W ostatnim wpisie wspomniałem, że napiszę coś jeszcze o moich przypadkowych rozmowach. Najpierw jednak chciałbym jednak zachęcić Was do kuknięcia na premierowy, krótki reportaż (część z Was chyba go już widziała) jaki udało mi się nagrać wraz z Kolegą Kubą, który ma w nim większy wkład pracy. https://www.youtube.com/watch?v=6rz-1clhRbM
Dzięki temu reportażowi mam większą motywację do pracy nad swoją dykcją i nad tym, żeby ponownie zacząć bezbłędnie wymawiać "r". Nad tym drugim pracuję w ten sposób, że kiedy nikt nie słucha, to sobie opowiadam różne rzeczy, w których jest dużo "r" i staram się je poprawnie wymawiać. Dzięki temu o rabarbarze to ja już nie chcę słyszeć, a o tym, że Król Karol kupił królowej Karolinie korale koloru koralowego mógłbym napisać licencjat.
Wróćmy jednak do tematu wpisu. Otóż, takie rozmowy jak ta, o której wspomniałem ostatnio (ws. tak spontaniczne i ciekawe tematycznie) zdarzają mi się częściej. Na przykład niedawno miałem taką scenkę: musiałem na chwilkę wjechać na plac zabaw i wtedy od razu przystąpiło do mnie dwóch - jak się potem okazało - czterolatków. Zaczęli pytać nad wyraz poważnym tonem:
- A skąd Pan ma taki wóózeek?
- A dałoby się tu zamontować taką łyżkę, jak jest w kopaarcee?
To jeszcze nic. Następnie jeden z nich zaprowadził mnie do tablicy informacyjnej i wskazał na przekreślony rower:
- Widzi Pan? Tu jest narysowane, ze nie mozna wjezdzać rowerem i cymś takim, jak Pan ma. Po co Pan tu psyjechał?
Na szczęście, gdy przeszliśmy na "ty", atmosfera stała się luźniejsza i nawet pogadaliśmy o życiu...
Innym razem zaczepił mnie pan jakiś z pieskiem i mówi:
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale... mam takie pytanie... Widzi Pan, ja od kilku lat bardzo cierpię na kręgosłup. Powinienem mieć operację, ale... istnieje jakieś ryzyko, że po niej będę jeździł na wózku. Jak Pan myśli - powinienem się zgodzić?
Może chciał pertraktować o moim wózku, w razie czego? Tego nie wiem. Tak, czy inaczej, niestety nie podołałem roli guru od chorych kręgosłupów i wózków inwalidzkich. Zacząłem coś kręcić, że trudno powiedzieć, że jest mi przykro, że musi sam zadecydować itd... Mimo to, jako autorytet, poczułem w sobie +50 do superowości.
Takich rozmów, parkowych i nie tylko, miałem więcej. Już jestem ciekaw następnych...
Cześć Kamilu!
OdpowiedzUsuńWprawdzie jest to zupełnie nie w temacie tego wpisu, ale a propos naszej rozmowy o węglu i polskiej energetyce podsyłam Ci ten link do przejrzenia w wolnej chwili:
http://ziemianarozdrozu.pl/artykul/2712/nasze-male-polskie-weglowe-granice-wzrostu
Marcin