Remont w akademiku. Startują o 7.00 rano. Najlepiej się wtedy śpi, nie tylko niepełnosprawnemu, którego jednym z niewielu profitów chorobowych jest możliwość dłuższego pospania sobie. Jeszcze parę dni i puszczą mi nerwy; zareaguję jak Adaś Miauczyńnski.
Nie powtarzajcie tego, nie chcę gorszyć...
Ostatnio wspomniałem, że napiszę coś o Gołocie.
No właśnie, bo to mój idol z dzieciństwa. Do dziś pamiętam tą przebeczaną przeze mnie noc, po wpadce z Tyson'em. Tak czekałem na tą walkę...
Teraz Andrzej to już inny bokser. Forma nie ta. Ale dzisiaj Andrzeja darzę chyba jeszcze większą sympatią, niż wówczas. Łączy nas bowiem nietylko nienajlepsza kondycja, ale i kiepska dykcja. On spowodowaną ją ma wieloma ciosami, ja chorobą może trochę nieróbstwem, ale efekt ten sam...
Powiem Wam też, że ja właśnie dlatego nie boksuję, że nie chciałbym by mówić gorzej niż obecnie. Być może część z Was myśli, że ja w tym momencie żartuję (zwłaszcza te osoby, które mnie znają ciut gorzej i nie wiedzą, że jestem sztywny [nie tylko z budowy ciała]). Bo choć faktycznie kondycha marna, to siła w "mułach" jest (tym bardziej, że przecież "siła" to pojęcie względne)... Jedynym problemem byłyby ciosy proste, bo te przykurcze...
A co do Andrzeja, to ja w Niego wierzę! Jeszcze dołoży Kliczkom i będzie Mistrzem Świata! Andrew, come on!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz