W każdym razie, starałem się mówić sensownie i najwyraźniej, jak mogłem. A że byłem trochę zestresowany, obrałem sobie nieświadomie za ofiarę pewnego pana z pierwszego rzędu i podczas tego ok. 10 minutowego przemówienia przez niemal cały czas patrzyłem w niego jak w obrazek. Była to zapewne jakaś ważna persona - bo tam wszyscy, prócz mnie, mieli tytuły i stanowiska - ale pan ten tym się wyróżniał, że cały czas twierdząco kiwał głową. Nawet, gdy dopiero co zaczynałem nowe zdanie. Utwierdzało mnie to w przekonaniu, że dobrze prawię i gdyby nie ten Dobry Człowiek, chyba bym skończył w połowie, a tak - dzięki tym wspólnym siłom, dotarłem do końca.
Dla przeciwwagi - dalszy sąsiad tego pana bezpruderyjnie poszedł w kimono. No, może niezupełnie bezpruderyjnie, bo zauważyłem, że stawiał opór. Generalnie jednak, najgorzej chyba nie było, choć najlepiej też nie i jak zwykle w podobnych sytuacjach, o paru rzeczach zapomniałem. Nawiasem mówiąc - polecam się na przyszłość. Gdyby miał ktoś do przekazania jakąś mało popularną wiadomość, to ja to załatwię; spokojnie, nikt nie będzie wiedział, o co chodzi.
Teraz Liga Mistrzów - a dla tamtego pana piosenka; jedna z moich ulubionych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz