środa, 20 czerwca 2012

"Pomóc pani?". Kraków.

Tak się jakoś przyjęło... To znaczy, ja tak jakoś przyjąłem, że jak gdzieś jadę i wracam, to później zdaję Wam z tego "relację". Wyjątek stanowi podróż do ogródka...


Co prawda, pod Wawelem byłem z kilkaset razy - "sąsiednie" miasto, ale tak na tydzień to nie, więc trzeba coś napisać.


Miałem tam przez siedem dni być wolontariuszem w strefie kibica. W sumie byłem przez trzy, bo cztery padało... Zaraz: 7-4=3... Tak jest, doskonale to obliczyłem...


"Pracowałem" w namiocie punktu informacyjnego. Ale, jako że ruch z reguły był niewielki a wolontariuszy, oprócz mnie, troje, to moja rola kończyła się na mówieniu "dzień dobry".


Ruch był niewielki, chyba, że grała Polska, albo padał deszcz. Nic tak nie jednoczy jak ulewa! Jeszcze nigdy nie widziałem tylu ludzi na czternastu metrach kwadratowych! Młodsi, starsi, Polacy, cudzoziemcy, grubi, chudzi, wszyscy! Jakby obrady sejmu były prowadzone podczas deszczu, na jakimś małym zadaszonym skrawku, to by dopiero było zjednoczenie narodowe i kultura polityczna - może aż za bardzo nawet...


Mecz Polska - Rosja oglądałem w ogródku restauracyjnym. Mimo miejscówy zajętej sporo wcześniej, widoczność była nie najlepsza. Przede mną usiadł jakiś chłopak w grubej kurtce i... lipa. Na szczęście, po kilkunastu minutach przyszła jego dziewczyna.


Kiedy coś do niej mówił, nachylał się w jej stronę, a wtedy widziałem ekran tv. Niestety, nie mówił do niej dużo. Denerwowało mnie to okropnie.


Jak okazało się, że ten gol Polańskiego nie został uznany ze względu na offside, to się nawet ucieszyłem. Miałem nadzieję, że ta dziewczyna zapyta tego w grubej kurtce, co to jest spalony, i wtedy on będzie jej długo tłumaczył przechylając się, co pozwoli mi zobaczyć trochę meczu. Niestety. Chyba już wiedziała, co to jest...


Byłem też na spacerze w dużej galerii handlowej. Myślę, że porównywanie takich miejsc do świątyń jest adekwatne. Ba, nie wiem, gdzie są większe tłumy pielgrzymów...


W galerii też odkryłem, że jak tak sobie jadę, to ci pielgrzymi mnie jakoś tak z daleka omijają. Nie wiem, czy to z bojaźni Bożej, czy ze strachu przede mną. Ja wiem, że nie wyglądam najlepiej, ale żeby aż tak szeroko? Mógłbym z zamkniętymi oczyma przejechać w linii prostej nawet kilometr i wiem, że na nikogo bym nie wpadł...


Przy okazji, byłem też na rozmowie wstępnej w biurze osób niepełnosprawnych jednej z krakowskich uczelni. Żeby dostać się do środka wózkiem, trzeba było jechać taką platformą, chyba made by Jed I. Brakowało tylko tej muzyki...


Niestety, były też przykre i irytujące chwilę. Pomińmy porażkę z Czechami...


Generalnie, byłem pozytywnie zaskoczony. Miasto - przynajmniej tam, gdzie ja się poruszałem - było przystosowane do wózków. Zjazdy z chodników, niskopodłogowe autobusy, tramwaje... Ale jeden z problemów dotyczących niepełnosprawnych pozostał: parkowanie na kopertach przez pełnosprytnych. Może pomogą, ostatnio zaostrzone, punkty karne. Oto przykład takiej "świętej krowy", z którym się spotkałem:








I jeszcze jedna przykra sprawa. Kiedy próbowałem sobie raz zjechać z dość wysokiego krawężnika (a chwilowo byłem bez opieki), podeszła do mnie pewna pani i spytała:
-Pomóc pani, czy poradzi sobie pani sama?


A było to niedaleko ulicy... Grodzkiej. Przypadek?


Podobne, poniżające sytuacje powtórzyły się jeszcze parokrotnie. Też w okolicach Grodzkiej...





Na koniec, chciałbym podziękować o. Maciejowi, za udostępnienie pokoju w dominikańskim klasztorze (gdybym był tam wcześniej, to na maturze już bym nie pomylił gotyku z renesansem;p); koleżankom, które pomogły nawiązać kontakt z ojcem i cały czas we wszystkim pomagały oraz wszystkim wspaniałym osobom, które poznałem! Pozdrawiam!





2 komentarze:

  1. Czekamy na Ciebie! Dzięki, że byłeś :)

    OdpowiedzUsuń
  2. eh :)
    - zapewne dlatego, że Ich nie widziałeś: przegrali (nie chciało Im się?)...
    - Z "Panią", to zapewne dzięki włosom? - Przecież przyjęte: "PIĘKNA płć"?
    :) zazdroszczę (ale już nie włosów). ;D ;p ;)

    OdpowiedzUsuń