niedziela, 1 maja 2011

O szpitalu

Już się czuję minimalnie lepiej, ale dalej muszę się co chwilę kłaść głową na dół, żeby łatwiej było odksztusić. Dzięki temu wiem, jak ciężkie jest życie nietoperza. Może jednak obejdzie się bez szpitala...


Chociaż, paradoksalnie, w szpitalu nie jest źle. Ja przynajmniej, miło wspominam liczne wizyty w owej sympatycznej placówce. Zwykle przebywałem na oddziale dziecięcym, więc na ścianach królowały Smerfy, Kubuś Puchatek (którego bardzo lubię, bo - tak jak ja - ma bardzo mały rozumek) i tamte klimaty. Śniadania (i nie tylko) zawsze dostawałem do łóżka. Często miałem pokój "jedynkę", a czasem to nawet byłem na sali z TV. Co prawda, to TV trochę przekupne było - bo jak się mu "w łapę" nie dało - to nie działało, ale jednak było. A najlepszy numer był z piciem (bez domysłów, proszę), bo, żeby mnie nie męczyć, to Panie Pielęgniarki dawały mi czasem napój w buteleczce i piłem sobie dożylnie. 

Także, generalnie, miło wspominam. Niemniej jednak, proszę o "Zdrowaśkę" w intencji mojego nie-pójścia tam:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz