czwartek, 21 kwietnia 2016

Wiertarka, ona i ja

Zadzwoniła do mnie niedawno pewna pani. Zapraszała na pokaz, jeśli dobrze pamiętam, garnków. Obiecała, ze jeśli na niego przybędę z dziewczyną/narzeczoną/żoną, w nagrodę otrzymam... wiertarkę udarową.

W życiu każdego faceta przychodzi taki moment, że czuje nieodzowną chęć posiadania wiertarki. W moim przyszedł. A taki sprzęt - podobnie z resztą jak i ja - piechotą przecież nie chodzi. W związku z tym tamta propozycja głupia nie była. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że mógłbym upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Gdybym bowiem miał się już żenić, to najlepiej z feministką. Ktoś przecież w domu musiałby umieć naprawić kran, przykręcić śrubę, narąbać drewna itd. - no a ja odpadam. Poza tym byłoby dobrze gdyby pracowała w kopalni przy wydobyciu, bo tam nieźle płacą.

Łącząc zatem dwie rzeczy, mógłbym poderwać jakąś feministkę pytając: "Wiesz, mała, czy chciałabyś pójść ze mną po wiertarkę udarową?" Jeśliby się zgodziła, to pojawiłby się jednak problem: czyja jest teraz wiertarka? Moja czy feministki?  

A z resztą, ja to musiałbym mieć taką lekką,  styropianową (wiertarkę, nie feministkę)... No i niekoniecznie udarową, bo ja i tak trochę wyglądam jak po udarze. 

Im jest człowiek bliżej śmierci
Bardziej marzy, że powierci


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz