Mała reklama własna: mój trzeci wpis na MyslKonserwatywna.pl
Też ktoś z Was zastanawia się, dlaczego Mundial jest wtedy, co sesja? Ja znalazłem odpowiedź i żaden podsłuch tu nie jest potrzebny - takie to proste. Otóż: chodzi o to, aby jak najwięcej studentów oblało. Zwiększa to szansę na to, iż we w ogóle nie zaliczymy danego przedmiotu, tym bardziej, że wrześniu jest Liga Mistrzów, ligi narodowe, eliminacje itd... A dlaczego mamy nie pozdawać? Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Z "warunków". A ja oszukam ten system; i Mundial se obejrze i egzaminy pozdaje!
Chciałem teraz kilka słów napisać, by pokazać, że ludzie naprawdę są dobrzy i pomocni. Podam tylko parę świeżych przykładów z autopsji.
Spaceruję sobie pomalutku po parku. Słońce świeci, ptaszki śpiewają, sesja za pasem... Nagle słyszę, jak ktoś z tyłu biegnie co sił. Podbiega do mnie młoda, zdyszana dziewczyna i pyta:
- Mogę jakoś pomóc? Wszystko gra?
Trochę byłem zaskoczony tą niespodziewaną akcją humanitarną, ale w sumie miłe to było...
Innym razem podszedł do mnie na uczelni jakiś chłopak i pyta, czy mi na zewnętrzne drzwi otworzyć. A były automatyczne (nawet ja się umiem z takimi rozprawić, siłą bytu).
Kiedy indziej na przystanku starsza pani na przystanku pyta, czy na autobus czekam. A na jaki. Ucieszyła się, że tym samym pojedziemy. Upewniła, czy wsiadam tam, gdzie szeroko. Ale było randez-vous...
Doceniajmy małe gesty życzliwości. Otwarcie automatycznych drzwi to nie heroiczny wyczyn, ale daje wiarę w ludzi.
piątek, 20 czerwca 2014
niedziela, 1 czerwca 2014
Dialogi spontaniczne - c.d.
W ostatnim wpisie wspomniałem, że napiszę coś jeszcze o moich przypadkowych rozmowach. Najpierw jednak chciałbym jednak zachęcić Was do kuknięcia na premierowy, krótki reportaż (część z Was chyba go już widziała) jaki udało mi się nagrać wraz z Kolegą Kubą, który ma w nim większy wkład pracy. https://www.youtube.com/watch?v=6rz-1clhRbM
Dzięki temu reportażowi mam większą motywację do pracy nad swoją dykcją i nad tym, żeby ponownie zacząć bezbłędnie wymawiać "r". Nad tym drugim pracuję w ten sposób, że kiedy nikt nie słucha, to sobie opowiadam różne rzeczy, w których jest dużo "r" i staram się je poprawnie wymawiać. Dzięki temu o rabarbarze to ja już nie chcę słyszeć, a o tym, że Król Karol kupił królowej Karolinie korale koloru koralowego mógłbym napisać licencjat.
Wróćmy jednak do tematu wpisu. Otóż, takie rozmowy jak ta, o której wspomniałem ostatnio (ws. tak spontaniczne i ciekawe tematycznie) zdarzają mi się częściej. Na przykład niedawno miałem taką scenkę: musiałem na chwilkę wjechać na plac zabaw i wtedy od razu przystąpiło do mnie dwóch - jak się potem okazało - czterolatków. Zaczęli pytać nad wyraz poważnym tonem:
- A skąd Pan ma taki wóózeek?
- A dałoby się tu zamontować taką łyżkę, jak jest w kopaarcee?
To jeszcze nic. Następnie jeden z nich zaprowadził mnie do tablicy informacyjnej i wskazał na przekreślony rower:
- Widzi Pan? Tu jest narysowane, ze nie mozna wjezdzać rowerem i cymś takim, jak Pan ma. Po co Pan tu psyjechał?
Na szczęście, gdy przeszliśmy na "ty", atmosfera stała się luźniejsza i nawet pogadaliśmy o życiu...
Innym razem zaczepił mnie pan jakiś z pieskiem i mówi:
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale... mam takie pytanie... Widzi Pan, ja od kilku lat bardzo cierpię na kręgosłup. Powinienem mieć operację, ale... istnieje jakieś ryzyko, że po niej będę jeździł na wózku. Jak Pan myśli - powinienem się zgodzić?
Może chciał pertraktować o moim wózku, w razie czego? Tego nie wiem. Tak, czy inaczej, niestety nie podołałem roli guru od chorych kręgosłupów i wózków inwalidzkich. Zacząłem coś kręcić, że trudno powiedzieć, że jest mi przykro, że musi sam zadecydować itd... Mimo to, jako autorytet, poczułem w sobie +50 do superowości.
Takich rozmów, parkowych i nie tylko, miałem więcej. Już jestem ciekaw następnych...
Dzięki temu reportażowi mam większą motywację do pracy nad swoją dykcją i nad tym, żeby ponownie zacząć bezbłędnie wymawiać "r". Nad tym drugim pracuję w ten sposób, że kiedy nikt nie słucha, to sobie opowiadam różne rzeczy, w których jest dużo "r" i staram się je poprawnie wymawiać. Dzięki temu o rabarbarze to ja już nie chcę słyszeć, a o tym, że Król Karol kupił królowej Karolinie korale koloru koralowego mógłbym napisać licencjat.
Wróćmy jednak do tematu wpisu. Otóż, takie rozmowy jak ta, o której wspomniałem ostatnio (ws. tak spontaniczne i ciekawe tematycznie) zdarzają mi się częściej. Na przykład niedawno miałem taką scenkę: musiałem na chwilkę wjechać na plac zabaw i wtedy od razu przystąpiło do mnie dwóch - jak się potem okazało - czterolatków. Zaczęli pytać nad wyraz poważnym tonem:
- A skąd Pan ma taki wóózeek?
- A dałoby się tu zamontować taką łyżkę, jak jest w kopaarcee?
To jeszcze nic. Następnie jeden z nich zaprowadził mnie do tablicy informacyjnej i wskazał na przekreślony rower:
- Widzi Pan? Tu jest narysowane, ze nie mozna wjezdzać rowerem i cymś takim, jak Pan ma. Po co Pan tu psyjechał?
Na szczęście, gdy przeszliśmy na "ty", atmosfera stała się luźniejsza i nawet pogadaliśmy o życiu...
Innym razem zaczepił mnie pan jakiś z pieskiem i mówi:
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale... mam takie pytanie... Widzi Pan, ja od kilku lat bardzo cierpię na kręgosłup. Powinienem mieć operację, ale... istnieje jakieś ryzyko, że po niej będę jeździł na wózku. Jak Pan myśli - powinienem się zgodzić?
Może chciał pertraktować o moim wózku, w razie czego? Tego nie wiem. Tak, czy inaczej, niestety nie podołałem roli guru od chorych kręgosłupów i wózków inwalidzkich. Zacząłem coś kręcić, że trudno powiedzieć, że jest mi przykro, że musi sam zadecydować itd... Mimo to, jako autorytet, poczułem w sobie +50 do superowości.
Takich rozmów, parkowych i nie tylko, miałem więcej. Już jestem ciekaw następnych...
Subskrybuj:
Posty (Atom)