Najpierw tylko mała autoreklema - mój ostatni felieton z myslkonserwatywna.pl
Przypomniała mi się pewna historyjka z ubiegłorocznego pobytu w Anglii (relacja tu), której chyba na blogu nie opisałem, a może warto...
Był ciepły, wrześniowy dzień. Postanowiłem wybrać się na samotny, refleksyjny spacerek. Przejeżdżając blisko starego, anglikańskiego cmentarzyka, postanowiłem go odwiedzić.
Miał on swój klimat. Nieduża ilość grobów oraz ich prostota tworzą kameralność tamtejszego miejsca spoczynku parafian, spotęgowaną obecnością w centralnym jego miejscu równie małego, prostego kościółka. Jeden tylko nagrobek był nieco bardziej okazały: był on własnością, jak głosił napis, młodego, świetnie rokującego inżyniera, który dożył bodaj 23. lat...
Gdy tak dumałem nad życiem i śmiercią, po chwili przyszło mi myśleć głównie o tym drugim fenomenie. Nagle bowiem zaszło słońce, zerwał się wiatr, zrobiło się zimno... Tymczasem jak część z Was wie, moja dłoń nie jest taka pierwsza-lepsza i nie toleruje absolutnie żadnego chłodu; szybko marznie, co uniemożliwia mi jazdę...
Dłoń nie ruszy. Do najbliższego zabudowania z 200 metrów. Miejsce znikąd niewidoczne. Nikomu nie powiedziałem konkretnie, gdzie się wybieram. Żywy (na razie), bezbłędnie rokujący humanista wśród martwego, niegdyś świetnie, a teraz już nijak rokującego inżyniera i kilkudziesięciu innych, niegdyś świetnie rokujących, teraz bardzo zamkniętych osób. Kraj Szekspira, ale dramat-autentyk. Taka sytuacja...
Trochę posiedziałem, pomodliłem się... Spokojnie tam było. Panowała martwa cisza. Serce mi jednak biło co raz szybciej i od śmierci na zawał uratowało mnie słońce, które wyszło i ociepliło mi rękę... Pryskałem stamtąd, jakby mnie stado szerszeni goniło.
Nagrody Darwina za najgłupszą śmierć i tak bym raczej nie dostał, bo ktoś by mnie zdążył znaleźć; niemniej jednak atmosfera robiła się nieprzyjemna i tamto słońce było mi drogie, jak mało które. Człowiek nie zna dnia, ani godziny. Ani miejsca, choć to akurat pasowało...
Na koniec kolejny, mój suchar z serii "Trochę suche, ale zawsze!":
- Co najbardziej lubi jeść Krzysztof Cugowski?
- Udka z suflera
A na deser: Bonany M. ;)
OdpowiedzUsuń