Ostatni wpis był może heheszkowy, ale trzeba trochę zmienić klimat. Było Wszystkich Świętych, jest listopad, a w dodatku dzisiejsze zajęcia na studiach obfitowały, jak rzadko, w ostateczne tematy, więc post będzie poważny jak prezes Związku Grabarzy Polskich.
Może się powtórzę, ale w kontekście śmierci Wiara to naprawdę przydatna sprawa. Dla osoby wierzącej jest nadzieja na to, że - idąc językiem nowych technologii - po śmierci nie pozostaniemy offline, a jedynie zmienimy status na "niewidoczny". Czyli nadal będziemy pod wi-fi.
Niezależnie jednak od Wiary czy niewiary, perspektywa śmierci jakoś nas determinuje, choć zapewne w różnym stopniu. Z jednej strony być może sprawia, że bardziej nad pewnymi rzeczami czy decyzjami zastanawiamy się, mając w zanadrzu świadomość końca w takim czy innym sensie. Zastanawiamy się i przez to, by lepiej wykorzystać tutejszy czas, ale też często mając na względzie to, co będzie Potem. Z drugiej jednak strony, na niektóre rzeczy łatwiej możemy sobie pozwolić, bo wiemy, że konsekwencje nie będą wieczne. To trochę jak z władzą w demokracji - decydenci ponoszą odpowiedzialność swoich czynów przez, powiedzmy, kilka lat, a później kadencja się kończy i generalnie kończy się także odpowiedzialność ((z tego m. in. powodu nie lubię demokracji i tak, jak śmierć jest demokratyczna, tak na samą demokrację też może i powinna wreszcie przyjść...).
Śmierć niesie za sobą zatem sprzeczność, albo nawet sprzeczności. Chyba jak wszystko z resztą co w życiu istotne. W tym miejscu miała być jeszcze puenta, ale nie umiem niestety spuentować puenty...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz