piątek, 30 grudnia 2011

Na linii, na białej sali...

Tutaj rok temu pisałem, w jakim lokalu spędzam Sylwestre, więc nie powtarzam. Plusy i minusy ciągle te same. Cena prawie też (vat tylko podrósł o 1%). 


Nie tylko ja spędzam Sylwka na linii (online). Nie wiem, czy przez kryzys, czy przez co... 

Linia, biała sala... Mimo, że żółta, to i tak biała. Jakby była czarna - to i tak byłaby biała. Logiczne? Nie. A my jeszcze mamy wiedzieć, co to jest beż, seledyn...


Nieważne. Chciałem tylko oznajmić wszem, wobec i w poprzek, że za rok zrobię wszystko, żeby zorganizować "linie" (białą salę) online. Inaczej: zorganizować darmową "zabawę" przez np. radio internetowe, np. dla samotnych imprezowiczów. Dwóch chętnych już mam, zgodzili się litościwie. Jak mnie ci z ZAiKS-u capną, to we trzech zawsze raźniej... Spłacać...


A teraz już kończę, idę testować ten... "projekt" :) Na jutro chyba nie zdążę, ale... spróbuję. Jak coś - to dam znać.


Bądźcie pewni - wstęp będzie wolny. A na grzywnę, to się przecież od serca dołożycie, prawda? Tak coś czuję po kościach...

środa, 21 grudnia 2011

"Niespodzianka"

Nie chcę Wam bliżej Świąt gitary zawracać, bo jak karp Wam ucieknie, to będzie na mnie. Zamiast tradycyjnych życzeń... tak... wiersz ułożyłem. Dwa słowa o "genezie utworu" :)


To właściwie wiersz-poradnik, odnośnie Świąt. Ale nie myślcie, że specjalnie go ułożyłem, żeby Was załatwić. Po prostu, obudziłem się w nocy, nie mogłem zasnąć; przyszła wena, wyjęła scyzoryk, zagroziła i kazała słuchać. No i doszedłem do wniosku, że czy on się do czego nadaje czy nie, to go opublikuję, skoro nie spałem przez niego.


Jego większa część jest na tyle głupia, że mógłby być posyłany sms-ami tak jak niektóre inne, podobnie ambitne, ale na szczęście - jest chyba za długi na to :)


No, to tyle. Wesołych Świąt!

Niech mamusia usiądzie, bo ręce odpadną.
No i czym zje kolację, gdy nie rączką żadną?
Niech tatunio nie chodzi już taki nadęty,
Jak zje ładnie rybunię - to bedą prezenty.
I dostanie kolejną golarkę z tej serii,
Co widnieje na strychu, w świątecznej galerii.
Niech córunia wyciągnie słuchawki już z uszu,
Bo przez nie już zdziczała, jakby zwiała z buszu.
Niech syneczek odejdzie od swojej konsoli,
Bo na pewno go pupa już niezmiernie boli.
Niech karp też coś pomoże od siebie w te Święta
I niech schowa swą głowę, że niby obcięta.
Niech wódka w śpiewaniu kolęd nie wyręczy -
Niech się człowiek sam trochę na trzeźwo pomęczy.
I na koniec nareszcie ostry gwóźdź programu,
Dedykowany świeżo Narodzonemu Panu: 
Niech podeśle w te Święta potrzebniejsze łaski;
Niech nam oczy otworzy, żeby widzieć blaski.
I niech dłużej nie każe nam sumień zagłuszać!
Nie wiem, jak ja skończę, że Boga pouczam...
 

sobota, 17 grudnia 2011

Z dołu, z góry o Górze

Mamy końcówkę adwentu, więc ja dziś tak… filozoficznie. Pozdrawiam wszystkich, którzy w tym momencie zmieniają stronę… Tym, co zostali, gratuluję cierpliwości.  

Wiecie, ostatnio doszedłem do wniosku, dlaczego większość ludzi umiera z zamkniętymi oczami: otóż dlatego, żeby nie oślepił ich (nas) blask Pana Boga! Logiczne? Logiczne. I już wszystko JASNE.  

A propo’s. Podobno brama do Nieba jest ciasna. Wszystkie znaki na Ziemi i Niebie (te drugie zwłaszcza) wskazują, że to tylko metafora, ale czy rzeczywiście metafora – diabli wiedzą…  Choć nie, diabli chyba nie.  

Tak czy inaczej, ja się już martwię. Jeśli w Niebie nie będą mnie chcieli, to „problemu” nie będzie, ale jeśli byłoby inaczej, to… jak ja tam wjadę na swoim składaku? Nie dość, że wysoko, to jeszcze ciasno… Mam nadzieję, że dostali dotację z UE na remont…  

Chyba, że wtedy wstanę... Ale z tymi koślawymi nogami i tą hiperskoliozą też będzie bida… E, zobaczymy. Najpierw trzeba pozwolenie dostać…  

Zostanę jeszcze na chwilę przy swojej anatomii. Ostatnio dostałem oświecenia, jak po śmierci można będzie wykorzystać mój ciekawy szkielet. Będzie go można na przykład postawić w sali lekcyjnej i wmawiać dzieciom, że jeśli nadal będą tyle siedzieć przed komputerem – to będą mieć taki kręgosłup, jak ten w rogu. Sukces murowany.  

Tylko, co z tymi nogami… Gdybym potrafił chodzić – a stopy miał nadal takie, jakie mam – byłbym świetnym… baletnikiem! Naprawdę! Bo stopy mam do tego stworzone. Nie musiałbym ich sobie specjalnie wykręcać, żeby zatańczyć np. „Jezioro łabędzie”. Ach… byłaby kariera…  

Piękna jest ta piosnka:  

„Krzywe nogi mom! 
Komu je dom? 
Nikomu ich nie dom, 
Wyrwę i sprzedom!”

czwartek, 15 grudnia 2011

Awans

Ostatnio pisałem o mojej taniej studniówce. Zapomniałem jednak, że muszę jeszcze kamerzystę zamówić, a wtedy nie będzie ona już taka tania...


Ja dzisiaj tak króciutko. Wczoraj... wpadłem na pewną sentencję! Brzmi ona tak: Niektóre drogi do spełnienia marzeń są jak część tych naszych dróg: kręte, dziurawe, ale co najważniejsze - przejezdne.
Po łacinie jakoś tak: Sunt viae sunt somnia sua adimplere flexibus viae nostrae, ut foveas sed magna - Mobile.

Kilka godzin później sprawdziło się: Wisła jakimś dosłownie cudem, dzięki swojej wygranej i korzystnemu wynikowi USTALONEMU W OSTATNICH MINUTACH w innym meczu,  awansowała dalej w LE! Widzicie? Wystarczyło tylko sentencję ułożyć...

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Studniówka

Jakiś czas temu, dzięki rozmowie z koleżanką, uświadomiłem sobie, że... w styczniu mam studniówkę!
Już wiem, jak ją spędzę. Otóż:


1. Założę garnitur.
2. Uroczyście zasiądę przed komputerem.
3. Załączę go.
4. Postawię na biurku zakupione wcześniej świeczki (co by było nastrojowo), chipsy, paluszki i Colę.
5. Włączę Poloneza
6. Będziemy "siedzieć obok, obojętni wobec siebie jak turyści, wystukując rytm". Z tym, że komp chyba nie będzie wystukiwał.
7. Gdy już się zmęczę, wyłączę dziada i pójdę spać.


Wspomnienia może i będą ciut mniej efektywne, ale o rozrzutność mnie nie posądzicie!


Parafrazując słynną reklamę:
- paluszki, chipsy itd. - 10zł.
- świeczki - 20 zł.
- Obudzić się ze świadomością, że nie zabuliłem ostro za Studniówkę - BEZCENNE!

środa, 7 grudnia 2011

Maska

Święty Miko nie przyszedł do mnie. Ja rozumiem, żeby nie przyszedł do Nergala czy Palikota - ale do mnie!?
Mógł zapomnieć, bo już nie młody... Ale jedenasty rok z rzędu!?


Jeszcze trochę pamiętam ten czas, gdy mi uświadomiono jego nieistnienie. Runęła nie tylko nadzieja i wiara, ale też pewna część wyobrażenia o świecie, która była oparta na tym sympatycznym delikwencie. Dlaczego mi to zrobiono? Ja bardzo chętnie wierzyłbym do dzisiaj...


Na przykładzie Ś.M. chyba najlepiej widać, w jak świetną wiarę i zaufanie wyposażone są dzieci. Gdybyśmy my też mieli taki zestaw w pakiecie, spełniło by się pewnie więcej naszych marzeń, które się nie spełniają ponieważ niedostatecznie wierzymy w ich realizację. Dziecko jak chce samolot, to konsekwentnie dąży do jego posiadania, dopóki sfrustrowany rodzic dobitnie mu nie wytłumaczy, że go nie dostanie. A my, jak coś chcemy osiągnąć (mówię o sprawach stosunkowo przyziemnych), to niby dążymy do celu, ale jakbyśmy go osiągnęli - to zawał. Dzieci w pewnych rzeczach są po prostu "bardziej logiczne" od dorosłych.

Ja też oczywiście o wielu rzeczach marzyłem. Moje największe pożądanie wzbudzała jednak maska z bajki o tym tytule. Poniekąd wierzyłem, że ona istnieje naprawdę. Strasznie chciałem ją zdobyć i zamieniać się w kogo chcę...



Podobną maskę nabyłem z wiekiem. Ale nie jestem z niej zadowolony, bo zbyt często kusi mnie, żeby zakładać ją w złym celu. Chciałem - to mam...


Na koniec posta zawieszę listę rzeczy, o których marzyłem jak byłem mały. Pomarzymy jeszcze?


- duuuuży statek Lego
- szpada
- moc Power Rangers
- magiczny napój
- Chawira jak u Jetsonów
- półobrót jak u Walker'a
- maska

niedziela, 4 grudnia 2011

Plan

Ostatnio, na jednym z portali, zauważyłem reklamę testu pt. "Sprawdź, czy ktoś będzie wchodzić na Twojego bloga", czy jakoś tak. Generalnie średnio wierzę w skuteczność tego typu testów, no ale przecież spróbować można było.


Podczas odpowiedzi na pytania, zadawałem sobie inne, "za 100 pkt": co niektóre z nich mogą mieć wspólnego z blogiem? Przy niektórych z nich, żadna opcja mi nie pasowała, ale coś musiałem zaznaczyć. Jak już wszystko wypełniłem, na monitorze pojawiła się "diagnoza":


"Ludzie lubią z Tobą spędzać czas, lubią Ciebie i Twoje towarzystwo, kreatywność, szaleństwo, ale żeby pisać, trzeba się zatrzymać, zastanowić, pobyć samemu. Za dużo w Twoim blogu będzie Ciebie, Twojej perspektywy, opinii, uczuć itd. Otwórz się na innych - nie tylko spędzaj z nimi czas, oddawaj wspólnym szaleństwom, ale też myśl ich problemami, sprawami. Delikatność, empatia, myślenie o innych pomaga w pisaniu - ludzie to czują i chcą to czytać."


No chamstwo. Czyste chamstwo. Jakby ten gagatek, co mi to napisał, podpisał się z imienia i nazwiska, to bym mu tak pojechał po ambicji na łamach mojego czasopisma, że szok... Na oczy mnie nie widział, a mówi że ja egocentryk... Dziad jeden...


A teraz na poważnie. Powiem Wam, że gdy zobaczyłem ten komunikat, to troszkę mnie zamurowało. A to dlatego, że parę dni wcześniej pomyślałem sobie praktycznie to samo. Co prawda, piszę czasem o takich tematach bardziej ogólnych, a poza tym to jest blog w rodzaju a' la pamiętnika, więc o sobie też chyba chcąc-nie chcąc trochę powinienem. Ale może trochę mniej, bo jeszcze sobie pomyślę, że interesującą osobą jestem i powstanie niesmaczna pycha...

Z trzeciej strony, zastanawiałem się, czy jak będę pisał to co ludzie chcą czytać, to czy mój blog nie będzie... komercyjny :) Ale doszedłem do wniosku, że sława mi nie grozi, więc komercja - chyba też nie :)


Przynudzam jak zwykle, ale już przechodzę do merituum (podkreśliło mi na czerwono, a chciałem zaszpanować) sprawy. Otóż, mam pewien pomysł, jak to to urozmaicić, tylko nie wiem czy ani kiedy on wypali. Z resztą, ja też bym na nim skorzystał, bo mógłbym się trochę jakby rozwinąć. Nie chcę pisać na razie szczegółów, bo byście się śmiali!!


Czekajcie więc cierpliwie i... znoście póki co, tematykę tę nudnawą...