Doczekałem się pierwszego w życiu profesjonalnego, czarnego jak heban, męskiego portfela. Dla dorosłych. Po co mi portfel? Zazwyczaj kojarzymy go głównie z piniendzmi, ale ja zacząłem odczuwać jego brak, ponieważ co chwilę muszę odgrywać w życiu inną rolę.
Tak, rolę. W antropologii i socjologii mówi się o "aktorach społecznych". Każdy z nas w zasadzie nim jest. Trochę uproszczę tą złożoną teorię, ale w dużym skrócie chodzi o to, iż w życiu gramy różne role w zależności od sytuacji, kontekstu czy tego, co chcemy osiągnąć. I tak, na przykład, w tym nowym portfelu będę nosił "maski" do co najmniej trzech ról: obywatela, studenta i inwalidy.
Pierwszą pomaga mi odgrywąć dowód osobisty. Często okazuje się, że tu i teraz trzeba podać swój PESEL, numer dowodu itd., żeby załatwić jakąś sprawę. Jak sama nazwa wskazuje, potwierdza on, że ja to ja, a nie Jozin z Bazin czy Królowa Lodu. Co ciekawe, coś co wydaje nam się najbardziej intuicyjne, oczywiste ze wszystkiego, musimy potwierdzać jakimś ciągiem cyferek, liczb i kawałkiem plastiku.
Moją drugą rolą, jaką potwierdzam plastikiem, jest rola studenta. Dorobiłem się już trochę tych legitymacji. Na każdej inne zdjęcie, inna koszula, inna fryzura, jakbym szykował jakiś przekręt i miał trzy tożsamości. To więcej niż miał dr Jekyll i mr Hyde w jednym. Legitymacja studencka przydaje mi się od czasu do czasu, choćby w celach naukowych.
No i trzeci plastik - legitymacja emeryta-rencisty. Ona jest jak filmowy "paszport Polsatu". Dzięki niej mogę mieć zniżkę na wszystko - na komunikację miejską (a nawet mogę z niej korzystać ze darmo), do kina, na ugul, na siłownię, na bungee (choć po tym można zostać inwalidą)... Dawniej marzeniem wielu Polaków była "zielona karta" dająca przepustkę do USA; teraz w cenie są inne zielone karty.
Dzięki portfelowi nareszcie wszystkie tożsamości będą w jednym miejscu. I w jednym człowieku.