Wybrałem się ostatnio na "Business Cafe"... Jest to, organizowane w
każdym miesiącu przez studentów UE-ku, spotkanie z zaproszonym gościem -
za każdym razem innym, rzecz jasna. Tym razem był nim młody, zdolny,
krakowski student i przedsiębiorca, właściciel szybko rozwijającej się
firmy z branży IT.
Jak sama nazwa może sugerować, spotkanie odbyło się w jednej z klubokawiarni. Na miejsce przyjechałem nieco przedwcześnie, bo pomyliłem godziny. Zapytałem więc kelnera, gdzie mogę zaczekać. Gdzie chcesz -
odpowiedział. W takim układzie stanąłbym pewnie za barem, jestem jednak
- jak większość z Was wie - abstynentem i z alkoholem nie chcę mieć nic
wspólnego. Z resztą, manualnie mógłbym nie podołać...
Stanąłem więc sobie blisko wejścia. Po chwili naprzeciw usiadła młoda dziewczyna z tabletem w ręku. I patrzy... Na mnie - na tableta - na mnie - na tableta. Wyglądało to dziwnie, bo w tych czasach mało kto i mało kiedy odrywa oczy od tabletów itp. Może nawet chciała sobie ustawić mnie na tapetę, ale wstydziła się tak oficjalnie zrobić mi sweetfocie?
Jadąc
na "Business Cafe", miałem mały problem. Wiedziałem, że raczej każdy
zamówi coś picia - choćby dla zasady. Wziąłem zatem ze sobą jakieś
"drobne", choć wiedziałem, że nawet jeśli coś zamówię... to i tak tego
nie wypiję (bo dla kogoś niedoświadczonego ustawienie mi filiżanki tak,
bym sam sobie zasysał przez słomkę jest trudne, jak system podatkowy). W
dodatku, kelner sam musiałby sobie wyjąć i wziąć pieniądze. Ostatecznie
jednak tak jakoś wyszło, że nic nie zamówiłem i chyba jako jedyny
wbiłem "na krzywy ryj", choć w moim przypadku raczej "na krzywy
kręgosłup"...
A samo spotkanie - super, polecam! Zainteresowanym streszczę....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz