Zapuszczam się ostatnio z prowadzeniem bloga. Takie czasy, że brak czasu.
Na przykład dzisiejszy wpis miałem opublikować we czwartek, żeby pasował do dnia, ale mi zeszło i będzie dziś.
A ja o męczeństwie chciałbym porozważać. Ale luzik, nie będę użalał...
Tylko, tak sobie myślę, jak ja bym się zachował, będąc na miejscu św. Szczepana...
Dzięki Bogu, żyję w Polsce, gdzie zabójstw na tle religijnym raczej nie ma, bo tu sami katolicy są (naprawdę, kraj Świętych i Aniołów). No, ale GDYBY...
Wyrzeknę się wiary albo kamieniami we mnie, między oczy... Co wtedy?
No to tak: z kamieniami to jest najmniejszy problem, bo teraz te autostrady wszędzie budują i leży tego jak błota. Na swoim wózku daleko bym nie uciekł, no chyba, że moi oprawcy też poruszaliby się na wózkach i goniliby mnie na tych mobilach z tymi kamieniami. Wszelkie próby obrony ustnej skończyłyby się fatalnie, bo bym w ogóle zaczął mówić niewyraźnie, jąkać się i tylko bym ich jeszcze bardziej wkurzył...
Parę razy w życiu już otarłem się o stosunkowo długą śmierć i nie byłem wtedy taki kozak, miałem nieźle w gaciach. Co zrobiłbym w takiej sytuacji? Nie wiem...
Jednak, jak oglądałem czy nadal oglądam filmy z Chuckiem Norrisem, to strasznie się wczuwam w jego rolę. Mam nadzieję, że tym razem przyniosłoby to wymierny efekt. Ostatni raz w życiu...
P.S. Udanego Sylwestra i całego, 2013r.!
Dziś już nie trzeba kamieni.
OdpowiedzUsuń- Wystarczą zarzuty w TV/radiu/gazecie, a będzie gorzej aniżeli ból "cielesny".
Ja też Tobie życzę wielu UD (z drobiu, albo z wołowiny, choć najlepsza zapewne: dziczyzna ^^ ).
A Sylwestra, - to ja wolę po prostu: "przeżyć"...