środa, 26 lutego 2014

Bolesne cmoknięcie

Wrócę jeszcze na chwilę do poprzedniego wpisu, tym bardziej, że - jak się ostatnio przypadkiem dowiedziałem, w poniedziałek był Dzień Niespodziewanych Całusów czy jakoś tak...

Miałem kiedyś taką akcję. To było z pięć lat temu na turnusie rehabilitacyjnym. Wracałem późnym wieczorem przez ciemny korytarz do pokoju, wraz z koleżanką, która swój pokój miała naprzeciw mojego (była to jedna z tych 90% o których pisałem ostatnio). Dziewczyna ciut młodsza, bardzo sympatyczna, acz dosyć... "roszczepana". Raczej mnie lubiła; nieraz prawiła mi komplementy, z resztą, była mi wdzięczna, że jej pożyczam laptopa.

No i idziemy sobie tak tym korytarzem. Jesteśmy już blisko naszych pokoi i nagle...  ona obraca się na pięcie o 90 stopni i całuje mnie w policzek... 

Gdyby na tym się skończyło, to jeszcze nie byłoby w tym nic niezwykłego. Ale...

Bladego pojęcia nie miałem przecież, że ją tak nagle weźmi na amory! W związku z tym, kiedy obróciła się i stanęła w miejscu, by mnie pocałować, nie zdążyłem wyhamować. Przejechałem jej po stopach, a wózek waży koło stówy.

Zszokowany tą całą sytuacją, trwającą może 0.5 sekundy, wykrztusiłem po chwili: 
- Strasznie przepraszam...
Na co sąsiadka, głosem złamanym z bólu, jakby chciała jodłować:
- Nie... Nic się nie stało...

Był jednak jeden plus. W oczach stanęły jej "świeczki", dzięki czemu na korytarzu zrobiło się jaśniej i bez problemu trafiliśmy do pokoi...

Ok, koniec z tymi harlekinami. Miałem poruszyć jeszcze jeden temat, ale już mi się dziś nie chce. Do przeczytania!


piątek, 21 lutego 2014

Najwyższa średnia i historie miłosne

Po ostatnim, poważniejszym wpisie, dzisiaj troszkę lżej.

Generalnie, dzisiaj rozpocząłem ferie i będę je miał - aż do poniedziałku! Na koniec semestru, chciałem sobie z ciekawości średnią obliczyć. Nie zgadniecie, wyszła mi... 14.65! Powiem Wam, że dowartościowało mnie to. A w ogóle, to ja nie matematykę studiuję...

Tydzień temu były Walentynki. Nie dostałem kartki...

Pierwszą "walentynkę" otrzymałem (i co będę Was i siebie oszukiwał - ostatnią, nie licząc tej od chyba Mamy i od takiej starszej pani), gdy miałem kilka lat - może osiem. Był to krótki, burzliwy romans - na tyle, że moje Walentynka, gdy mnie później raz zobaczyła w centrum, prysneła za stojący samochód. Nawet nie wiem, o co jej poszło... Nawiasem mówiąc, teraz jest feministką.

Ogólnie, 90% dziewczyn, które w ciągu mojego życia okazywały mi jakieś małe acz bezpośrednie znaki sympatii, stanowiły dziewuszki albo o co najmniej kilka dobrych lat młodsze, albo - i nie chcę tu przecież nikogo obrażać - nie do końca zdrowe umysłowo. Nieraz jedno i drugie. No ale, ja się w zasadzie nie dziwię... Poza tym, z każdą z nich tworzylibyśmy świetną parę - one dojrzałe, inteligentne - ja wysportowany i w ogóle...

A, byłbym zapomniał o jeszcze jednej - tej, o której pisałem np.  tutaj czy tutaj. Tydzień temu także się odezwała, lecz nawet w ten szczególny dzień nie spuściła z ceny.

Pozdrawiam i życzę dobrego weekendu!

wtorek, 11 lutego 2014

Sens i logika

Po kilku ostatnich wpisach - raczej śmisznawych - dzisiaj nieco inny...

Ludzi można podzielić na tych, którzy w życiu Człowieka widzą Sens i na tych, którzy nie widzą. Tych, którzy nie widzą Sensu, można podzielić na dwie grupki: pierwsi to ci, którzy nie widzą Sensu przez duże "s", głębszego, pośmiertnego, pozaziemskiego, ale widzą jakiś inny, mniejszy, np. miłość, przyjemność, poświęcenie się, komputer, rodzina, bigos lub spaghetti. Drudzy zaś nie widzą żadnego sensu - ani tego przez duże, ani przez małe "s", jednak jakoś sobie żyją.

Ja, osobiście, wierzę w Sens. Nawet abstrahując od Wiary... 

Ilość możliwych stanów mózgu jest większa, niż liczba cząstek elementarnych w całym Kosmosie. Mózg jest ponadto najbardziej złożoną strukturą w kosmosie (nie wspomnę o innych cudach organizmu, którymi zachwycają się najwięksi uczeni, których cechuje zwykle duża pokora [jak pisał Tomasz a Kempis: Jeśli ci się zdaje, że wiele rzeczy znasz i dobrze je rozumiesz, pamiętaj, że nierównie więcej jest takich, których nie pojąłeś].). Człowiek jest zdolny do uczuć, czasem do oddania swojego życia za kogoś. Jest w stanie tworzyć piękno i się nim zachwycać (choć to ostatnie jest często względne - wszak piękno nie jest tym samym dla każdego). Takie rzeczy jak na przykład te, pozwalają wierzyć (owszem, to też jest kwestia jakiejś wiary), że ludzkie życie to coś więcej niż kilkadziesiąt lat na Ziemi i adios amigos! 

Oczywiście, osoby wierzące w bezsens mają powody, by ludzi myślących jak ja "załatwić na cacy".  Twierdzą na przykład, że Życie Wieczne to wymysł, pozwalający pokonać lęk przed śmiercią. Teoretycznie, to nie jest myśl bez sensu, ale ja w nim nie pokładam wiary, bo uważam, że to bez sensu. Z kolei cuda Człowieka, Natury, Wszechświata, redukują do ewolucji, ewentualnie do popularnej obecnie wśród kosmologów koncepcji Wieloświata (multiverse). Jednak, jak to zwięźle ujął ks. prof. Michał Heller - nauka daje wiedzę, a wiara Sens.

A więc: Życie może mieć Sens, albo być bez sensu. Ja uważam, że go ma, bo byłoby bezsensowne, że go nie ma. Wolę doszukiwać się Sensu, gdzie dużo na to wskazuje, niż być szpanerem i doszukiwać się bezsensu. To nie ma sensu. Gdyby TO WSZYSTKO nie miało sensu, to byłoby bezsensownie, a jeśli Sens może być, to trochę nielogicznie - jak dla mnie - wierzyć w bezsens, no bo gdzie tu sens, gdzie logika? 

Na koniec chciałbym pogratulować tym, którzy wytrwali do końca wpisu. Ci, którzy to zrobili i żałują, no cóż... Mają pecha, ale każdy ma prawo go mieć; to sensowne. A w ogóle osoby które stwierdziły, że wpis jest bez sensu, to same są bez sensu.

Proponuję też niezły, logiczny monolog, dla rozluźnienia atmosfery.



piątek, 7 lutego 2014

(Około)sesyjnie

Powrócę jeszcze na chwilę do poprzedniego wpisu. Taki suchar. Wiecie, co robi feministka, gdy usłyszy dobry kawał?







- Śmieje się pod wąsem...

Dobra, koniec nabijania - nie kopie się leżącego.

Większość osób już wie, ale pewnie nie wszyscy; zostałem po raz kolejny wujkiem ostatnio! Mały urodził się w pierwszy dzień sesji wujka. To było poniekąd widać - miał mocno podkrążone oczy. Co zaś do Jego sesji - to trwała ona aż dziewięć miesięcy - a ja po kilkunastu mam dość...

W związku z nią właśnie (z sesją) jest dużo nauki, mało snu. Są też jednak ciekawe przypadki. Na przykład winda zewnętrzna parę razy zamarzła, gdy byłem już pod budynkiem i chciałem zdawać egzamin. Raz to nawet Pani Profesor musiała musiała się garnąć tą samą taksówką co ja i pojechaliśmy zdawać gdzie indziej. Można by rzec, tak jak pewna minister - sorry, mamy taki klimat. Na szczęście, panowie konserwatorzy nie byli tacy i mówili zimie: sorry, mamy takie spraye - dzięki czemu winda na drugi dzień (sic!) już działała. Taka sytuacja...

Z windami takiego rodzaju jest tak, jak powiedział kiedyś pewien pan: Ona musi zaskoczyć. Jak już zaskoczy - to już jedzie... To prawda, musi zaskoczyć. Jak ruszy od razu, to zaskoczeni są wszyscy...

Kończę. Kibicujmy naszym - znicz już płonie!