Ostatnio na skrzynkę mailową otrzymałem wiadomość od pewnej fundacji. Z tytułu wynikało, iż chodzi o ofertę pracy. Nie przypominałem sobie, abym kiedykolwiek wcześniej miał kontakt z taką fundacją, ale w dobie, kiedy codziennie otrzymuję dziesiątki maili z przeróżnymi ofertami (począwszy od reklam środków na spalanie tłuszczu, poprzez redukcję szumów usznych, a skończywszy na... Dobra, nieważne) - nie zdziwiłem się specjalnie i nawet otworzyłem.
Nagłówek treści głosił, iż poszukiwana do pracy jest osoba z co najmniej umiarkowanym stopniem niepełnosprawności. Warunek ten spełniam z zamkniętymi oczami i palcem w nosie, więc czytam dalej. Konkretnie chodzi o operatora wózka - tu przez myśl mi już przebiegło, że przecież lepiej trafić nie mogli i już odpaliłem swój wózek, żeby jeszcze potrenować - ale doczytałem do końca i mieli na myśli jednak wózek widłowy.. . Zatem to jednak nie dla mnie, choć tak dobrze się zaczęło.
Nieraz już na blogu pisałem o kwestii paradoksu - czy też absurdu - zatrudniania osób niepełnosprawnych jako ochroniarzy itp., więc nie będę teraz tego rozwijał. To, co mnie tym razem szczególnie zastanowiło, to to, że dla niektórych może być to okazja do przekucia w atut tego, co wydaje się być największą słabością. Podziwiam ludzi, którzy tak właśnie czynią. Którzy umieją w sposób pozytywny dla siebie, a często nie tylko dla siebie, wykorzystać czy to swoją szeroko pojętą niedoskonałość lub niedoskonałości, czy doświadczenia, czy sytuacje... Sam tego często nie potrafię, może dlatego tak cenię to u innych.
W jednej z powieści opisany jest dialog osoby z karłowatością oraz młodego chłopaka. Ten pierwszy zapytany dlaczego tak dużo czyta, zaczyna opowiadać w sposób szczery i sarkastyczny o losie, jaki zazwyczaj czeka osoby z jego przypadłością i nie jest to los ciekawy (akcja toczy się w fikcyjnej kulturze). Dodaje, iż stara się wykorzystać to, iż mózg ma normalnej wielkości i swoją nadzieję pokłada w zdobywaniu wiedzy. Udziela też chłopakowi porady, by ten umiejętnie wykorzystał i zamienił w swoją broń to, co jest jego największym wówczas problemem (tu akurat chodziło o bycie nieślubnym dzieckiem króla, bękartem).
Myśl zawarta w tym dialogu nie jest w zasadzie oryginalna, ale czytając dał mi jakoś na nowo do myślenia. Nie wiem czy wszystko, co w życiu negatywne, da się dobrze wykorzystać, ale zazwyczaj można przynajmniej próbować. Czasami być może trzeba poczekać na odpowiednią szansę. Ot, jak ja, niewiele zabrakło, a nuż popylałbym na wózku widłowym, aż by kartony fruwały! To tylko trywialny przykład, ale być może jest to swojego rodzaju życiowy kamień filozoficzny...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz