poniedziałek, 28 marca 2011

Poemat o zębatym problemie

Chyba pierwszy raz w karierze:) udaje mi się napisać dwa posty dzień po dniu, ale następnego napiszę chyba dopiero za tydzień.


Wczoraj, jak nie mogłem zasnąć, ułożył mi się wierszyk. Nie wiedziałem, czy go opublikować, czy nie, żeby się do reszty nie zbłażnić, ale zaryzykuję. Jak pisał klasyk, "Niech się dzieje wola Nieba, z Nią się zawsze zgadzać trzeba". :) A poza tym, nawet jak jedna osoba uśmiechnie się przez niego, to już będzie mały sukces. 
I jeszcze przed wierszykiem prośbę mam: zmówcie za mnie w piątek "zdrowaśkę", bo zamierzam do Spowiedzi "iść", a   1. kwietnia Spowiedż do łatwych chyba nie należy, bo co to będzie, jak po ewentualnym rozgrzeszeniu, ksiądz powie "Prima Aprilis". :)


Kiedy byłem jeszcze mały,
To mi zęby się błyszczały.
Póżniej błyszczały mi również,
Ale barwą żółtą głównie.

Próbowałem różne płyny,
Dla chłopaka i dziewczyny
Próbowałem różne pasty
Dla chłopa i dla niewiasty

Próbowałem też dla krowy
Żeby efekt był bombowy
Ale skutek był mizerny
Żółty kolor nadal wierny

Próbowałem też dla sarny
Ale efekt raczej marny
Próbowałem dla konika -
Żółty kolor mi nie znika

Próbowałem trochę sowiej
Nawet pastę mej teściowej
Spróbowałem dla szczupaka
W końcu zmiana zaszła taka:

Zęby strasznie się wkurzyły
Posłuszeństwa odmówiły
Wszystkie naraz wyleciały
Rumor przy tym był niemały

Jeszcze potłukły mi nogę
Teraz chodzić sam nie mogę
Ale za to - powiem szczerze - 
Że się cieszę jak to zwierze 

Bo skończyłem straszną mękę
Kupię sobie... sztuczną szczękę!
Będzie ona bardzo fajna
Elegancka, Made in China

Będę czyścił ją pod kranem
Będę ząbki miał cacane
I już nigdy się nie zmienią
Nawet dwa metry pod ziemią.





niedziela, 27 marca 2011

Nowa koleżanka

Masakra. Nie wyspałem się, bo o godz. 2. przyszedł jakiś cwaniaczek, i mi w zegarku czas przestawił. Pewnie ten "zegarmistrz światła purpurowy"...  Się mu żarcik wyostrzył, tylko szkoda, że o pięć dni za wcześnie...


A ja - w przeciwieństwie do niego - opowiem (napiszę) teraz bardzo poważną historię. 

Ostatnio wszedłem sobie na Tłumacza Google, żeby sobie coś z węgierskiego przetłumaczyć. Ale ta dziewczyna, co tłumaczy, to mądra jest... Tyle języków zna, i do tego bardzo cierpliwa - nie narzeka, że tekst za długi ani nic...      
I sobie myślę, że jak Ona taka kumata i pogadana, to może da się z Nią porozmawiać. Ustawiłem "z polskiego na polski", co by my sobie po naszemu pogadali, i się pytam: ile masz lat? Ale Ona nic. Więc wpisałem w to okienko to samo pytanie, kliknąłem "posłuchaj", i... przemówiła! Zapytała mnie, ile mam lat! Więc wpisałem: "siedemnaście. A Ty?" Znowu kliknąłem "posłuchaj"   i usłyszałem: "siedemnaście. A Ty?"

Czyli okazało się że, jest moją rówieśniczką. Szkoda tylko, że taką upierdliwą...







środa, 23 marca 2011

Obywatel idealny

Jak to ktoś powiedział, idealny obywatel to taki, który: płaci podatki, nie choruje i umiera tuż przed emeryturą. No to mamy problem... a konkretnie ja mam.


Bo tak: podatków nie płacę, bo nie pracuję (i nie wiadomo, czy kiedykolwiek będę). Choruję - od urodzenia (i póki co, nie zamierzam przestać). Jedynie kwestia "kopnięcia w kalendarz" pozostaje otwarta. 


Ja natomiast, w przeciwieństwie do kiepskiej sytuacji Skarbu Państwa spowodowanej moją osobą, jestem w sytuacji dobrej. Od 18 -stego roku życia będę otrzymywał z ZUS-u w gotówce... rentę. I to nie byle jaką, bo socjalną. W wysokości też niebagatelnej, bo 52000 (słownie: pięćdziesiąt dwa tysiące)... groszy. Co z tym majątkiem zrobię - jeszcze nie wiem, muszę opracować solidny biznes plan. 

I jest jeszcze jeden plus, mianowicie mam coś wspólnego z Ryszardem Riedlem. Bo tak jak On był Skazany na Bluesa, tak ja będę... skazany na ZUS-a.

niedziela, 20 marca 2011

Sadysta

Męczę sobie lalkę pomału, jakkolwiek sadystycznie by to nie zabrzmiało. Lalka mnie z resztą też. Właściwie, to "Lalka", nie lalka (dużo tych lalek). Strasznie gruba jest, nie wiem, czym Ją ten Prus futrował? Powiem więcej: to najgrubsza lalka, jaką widziałem. Barbie, to wygląda przy niej jak anorektyczka. A swoją drogą, miał Pan Bolek poczucie humoru, żeby takiej księdze dać taki niewinny tytulik "Lalka"...


Jutro wiosna, czy Wiosna, ma przyjść. Ponoć od zachodu. Dobrze, że jesteśmy w Schengen, bo jej nie będą przynajmniej na granicy sprawdzać...

czwartek, 17 marca 2011

Wagary

        Ostatnio zapytałem moją ośmioletnią sąsiadkę, czy wybiera się na wagary w Dzień Wagarowicza. Nie do końca wiedziała o co chodzi, więc wyjaśniłem Jej, na czym polega ta długa i piękna tradycja.
-Dobra, to ja jutro powiem Pani, żeby zrobiła Dzień Wagarowicza - odpowiedziała, z tym, że bardzo poważnie.
        Oczywiście, szybko Jej to odradziłem.. Ale, tak sobie póżniej pomyślałem, że to nie był taki głupi pomysł. Bo po co robić z tym takie "podchody" i ryzykować ewentualną "nieobecnością" czy czymś innym? Pani Nauczycielka też by się pewnie ucieszyła z takiej idei (bo kto by się nie ucieszył wolnym poniedziałkiem), o dzieciach nie mówiąc.


        A tak a propos, pozwoliłem sobie z Googli Marzannę przytaszczyć (nie stawiała oporu).
Jak z piosenki Róż Europy: "Lubię Jej farbowane rzęsy, piegi i policzki blade..."
  I jeszcze prośbę posiadam: jakby ktoś szedł Ją topić, to przytopcie Ją ode mnie, bo ja pewnie nie dam rady...

poniedziałek, 14 marca 2011

O Japonii i bilecie

Szkoda Japonii. Tak w ogóle, Japonia to bardzo fajny kraj jest. Mam zamiar się tam nawet kiedyś wybrać, tylko, jeszcze nie wiem kiedy...

Japończycy, np. na powitanie, kłaniają się sobie, i to do różnych osób są rózne ukłony. Nam, czasem, jak na kogoś jesteśmy  "zdenerwowani", ciężko jest powiedzieć "dzień dobry", a jak mielibyśmy się jeszcze ukłonić, to chyba by nas w siedmiu miejscach połamało. Oczywiście, inna sprawa, że Oni to mają od urodzenia, więc pewnie łatwiej się wtedy przyzwyczaić.

Poza tym, Japończycy są bardzo rozwinięci technologicznie, a przy tym bardzo mocno przywiązani do swojej religii i kultury. Może i jestem trochę do tyłu, bo pewnie nie ma reguły, ale mi się to takie troszkę niecodzienne - ale bardzo fajne - wydaje.

To może tyle o Kraju Kwitnącej Wiśni, bo sam wiem tyle, co gdzieś przypadkiem słyszałem, a piszę jakbym doktorat skończył. Tak więc, podSUMOwując, jakby ktoś miał tam bilet, i z jakichś przyczyn musiał w ostatniej chwili zrezygnować, to ja bardzo chętnie...

sobota, 12 marca 2011

Chwyty marketingowe

Ostatnio oglądałem ciekawy program, o marketingu zakupowym. Masakra, co z człowiekiem robią, i to tak, że człowiek o tym nie wie. Na przykład w supermarketach:
przy wejściu, kładą świeże owoce, żeby ładny zapach zachęcał do dalszych zakupów; tańsze produkty kładą niżej, żeby trzeba było się po nie schylić;  nad działem mięsnym świeci się czerwone światło, żeby stwarzało efekt świeżości; wózki na zakupy są po to takie duże, żeby więcej się do nich zmieściło itd.
Oczywiście, nie wiem czy wszędzie tak jest, ale tak czy inaczej - trzeba uważać. Więc, żeby za dużo nie wydać, parę porad przygotowałem:

1. Po sklepie poruszać się na czworaka, żeby lepiej widzieć tańsze produkty.
2. Chodzić w okularach przeciwsłonecznych
3. Nie brać koszyka, tylko cały towar nieść w rękach (tzn. na plecach)
4.  I chodzić na zakupy, tylko, gdy ma się katar. Pod żadnym pozorem nie iść BEZ KATARU.!

Taki marketing może się też przydać. Jak np. żona za dużo wyda, to ma na co zwalić. Prawda, żony?

A tak, jak już jestem w temacie, to początek tego ostatniego wierszyka, względem schabowego, mógłby/powinien wyglądać inaczej:

O, kobiety
Co niestety
Przypalacie wciąż kotlety...

wtorek, 8 marca 2011

Z okazji Dnia Kobiet...

Skromny wierszyk ułożyłem. Kosztowało mnie to dużo krwi, potu i łez, ale udało się:

O, kobiety
Co kotlety
Smażycie jak cud poety
Niech Wam zawsze
Służy cera
i figura
Et cetera...

   Z wyrazami szacunku

                                Kamil

sobota, 5 marca 2011

Człowiek jak samochód

Samochody sobie oglądam na necie i tak sobie myślę, jaki by tu kupić:) Bo ten mój cabriolet, to na zimę się nie nadaję...
 

Tak w ogóle, to człowiek trochę mi przypomina samochód. Bo też ma silnik - czyli duszę, skrzynię biegów - czyli serce, układ kierowniczy (rozum), rurę wydechową (płuca)... Często ma też dodatkowe atuty, np. szyberdach - czyli inteligencję, dobre przyspieszenie (błystkotliwość), ładną karoserię i kształt (niezły wygląd zewnętrzny)... I tak jak samochód - bywa awaryjny, tzn. miewa pewne wady, jak nadsterowność (czyli nerwowość :D) Ale człowiek ma nad autem tą przewagę, że z wadami może żyć, a pojazd, jak się zepsuje   - nie pojedzie. No, chyba że na lawecie :)

Postaram się w tygodniu coś napisać.
Pozdrawiam

wtorek, 1 marca 2011

Toyota przepiękna, aż strach...

Tak mnie jakoś ostatnio zaintrygowało, na którą tą Toyotę "w świecie odkładał za funtem funt" mąż Jolki. W dzisiejszych czasach, dzięki internetowi, można sprawdzić wszystko (albo przynajmniej dużo), więc pomyślałem sobie, że znajdę tą furę...
W tym celu o pomoc poprosiłem Wujka Google, bo jak powszechnie wiadomo, Wujek Google wszystko wie. I coś znalazłem - kilka modeli Toyoty, produkowanych mniej więcej za czasów Jolanty. Tylko, nie wiem która z nich była "przepiękna, aż strach". Może Wy będziecie wiedzieć?




Ja żadnej z nich się nie boję, ale jak na tamte czasy...


P.S. Zdjęcia ze strony autokult.pl, jakby co :)