Kilka poprzednich postów było raczej śmiechowych - ostatni o akademiku - ale najbliższy czas wymaga powagi...
Pamiętam, jak w podstawówce miałem lekcję o religiach - m.in. chrześcijaństwie i judaizmie. Pani tłumaczyła wtedy m.in. zasadniczą różnicę między tymi dwiema:
- Chrześcijanie, w przeciwieństwie do Żydów wierzą, że Chrystus jest tym wyczekiwanym Mesjaszem i Bogiem.
Byłem wtedy w wieku, gdzie nie bardzo znałem pojęcie niewiary czy innych religii, więc po tym mętliku w głowie wolałem się upewnić:
- Ale Bóg istnieje naprawdę, tak?
Na co pani:
- My wierzymy, że tak.
- No, ale czy On naprawdę istnieje?
- No... My wierzymy, że istnieje...
Trochę mnie wkurzył ten dialog. Udałem, że zrozumiałem, bo widziałem, że z tej mąki chleba nie będzie i że się nie dogadamy. A pani po prostu odpowiadała mi - jakby to powiedział Wałęsa - "wymijająco wprost"...
Ja do dziś tylko w jakimś stopniu rozumiem, co znaczy wierzyć; z okazji Świąt Wielkiej Nocy życzę Wam - i sobie - abyśmy coraz to pojmowali i brali przykład z mojej byłej nauczycielki, która zachowywała pokorę, a nie ze mnie, chcącego mieć wszystko czarno na białym...
Tobie również wszystkiego dobrego :)
OdpowiedzUsuń