wtorek, 13 sierpnia 2013

Pasi - nie pasi

Ostatnio pisałem, że jakaś laska napisała mi sms-a z propozycją. Nawet jej wtedy nie odpisałem, a ona... i tak przyszła! Tamtej nocy, gdy zasypiałem (i było ciemno jak w) - poczułem nagle dziwne, łaskoczące drapanie na dłoni - a za moment pod nosem. Przez chwilę byłem bliski stanu przedzawałowego. Jak się okazało, była to pasiklaczunia (roboczo; tudzież - robaczo, nazwijmy tak żonę pasikonika) (ostatnio, a propo's słówek, skapnąłem się iż pielgrzymująca dziewczyna to po prostu: pielgrzymka)...

To było trochę chamskie, ale, jak pisałem tutaj - lubię pasikoniki (i pasiklaczunię), bo po prostu - leczą moje kompleksy (też mają krzywe i chude nogi)...

Jeszcze jedna śmiszna historia (choć nie dla mnie) - ostatnio jeden z profesorów, zatytułował maila do mnie "Szanowny Pani"... Zawsze mógł pomylić - przez zamyślenie - "y" z "a", albo po prostu: zapomnieć "e". Tzw. "otwarta furtka"... A mnie coraz bardziej korci łysość...

Na koniec reklama wewnętrzna - zapraszam na bloga politycznego.Staraliśmy się tam z Dominikiem.

Jeszcze mały apel - pamiętajmy o polskim bluesie!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz