środa, 26 listopada 2014

Co Wam powiem, to Wam powiem

Większość z Was zauważyła pewnie, że czasami komunikacja ze mną nie należy do najprostszych wyzwań. M.in. nieraz jąkam się (zwłaszcza, jak się stresuję), co powoduje wydłużenie czasu mojej wypowiedzi. Poza tym mówię dość cicho i stosunkowo niewyraźnie (co nierzadko generuje śmieszne dialogi, ale śmieszne tylko dla mnie, co... też jest śmieszne).

Problemy z dykcją są fajne. Bo tak na przykład gdy się zająkuję, mam czas, by zmienić treść tego, co chcę powiedzieć, albo wcale tego nie wymówić - kiedy, powiedzmy, zdążę się zreflektować, że dana riposta jednak nie jest cięta.

Albo też, gdy powiem coś zbyt cicho/niewyraźnie i ktoś prosi o to, bym powtórzył, mam wtedy możliwość zawieszenia tejże konserwacji polsko-polskiej, tudzież na zapytanie "co?", zmasakrować rozmówcę słowem "śmigło". Fajna zabawa jest.

Uważam, że wszyscy, którzy zawodowo odpowiadają za słowo, powinni mieć problemy z dykcją: dziennikarze, politycy, wykładowcy itd. To powinien być wymóg. Ja wpisuję do CV...

środa, 19 listopada 2014

Agent idealny

Mowa ciała mówi dużo o człowieku, o jego emocjach w danej chwili. Stosunkowo łatwo rozpoznajemy kiedy ktoś się denerwuje, często też gdy kłamie itd. I właśnie dlatego byłbym świetnym dyplomatą!

Ja nie tuptam, jak się stresuję, nie krzyżuję także stóp; nie dam rady pocierać sobie twarzy dłońmi, nie ściszam głosu (bo bardziej się nie da), jąkam się z natury itd. Jedyne, co mnie zdradza, to mimika i ruchliwe palce u rąk (u nóg w sumie też, ale tylko u prawej i tylko trzy, z resztą w bucie nie widać). Z czasem pewnie jednak, w miarę postępu choroby, stanę się dyplomatą - lub agentem - idealnym; moje palce się ogarną, a twarz będzie pokerowa... Wtedy CIA, MOSAD, Rutkowski - wszystko będzie przede mną i to tym bardziej, że - jak wykazałem tutaj - niepełnosprawni są teraz w cenie.

Najpierw jednak trzeba dokończyć te wybory samorządowe, tzn. przeliczyć głosy. O ile jestem przeciwnikiem rewolucji i przewrotów, o tyle coraz częściej dochodzę do wniosku, że inaczej naszego państwa się nie naprawi. A teraz chciałbym tylko jeszcze krótko postraszyć PKW: my się jeszcze... POLICZYMY!

czwartek, 13 listopada 2014

Polak, biedak

Mam nadzieję, że tylko mi się wydaje, ale odnoszę wrażenie, że mamy wciąż jeszcze jakiś kretyński gust z komunizmu - że jak coś (np. moda, nowy "sport") jest zagraniczne, to jest lepsze, a jak Zachodnie - to najlepsze, przy czym szczytem ideału jest coś, co kończy się na "ing" - jogging, nordic walking, planking itd.

Jednym z wyjątków - bo ze Wschodu i nie "ing" - jest joga. Ostatnio wszędzie widzę reklamę tej wspaniałości; dla studentów jest zniżka i ta pani ze zdjęcia taka zgrabna...

Pieron wie, czy ta joga coś pomaga czy tylko robi wodę z mózgu (abstrahując już od nawiedzeń), ale jako niepełnosprytny tego nie zweryfikuję. W jodze trzeba tak nogi pod siebie podwijać, a ja nie dam rady; musiałaby mi instruktorka pomóc, a jakby mi pomagała, to by się zapatrzyła na mnie i jeszcze zapomniałaby tamtych z tego letargu powybudzać. Poza tym mam duże przykurcze w kolanach i by mnie to strasznie bolało, a wtedy nijak się nie idzie skupić. Szkoda, bo joga jest taka modna (jeszcze), taka zagraniczna...

Jogging też nie dla mnie, bo to trzeba wstawać wcześnie rano, a ja nie lubię. Planking także odpada, bo na brzuchu jak leżę, to mi duszno, a w dodatku jestem trochę krzywy i pewnie bym ciągle spadał... Nordic walking też nie wchodzi w grę, bo to usprawnia te partię mięśni, których prawie nie mam.

Jak widzicie, wszystko, co na tym świecie najlepsze, zagraniczne, omija mnie. Zostaje mi polskie leżenie, siedzenie, myślenie, oddychanie... Eh, gdyby to się choć nazywało po angielsku...

Na szczęście jest jeszcze marketING polityczny. Poniżej - trochę też w odniesieniu do poprzedniego wpisu - dołączam mój wywiad z Bawerem Aondo - Akaa, kandydatem do Rady Dzielnicy Prądnik Biały.

Pozdrawiam!



piątek, 7 listopada 2014

Jestem na topie!

Mój ostatni wpis cieszył się chyba największym  odzewem w historii bloga. Lajków natrzaskałem jak Rafał Brzozowski na oficjalnym fanpage'u, usłyszałem też w różnej formie trochę  komentarzy... Chyba wiem, jaka jest tego przyczyna: niepełnosprawność jest teraz na topie!

Wiecie, niepełnosprawność budzi obecnie szerokie zainteresowanie społeczeństwa. Piszą o nas artykuły, książki (dużo z nich można mieć za darmo), kręcą filmy, reportaże, rozpoznają nas bez problemu na ulicy, starsze panie zaczepiają - krótko mówiąc, jesteśmy celebrytami!

Są i przywileje: ja i moi ludzie mamy swoje miejsca parkingowe (choć czasem zajmuje je plebs), osobne, ekskluzywne Water Closet'y w miejscach i budynkach publicznych, osobne kasy w sklepach, szmery-bajery... Sami też działamy, m.in. w mediach: posiadamy własne gazetki, biuletyny, internety, audycje w telewizji (nie tylko reżimowej), łańcuszki na Facebooku i Naszej Klasie... Ogólnie - dziewczyny, sława... Ortopedzi... Jest rozmach.

Jak dzisiaj się powie: niepełnosprawny, to wiadomo, że ten ktoś coś sobą reprezentuje. Ba, nawet ochroniarze niepełnosprawni są często poszukiwani na rynku pracy. Ja i moi ludzie  po prostu mamy w sobie jakość. Jesteśmy tak bardzo trendy...

Według danych, jest nas w Polsce prawie pięć milionów - czyli prawie czterdzierści razy więcej niż żołnierzy! Jakbyśmy z moimi ludźmi zrobili na granicach barykady, to mucha nie przeleci!

I w ogóle dzielnie walczymy z systemem...