Wczoraj, jak nie mogłem zasnąć, ułożył mi się wierszyk. Nie wiedziałem, czy go opublikować, czy nie, żeby się do reszty nie zbłażnić, ale zaryzykuję. Jak pisał klasyk, "Niech się dzieje wola Nieba, z Nią się zawsze zgadzać trzeba". :) A poza tym, nawet jak jedna osoba uśmiechnie się przez niego, to już będzie mały sukces.
I jeszcze przed wierszykiem prośbę mam: zmówcie za mnie w piątek "zdrowaśkę", bo zamierzam do Spowiedzi "iść", a 1. kwietnia Spowiedż do łatwych chyba nie należy, bo co to będzie, jak po ewentualnym rozgrzeszeniu, ksiądz powie "Prima Aprilis". :)
Kiedy byłem jeszcze mały,
To mi zęby się błyszczały.
Póżniej błyszczały mi również,
Ale barwą żółtą głównie.
Próbowałem różne płyny,
Dla chłopaka i dziewczyny
Próbowałem różne pasty
Dla chłopa i dla niewiasty
Próbowałem też dla krowy
Żeby efekt był bombowy
Ale skutek był mizerny
Żółty kolor nadal wierny
Próbowałem też dla sarny
Ale efekt raczej marny
Próbowałem dla konika -
Żółty kolor mi nie znika
Próbowałem trochę sowiej
Nawet pastę mej teściowej
Spróbowałem dla szczupaka
W końcu zmiana zaszła taka:
Zęby strasznie się wkurzyły
Posłuszeństwa odmówiły
Wszystkie naraz wyleciały
Rumor przy tym był niemały
Jeszcze potłukły mi nogę
Teraz chodzić sam nie mogę
Ale za to - powiem szczerze -
Że się cieszę jak to zwierze
Bo skończyłem straszną mękę
Kupię sobie... sztuczną szczękę!
Będzie ona bardzo fajna
Elegancka, Made in China
Będę czyścił ją pod kranem
Będę ząbki miał cacane
I już nigdy się nie zmienią
Nawet dwa metry pod ziemią.