No, fajnie było... Traktowali mnie, jak faraona. Dyktafon wszystkie moje odgłosy rejestrował, jakbym jaką osobistością ważną i publiczną był; dwie osoby do pomocy miałem - jedną od pisania, drugą od przekręcania kartek... A co najlepsze, w mojej komisji ksiądz był, jako osoba z zewnątrz (w życiu bym nie podejrzewał, że to "zewnątrz" to oni tak dosłownie potraktują...)!. Tak więc, czego chcieć więcej?
Przy takim obrocie rzeczy, to zdać musiałem. Musiałem, a czy zdałem - zobaczymy 29 czerwca...
Jutro też założę ładne spodnie, ażebym wyglądał godnie, i zobaczymy, co z tego tematu...
A co do tematu piątkowego wypracowania, to wybrałem ten od z "Dziadów". No cóż, jaki maturzysta - taki temat (poniżej dołączam piosenkę, poniekąd z nim związaną)...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz