niedziela, 30 grudnia 2012

Męczennik

Zapuszczam się ostatnio z prowadzeniem bloga. Takie czasy, że brak czasu.

Na przykład dzisiejszy wpis miałem opublikować we czwartek, żeby pasował do dnia, ale mi zeszło i będzie dziś.

A ja o męczeństwie chciałbym porozważać. Ale luzik, nie będę użalał...

Tylko, tak sobie myślę, jak ja bym się zachował, będąc na miejscu św. Szczepana...

Dzięki Bogu, żyję w Polsce, gdzie zabójstw na tle religijnym raczej nie ma, bo tu sami katolicy są (naprawdę, kraj Świętych i Aniołów). No, ale GDYBY...

Wyrzeknę się wiary albo kamieniami we mnie, między oczy... Co wtedy?

No to tak: z kamieniami to jest najmniejszy problem, bo teraz te autostrady wszędzie budują i leży tego jak błota. Na swoim wózku daleko bym nie uciekł, no chyba, że moi oprawcy też poruszaliby się na wózkach i goniliby mnie na tych mobilach z tymi kamieniami. Wszelkie próby obrony ustnej skończyłyby się fatalnie, bo bym w ogóle zaczął mówić niewyraźnie, jąkać się i tylko bym ich jeszcze bardziej wkurzył...

Parę razy w życiu już otarłem się o stosunkowo długą śmierć i nie byłem wtedy taki kozak, miałem nieźle w gaciach. Co zrobiłbym w takiej sytuacji? Nie wiem...

Jednak, jak oglądałem czy nadal oglądam filmy z Chuckiem Norrisem, to strasznie się wczuwam w jego rolę. Mam nadzieję, że tym razem przyniosłoby to wymierny efekt. Ostatni raz w życiu...

P.S. Udanego Sylwestra i całego, 2013r.!

niedziela, 23 grudnia 2012

Świąteczne życzenia

Powiem Wam, że denerwują mnie łańcuszki z życzeniami. Rymowane szczególnie. Choineczka, bombeczka, srojneczka... Oczywiście, nie są one złe, ale jednak życzenia powinny mieć coś od siebie, choćby były najkrótsze, najtreściwsze...

A propo's treści:

Wiem, że dziś mamy jeszcze Adwent, ale jutro nie będziecie już pewnie - i słusznie - surfować za dużo (może w ogóle), więc 

życzę Wam Świąt, po których ich sens i powód - czyli Narodzony Chrystus, zostanie z Wami na dłużej niż słynny koniec świata, o którym było głośno i o którym powoli już zapominamy; aby był z Wami przez resztę życia; aby nie odszedł wraz z ostatnim łykiem promocyjnego Pepsi i ostatnim wylizaniem talerza po tradycyjnej, polskiej sałatce jarzynowej...

Bo w Tym Narodzeniu, choć piękne i wymowne, to nie samo narodzenie - jak sądzę - jest najistotniejsze. Najważniejsze jest to, że Bóg narodził się na stałe i będzie z nami nawet, gdy działać przestanie już Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. A ta, ma przecież zamiar grać "do końca świata i o jeden dzień dłużej"... 

wtorek, 18 grudnia 2012

Końcowe odliczanie

Niektórzy przygotowują się na koniec. Inni nie. Niektórzy o nim mówią, inni, jak choćby ja - piszą. Koniec jest na topie, przez ten czas.

Psycholodzy, socjologowie badają ten fenomen - no bo i są od tego, jak wiecie co od czego. Zabawię się w jednego z nich i pogłówkuję nad czymś szczegółowym.

A mianowicie, nurtuje mnie pytanie: po jaką cholerę się przygotowywać?

Przecież, to ma być ko-niec. Więc czy cokolwiek przed nim uchroni?

Załóżmy nawet, że tych najlepiej przygotowanych tak. Tylko, co dalej? Spróbuję się wcielić w rolę ocalonego. Będzie ciut ostro, ale to nie jest Polsat Jim Jam.

Wyłażę, wyskrobuję się z tej amfibii/bunkru czy czegoś innego. Być może ubrany jak kosmonauta. Mam różaniec, trochę jedzenia, akcesoria różnego rodzaju, wodę, papier toaletowy, gacie, które niezwłocznie przebrać trzeba i jeszcze inne, fajne rzeczy. Dokoła mnie pełno trupów - porozrywanych i pokrwawionych - lub pływających w całości (zależy co tu się działo). Pola, budynki, drogi, wszelkie wynalazki - wszystko, jak zlana masa. Zalana lub nie. Tylko ja, ewentualnie kilka osób oraz... to wszystko. Zasadnicze pytanie brzmi: trza było się ratować?

Nikogo nie oceniam, bo może ja czegoś nie wiem. Myślę jednak, że takie ratowanie się na siłę to dowód na to, iż strach potrafi odebrać logikę myślenia, a także na to, że czasami nadmierna wyobraźnia paradoksalnie zabija wyobraźnię...

wtorek, 11 grudnia 2012

Krótko

Ostatnio, chyba jak nigdy wcześniej, jestem "brutalnie" zajęty. Napiszę dziś streszczając się.

Do ostatniego wpisu zapomniałem dołożyć, iż w Jadownikiach Mokrych, prawdopodobnie w jako pierwszym tego typu Ośrodku na świecie, testowany jest system rehabilitacyjny "exercice&listen" - polegający na rehabilitacji, połączonej z jednoczesną muzykoterapią (dopasowaną do gustu pacjenta i, najlepiej również terapeuty). Co prawda, byłem chyba pierwszym testowanym (bo tak to na tych dużych salach leci RMF albo ESKA na przykład), ale po niewątpliwym, pierwszym sukcesie, metoda pewnie ruszy z kopyta.

Ja, wraz z rehabilitantami (pozdrawiam) słuchałem rocka (na szczęście mieli podobny gust), oczywiście. Troszkę się bałem z początku przy ACDC - żeby się kto zbytnio wczuł (zwłaszcza Pan Piotrek, bo to również zapalony fan ACDC) i nie przerobił sobie mojej nogi na wiosło - ale nic z tych rzeczy.  Pani Beata i Pan Piotrek byli czujni jak to "dziecko zza ściany" Budki Suflera...

Co do mojego listu do Świętego Mikołaja, to póki co brak odpowiedzi, choć termin minął pięć dni temu. Ja, oczywiście nadal w niego wierzę, ale zaczyna dochodzić do ekscesów. W pobliskiej Ochronce, Mikołajem ostatnio była baba! Wójtowa, podobno. Jak dzieci zobaczą w tv tego dryblasa, Grodzką - a teraz tu Mikołaja-kobietę, to będą miały zdrową psychikę? Chyba nie. Ja dorosły i muszę uważać...

czwartek, 6 grudnia 2012

Relacja z Jadownik Mokrych plus...


Wczoraj (4.XII) wróciłem z turnusu rehabilitacyjnego w Jadownikach Mokrych. Jak zwykle po takich wypadach - relacja...


Na początku turnusu, jak zwykle, była wizyta u doktora, żeby ten wiedział, jakie zabiegi zalecić. Na wstępie zadał mi kilka prostych pytań. Nie wiem dlaczego, musiałem chyba sprawiać wrażenie jakiego ćpuna, bo następnie, z politowaniem w głosie, zapytał Mamę: po czym on jest? "Po wódce" - pomyślałem sobie...

Zaliczyłem również wizyty u logopedy (w końcu, prawda?). Bardzo cieszyłem się z takiej możliwości. Tym bardziej, ponieważ - jako, że byłem wśród wielu nowych osób - jeszcze dobitniej mogłem doświadczyć tego, jak niewyraźnie mówię. Pytania typu "słucham?", "proszę?", lały się strumieniem.



Pani logopeda wiedziała, jak mnie zmotywować do pracy. Przed moją wizytą dostała pewnie cynk, jakie mam poglądy, bo strasznie mi pojechała po ambicji. Powiedziała, że gdy mówię, praktycznie nie otwieram ust, przez co jestem podobny... do Leszka Millera!

W tym momencie runął mi świat, jak to mówią; krew się we mnie zagotowała a nogi odmówiły posłusześtwa. Tak mnie ten gość denerwuje, ten komuch stary! 

Wczoraj, jak zobaczyłem kolesia w tv, to w ostatniej chwili powstrzymałem się, żeby przy ludziach nie wykonywać zadanych mi przez panią logopedę ćwiczeń (bo to by strasznie dziwnie wyglądało). Żeby o nich nie zapominać, muszę sobie gdzieś na ścianie powiesić jego portret oraz dać sobie jego fotografię na pulpit. Gdy to zrobię, za rok będę miał dykcję jak Tomasz Knapik!

 Jak zwykle na tego typu wyjazdach, byłem też bożyszczem większości dziewcząt: w przedziale wiekowym 45+ (mówiąc ściślej: 70-) oraz w przedziale 7-. Tą pierwszą grupę podrywałem na "ale miły chłopiec", tą drugą zaś na "chcesz się ze mną przejechać?".

Na Andrzejkach wylosowałem imię swojej wybranki - Bogusia. Pasuje ono właśnie do grupy 70-, bo ciężko spotkać młodsze kobiety o tym imieniu (które, nawiasem, mnie się podoba).

W tym roku nie brakło dla mnie wosku - nie to, co wtedy (pisałem o tym rok temu). Wyszedł mi jakiś podejrzany zając...

Wiecie, nie ma chyba bardziej upokarzającej rzeczy, niż zostać upokorzonym przez czterolatkę...

Kiedy zapytałem Anię, na którym koniku jeździ, odpowiedziała, że na Guciu.
- Jak on wygląda? - zapytałem
- Ma taką grzywę, zaczesaną na prawo; oczy, uszy...
- Ma oczy? Naprawdę? - udałem zdziwienie
- Naprawdę. Tak wygląda koń...

A teraz mała niespodzianka: otóż, wraz z koleżanką i kolegami wystawiliśmy na turnusie krótki skecz własnego autorstwa.  Krótki, bo za późno się za niego zabraliśmy. Na końcu posta zamieszczam filmik. Jakość dźwięku średnia, ale na głośnikach słychać nieźle. Na słuchawkach podobnie, na laptopie gorzej.

Przed skeczem, chciałbym jeszcze pozdrowić i podziękować za te świetne dwa tygodnie: Marcelinie, Tomkowi, Markowi, Januszowi; rehabilitantom, pani Beacie i panu Piotrkowi; paniom terapeutkom; paniom z dołu, paniom z góry i w ogóle wszystkim!