pochodzi od nazwiska naszego słynnego kompozytora...
Zostawmy włosy. Są ciekawsze tematy. Kampania wyborcza się zaczęła, pewnie będzie się sporo działo.
Rozumiem ludzi, którzy abstrachują od polityki i unikają tego tematu jak mogą, ale ja, szczerze powiedziawszy, lubię tą dziedzinę życia społecznego. Przynajmniej, cały czas jest coś widowiskowego, ciągle coś się dzieje.
Nie rozumiem tej nagonki na polityków. Tak się starają, biedaki... Niektórzy to nawet samolotami czy helikopterami latają, narażając dla nas życie. Niezwykli altruiści i bohaterowie.
Albo, lubię na przykład, jak w jakimś studiu telewizyjnym sobie siedzą i mówią jeden przez drugiego. W ten pomysłowy sposób, dowiadujemy się dwóch-trzech-rzeczy naraz. Politycy chcą tym sposobem zaoszczędzić czas swój, a nade wszystko czas swoich drogich obywateli.
I w ogóle, sejmowe przemówienia takie efektowne niektóre. Oczywiście, fajniej byłoby, gdyby za tym widowiskiem szło wicej lepszych reform, ale trudno - dobre i to...
Nie tylko lubię politykę, ale zamierzam nawet wziąć udział w październikowych wyborach Pojadę, poproszę o karty menu... Najwyżej, "kelnerzy" będą troszkę zdziwieni, że UFO wylądowało specjalnie na wybory i że na obcej planecie też mają dowody osobiste, ale cóż - XXI. wiek. Jakby to zaśpiewali na weselu:
A czy ufoludek durny
Może oddać głos do urny?
Ależ owszem! Czemu nie?!
Jemu też należy się!
Zostawmy włosy. Są ciekawsze tematy. Kampania wyborcza się zaczęła, pewnie będzie się sporo działo.
Rozumiem ludzi, którzy abstrachują od polityki i unikają tego tematu jak mogą, ale ja, szczerze powiedziawszy, lubię tą dziedzinę życia społecznego. Przynajmniej, cały czas jest coś widowiskowego, ciągle coś się dzieje.
Nie rozumiem tej nagonki na polityków. Tak się starają, biedaki... Niektórzy to nawet samolotami czy helikopterami latają, narażając dla nas życie. Niezwykli altruiści i bohaterowie.
Albo, lubię na przykład, jak w jakimś studiu telewizyjnym sobie siedzą i mówią jeden przez drugiego. W ten pomysłowy sposób, dowiadujemy się dwóch-trzech-rzeczy naraz. Politycy chcą tym sposobem zaoszczędzić czas swój, a nade wszystko czas swoich drogich obywateli.
I w ogóle, sejmowe przemówienia takie efektowne niektóre. Oczywiście, fajniej byłoby, gdyby za tym widowiskiem szło wicej lepszych reform, ale trudno - dobre i to...
Nie tylko lubię politykę, ale zamierzam nawet wziąć udział w październikowych wyborach Pojadę, poproszę o karty menu... Najwyżej, "kelnerzy" będą troszkę zdziwieni, że UFO wylądowało specjalnie na wybory i że na obcej planecie też mają dowody osobiste, ale cóż - XXI. wiek. Jakby to zaśpiewali na weselu:
A czy ufoludek durny
Może oddać głos do urny?
Ależ owszem! Czemu nie?!
Jemu też należy się!
wtorek, 9 sierpnia 2011
"Błękitna" krew
Ostatnio szwajcarscy naukowcy odkryli, że ponad 50% europejczyków płci męskiej, jest spokrewnionych z... faraonem Tutenchamonem, tzn. mamy wspólnego przodka.
Od dłuższego czasu, czułem właśnie, że mam w sobie "błękitną" krew (i aż się zdziwiłem, jak ostatnio ją zobaczyłem, że jest czerwona). Nie wiedziałem tylko po kim. Teraz już wiem, że to po tym młodym władcy Egiptu. Młodym, bo zmarł w wieku 19 lat (faraonem był od 8-9. roku życia). Ta jego wczesna śmierć i chociażby ta ostatnia śmierć naszego słynnego polityka, poniekąd potwierdzają czyjeś słowa, że "w mafii i polityce żyję się dobrze, ale krótko". Chociaż nie wiadomo do końca, na co Tutenchamon zmarł...
A więc, jako spokrewniony z "Tutkiem", po śmierci oczekuję mumifikacji zwłok, oraz - koniecznie - wystawienia piramidy. Skoro część faraonów w starożytności miała (część, bo później już im budowano skromniejsze chawiry), to ja w XXI. wieku też muszę ją mieć! I cieszę się, że te słowa zostaną na blogu!
A nawet, gdyby jacyś magisterkowie mówili, że z tym pokrewieństwem to ostrożnie, że te wyniki to być może wynik czegoś tam, to mnie i tak nie przekonają! Bo ta faraońskość, którą czuję całym swoim jestestwem (jak ja lubię to słowo:P), aż mnie... wykrzywia!
Od dłuższego czasu, czułem właśnie, że mam w sobie "błękitną" krew (i aż się zdziwiłem, jak ostatnio ją zobaczyłem, że jest czerwona). Nie wiedziałem tylko po kim. Teraz już wiem, że to po tym młodym władcy Egiptu. Młodym, bo zmarł w wieku 19 lat (faraonem był od 8-9. roku życia). Ta jego wczesna śmierć i chociażby ta ostatnia śmierć naszego słynnego polityka, poniekąd potwierdzają czyjeś słowa, że "w mafii i polityce żyję się dobrze, ale krótko". Chociaż nie wiadomo do końca, na co Tutenchamon zmarł...
A więc, jako spokrewniony z "Tutkiem", po śmierci oczekuję mumifikacji zwłok, oraz - koniecznie - wystawienia piramidy. Skoro część faraonów w starożytności miała (część, bo później już im budowano skromniejsze chawiry), to ja w XXI. wieku też muszę ją mieć! I cieszę się, że te słowa zostaną na blogu!
A nawet, gdyby jacyś magisterkowie mówili, że z tym pokrewieństwem to ostrożnie, że te wyniki to być może wynik czegoś tam, to mnie i tak nie przekonają! Bo ta faraońskość, którą czuję całym swoim jestestwem (jak ja lubię to słowo:P), aż mnie... wykrzywia!
sobota, 6 sierpnia 2011
Krzyżówka
Ostatnio wyszło na jaw, że od trzech lat brytyjscy naukowcy krzyżowali zarodki ludzi i zwierząt. W celu opracowania leków na najcięższe choroby.
Nie chcę pisać, dlaczego mimo to uważam takie coś za bardzo obrzydliwe (bo pewnie każdy sam sobie tą sprawę przemyśli), natomiast troszkę sobie pogdybam...
Niestety, albo stety, nie powiedzieli, jakie to były zwierzęta. Gdyby więc "to coś" dorosło (zarodki były niszczone maksymalnie po 14 dniach), to "ciekawy" jestem, co by to było. Minotaur, Syrenka, Batman, Spider Man, Birdman... Do tej pory, takie postaci mogliśmy podziwiać w mitach, bajkach... A tu okazuję się, że dla naukowców nie ma rzeczy niemożliwych. Myślisz-masz.
Ciekawy też jestem, jakby te stworzenia nie-Boskie, wyglądały od strony psychofizycznej. Jakby wyglądały z zewnątrz; czy miałyby duszę, rozum.. Niby ciekawy, ale nie jestem pewien, czy chciałbym wiedzieć...
Z drugiej jednak strony, taki postęp w dziedzinie "animacji" ma też atut strony. Ja już nie mogę się doczekać, gdy "sciencowscy" zmontują mapety, muminki, gumisie, teletubisie i smerfy, oczywiście. Ale będzie smerfastycznie!
Nie chcę pisać, dlaczego mimo to uważam takie coś za bardzo obrzydliwe (bo pewnie każdy sam sobie tą sprawę przemyśli), natomiast troszkę sobie pogdybam...
Niestety, albo stety, nie powiedzieli, jakie to były zwierzęta. Gdyby więc "to coś" dorosło (zarodki były niszczone maksymalnie po 14 dniach), to "ciekawy" jestem, co by to było. Minotaur, Syrenka, Batman, Spider Man, Birdman... Do tej pory, takie postaci mogliśmy podziwiać w mitach, bajkach... A tu okazuję się, że dla naukowców nie ma rzeczy niemożliwych. Myślisz-masz.
Ciekawy też jestem, jakby te stworzenia nie-Boskie, wyglądały od strony psychofizycznej. Jakby wyglądały z zewnątrz; czy miałyby duszę, rozum.. Niby ciekawy, ale nie jestem pewien, czy chciałbym wiedzieć...
Z drugiej jednak strony, taki postęp w dziedzinie "animacji" ma też atut strony. Ja już nie mogę się doczekać, gdy "sciencowscy" zmontują mapety, muminki, gumisie, teletubisie i smerfy, oczywiście. Ale będzie smerfastycznie!
środa, 3 sierpnia 2011
Moja prywatna szkoła
Ten post przeznaczony będzie raczej dla płci męskiej, toteż Panie proszę o nie marnowanie sobie swych pięknych lic na te oto pierdoły. Zamiast tego, można wziąć jakieś badylki, i pospacerować, odpychając się nimi. To zdrowe, modne i pewnie... wyszczupla.
Otóż, drodzy koledzy, znajomi itp.! Ostatnio czytałem gdzieś nagłówek artykułu, o pewnej (nie darmowej, oczywiście) szkole uwodzenia. Podobno, cieszy się ona dużą popularnością. A jako, że póki co nie mam jakiegoś bardzo pożytecznego zajęcia, to... postanawiam otworzyć coś takiego. Pierwsza lekcja za darmo na blogu, pozostałe - nie za darmo, nie na blogu.
Otóż: jeśli widzicie dziewczynę, którą chcecie poderwać, podchodzicie do niej, odchrząkujecie ślinę jak przed recytacją Inwokacji bądź też przed śpiewem pieśni o PZPN-ie, po czym zaskakujecie ją poezją, mówiąc:
Pięknie wyglądasz w tej - phi - sukience,
Masz "na śnieżynkę" spalone ręce,
Masz takie śliczne, olbrzymie zęby,
Mogłabyś mielić nimi otręby;
Masz też przepiękne, okrągłe plecy.
Jeszcze ten uśmiech a' la kobiecy
Widzę, że masz tak ogromne wzięcie,
Lecz miałbym prośbę: chcę z Tobą zdjęcie
W ramach wdzięczności za monologa.
Wrzucę je sobie potem na bloga...
Po takich komplementach już jest Wasza. A propos: blog też działa! Mało tego: doszedłem do wniosku, że gdy dziewczyna mówi, że mężczyzna "musi mieć to coś" - to ma na myśli właśnie bloga...
Zapisy na następną lekcję pn-pt w godz 08:00-15:00. Cena do uzgodnienia...
Otóż, drodzy koledzy, znajomi itp.! Ostatnio czytałem gdzieś nagłówek artykułu, o pewnej (nie darmowej, oczywiście) szkole uwodzenia. Podobno, cieszy się ona dużą popularnością. A jako, że póki co nie mam jakiegoś bardzo pożytecznego zajęcia, to... postanawiam otworzyć coś takiego. Pierwsza lekcja za darmo na blogu, pozostałe - nie za darmo, nie na blogu.
Otóż: jeśli widzicie dziewczynę, którą chcecie poderwać, podchodzicie do niej, odchrząkujecie ślinę jak przed recytacją Inwokacji bądź też przed śpiewem pieśni o PZPN-ie, po czym zaskakujecie ją poezją, mówiąc:
Pięknie wyglądasz w tej - phi - sukience,
Masz "na śnieżynkę" spalone ręce,
Masz takie śliczne, olbrzymie zęby,
Mogłabyś mielić nimi otręby;
Masz też przepiękne, okrągłe plecy.
Jeszcze ten uśmiech a' la kobiecy
Widzę, że masz tak ogromne wzięcie,
Lecz miałbym prośbę: chcę z Tobą zdjęcie
W ramach wdzięczności za monologa.
Wrzucę je sobie potem na bloga...
Po takich komplementach już jest Wasza. A propos: blog też działa! Mało tego: doszedłem do wniosku, że gdy dziewczyna mówi, że mężczyzna "musi mieć to coś" - to ma na myśli właśnie bloga...
Zapisy na następną lekcję pn-pt w godz 08:00-15:00. Cena do uzgodnienia...
Subskrybuj:
Posty (Atom)