sobota, 26 lutego 2011

Chill Out Catholic

Był dzisiaj u mnie ksiądz na katechezie. Przywiózł ze sobą trzech instrumentalistów (perkusistę, basistę i "solówkarza") zespołu "Chill Out Catholic" - wschodzącej gwiazdy Chrześcijańskiego Rocka. A że jechali prosto ze sklepu muzycznego, to zaprezentowali mi świeżo nabyte gitary - basową i elektryczną. Kupili jeszcze do nich "piece", także teraz już pozostaje tylko grać. I w związku z tym, po uzgodnieniu tego z menadżerem grupy, czyli księdzem, chciałem "zareklamować" koncert tego zospołu, połączony z czuwaniem, który odbędzię się w dolnym kościele Św. Jana Nepomucena w Bochni w sobotę 5. marca o godz. 19:00 (reklama bezpłatna:P).

Wiem, że mój blog nie jest superpopularny, ale może jednak ktoś się przez niego wybierze na ten koncert.
-Pomożecie?
- (Pomożemy!) :D

środa, 23 lutego 2011

Więzienie lepsze, niż Emirates Palace

Dziwny jest ten świat. Paradoksalny taki jakiś. Na przykład takie więzienie...


Kto normalny chciałby iść "posiedzieć"? Pewnie prawie nikt. A przecież więzienie, to taki... hotel jakby, może z trochę głupią nazwą. Poza tym, za hotel trzeba płacić. A tu - wręcz przeciwnie, wystarczy zrobić coś "głupiego",  i to z pełnym wyżywieniem.  A żeby było jeszcze lepiej, to najlepiej ma ten, co zrobi coś "najgłupszego", bo zwykle ma "jedynkę", jest na wizji 24/h, taki fajny czerwony kombinezon dostaje...  Inny argument: w którym hotelu, personel jest tak przywiązany do pensjonariuszy, jak w więzieniu? W którym hotelu zamykają gości na klucz, żeby go nie opuścili? Tylko tam można się tak... dowartościować. I ostatni argument: można się za darmo nauczyć obcego języka - grypsowego, więc dodatkowo, w pakiet usług, wchodzi jeszcze rozwój osobisty. Przy takich luksusach, o drobnych niedogodnościach nawet nie ma co wspominać...


(Coś czuję, że za tego posta to sam do tego hotelu pójdę.)



sobota, 19 lutego 2011

Ja, sportsman

Jest weekend, więc mam trochę czasu, żeby potrenować mój ulubiony sport, który uprawiam. I to wyczonowo (proszę się nie śmiać). Ja wiem, że nie wyglądam na takiego, ale wiecie - pozory mylą, bo w rzeczywistości jestem bardzo wysportowany. A konkretnie, uprawiam... uprawiam... uprawiam... SNOWBOARDING!      Nie, żartuję. Szachy oczywiście. Ta gra też często zaliczana jest do sportu, więc określenie sportsman pasuje do mnie w stu procentach :)

A tak poza tym, to brat mnie od rana z maszynką do golenia goni i chyba dzisiaj stracę swój kozi zarost. Pierwszy z resztą. MŁODOŚCI, WRÓĆ!!

wtorek, 15 lutego 2011

Po walentynkach...

A szkoda. Fajnie było. Była nawet u mnie jedna... Walentynka. Sympatyczna, w moim wieku... No, może minimalnie starsza. Nie wiele.
Była u mnie prawie 1.5h. Praktycznie cały czas byliśmy sam na sam... Jedynym minusem było to, że była to Pani Profesor od angielskiego :)


I jeszcze, oprócz tej "randki", dostałem po południu... propozycję walentynkową. Od Orange. Że jak do końca dnia doładuję konto za 50zł, to drugie 50 dostanę gratis. Ależ ta sieć jest... romantyczna.

sobota, 12 lutego 2011

"Sobota"

Dzisiaj chyba sobota jest. Karnawałowa. Feryjna. I co w taką sobotę robi uczeń? Uczeń się... uczy. Dużo się uczy.
"...Uczy się i sapie, dyszy i dmucha,
Żar z rozgrzanego jego brzucha bucha:
Buch - jak gorąco!
Uch - jak gorąco!
Puff - jak gorąco!
Uff - jak gorąco!
Już ledwo sapie, już ledwo zipie,
A jeszcze matma węgiel w niego sypie..."

Co prawda tą naukę mogłem rozłożyć na trzy tygodnie, które byłem w sanatorium (bo tam byłem "mało aktywny edukacyjnie"), ale, mimo wszystko - tak być nie powinno. Pociesza mnie tylko myśl, że nie jestem sam, bo koledzy, którzy mnie wczoraj odwiedzili, też się zastanawiali, co mają na zadanie. Pocieszające... Ależ jestem altruistą...

Relacja 3.

I znowu dożyłem. Mało czasu mam, ale piszę.

W poniedziałek była zabawa karnawałowa. Każdy segment, czyli jakby grupa, był innym zwierzęciem, tzn. byliśmy przebrani itd. Można powiedzieć - taki rodzaj reinkarnacji. My np. byliśmy kaczkamii, widocznie na nic lepszego nie zasłużyliśmy. Ale i tak fajne było.

Jeszcze tylko dwa dni i trzeba wracać. Najpierw do domu, potem do szkoły. Zwłaszcza ta druga opcja napawa optymizmem,  pewnie nie tylko mnie z resztą . Ale dobra i taka przerwa, z resztą ja ją miałem tydzień dłuższą.

Napiszę coś w weekend, jak się ze swoim ekranem oswoję :)


Miłych ferii, jak to ma. Pozdrawiam

Relacja Namber Tu

Obiecałem, że jak dożyję, to po niedzieli napiszę. I niespodzianka - dożyłem.


W weekend właściwie nic GODNEGO NAPISANIA NA MOIM BLOGU (hehehe) nie było. Co prawda było disco, ale nie byłem, bo skoki ooglądałem. I jeszcze "Familiada", ale przegraliśmy, z moim - nie chwaląc się - skromnym udziałem.


Wczoraj był Mini Festiwa Młodych Talentów. Każdy coś robił - np. śpiewał, tańczył, recytował - a Ci, co nic niechcieli robić - szli do Orkiestry. Pani Terapeutka dała mi grzechotkę, ale że była dla mnie zbyt ciężka, to "Ciocia" była moją prawą ręką. Dosłownie.       Potem w ręczną graliśmy, na bramce (czyli na drzwiach) stałem. Broniłem, czym się dało; okiem, uchem...


A dzisiaj teatrzyk był, więc zaś trzeba było się sprężyć i zachowywać kulturalnie na widowni, czyli: nie krzyczeć, nie charkać, nie pluć, nie używać brzydkich słów itp. Demokracja...


To tyle na razie, napiszę za tydzień. Jak dożyję...

Relacja

Udało się! Dzięki życzliwości Pana Sebastiana (rehabiltanta), który użyczył mi swojego pena Orange, mam internet, i to 24/h (bo tak, to był tylko w bibliotece - 2/h!). Teraz mogę sobie siedzieć np. przy akwarium (tak jak teraz), i np. pisać posta (tak jak teraz).

Krótka relacja z dotychcasowego pobytu:

W poniedziałek była kulturka, teatrzyk przyjechał. Morał przedstawienia był taki, żeby na wirusy komputerowe uważać; ale o blogach nic nie mówili, to nie będę uważał.      Wczoraj jakaś zabawa była, a dzisiaj Magik występował. Ale Harry Potter to On nie był, bo jak się Go zapytałem, czy lepszego zasięgu do tego netu by nie skombinował (bo słaby jest), to się ośmiał i powiedział, że tego to nie umie. A ja się serio pytałem...

Z takich ciekawszych wydarzeń to tyle na razie. Napiszę coś po niedzieli. Jak dożyję oczywiście.


Pozdrawiam

Kurs gry na gitarze, dla tych, którzy jej nie mają.

Jutro jadę na turnus rehabilitacyjny do Rusinowic. Gdy byłem tam rok temu, "odkryłem" solidnie ukryte w paru miejsach WI-FI, więc wezmę laptopa i w połowie tygodnia postaram się coś napisać. A jak nie, to pewnie jak wrócę, koło 10. lutego.
A tak poza tym, to nauczę Was grać na gitarze, niewidocznej z resztą. Copperfield wymięka:)
Wystarczą tylko odrobinę dłuższe paznokcie i coś płaskiego-szorstkawego (np. taki pomarańczowy kocyk w żółte kwiatki jak ja mam:D). Każdy poznokieć, ułożony inaczej, to inny "chwyt". Dodatkowo, szybkie, długie przesunięcie, to ton wyższy, a wolne i krótkie - niższy. Jest jeszcze jeden atut tego wiosła: może służyć jako akustyczna, elektryczna, basowa... Przy niezłej wyobrażni, da się zagrać każdy kawałek:)
(Ameryki nie odkryłem, ale na blogu to tego chyba jeszcze nikt nie napisał:D)

Karaoke

Masakra. W ciągu drugiego miesiąca zmarł drugi kolegą z "moją" chorobą, czyli, jak pisałem na poprzednim blogu, z rdzeniowym zanikiem mięśni, inaczej SMA (nie mylić z MMA, to nie ta sama dyscyplina). Ja i tak przeginam, bo wg lekarzy miałem żyć 3 lata, więc jeszcze trochę i przekroczę 600& normy.
Ale nie (tylko) o tym chciałem napisać. Chciałem się trochę ponabijać z siebie, to fajnie rozlużnia. Otóż, lubię sobie czasem pośpiewać. Przeważnie śpiewam sobie jak mama odkurza, bo wtedy jestem pewny, że nikt, czasem nawet łącznie ze mną, tego nie słyszy. Przez pewien czas (może dzięki odkurzaczowi) myślałem, że śpiewam nawet nieżle. Aż pewnego razu..
.Postanowiłem to zwerywikować. Wyczekałem moment, aż wszyscy, nawet Nobi, chwilowo wyjdą z domu. Włączyłem piosenkę Dżemu na internetowym karaoke, ustawiłem komputerowy dyktafon i zaśpiwałem. Dumny  z siebie, po wykonaniu, wcisnąłem "play".
To, co usłyszałem, przerosłoby najśmielsze sny fizjologów. To było jak odgłos naćpanego młota pneumatycznego - taki niewyrażny, wręcz bolesny warkot. Wrzuciłbym "to" na bloga, pośmialibyście się, ale zdrowie jest tylko jedno. Poza tym, wolałbym zostawić sobie jeszcze tą krztę szacunku..
.Pozdrawiam i polecam publiczne nabicie się z siebie. Szczerze. Od razu lepiej.

Jednoklawiszowy Hendrix

Na poprzednim blogu pisałem, że szukam jakiegoś symulatora do gry na gitarze. I znalazłem - Frets on Fire. Gra się tylko pięcioma klawiszami - czyli tonacjami - plus jeden-dwa klawisze jako kostka, bo tak to się chyba nazywa. Narazie nieżle gram już jednym klawiszem (tonacją) , więc jeszcze tylko cztery, i będę mógł, jak Kazik, zaśpiewać "Kto najlepiej gra na wieśle? Otóż ja gram całkiem nieżle":)
A jak już sobie powiosłowałem, to sprawdzian będę pisałał z matmy. Pani Profesor mi zostawiła, żebym sobie sam w domu rozwiązał. Czy ja budzę aż takie zaufanie, żeby mi kartkówkę zostawiać?

Trochę matematyki

Tak sobie ostatnio doszłem do wniosku, że cięzkie jest życie humanisty. Dosłownie. Taki przeciętny humanista (wiem, błąd gramatyczny, ale nie znalazłem zamiennika) ma na godzinę - z tego co wyliczyłem - ok. 1000 złotych, 500 srebrnych i 250 brązowych myśli. A jeszcze jak do tego dojdzie mosiądzowa myśl, że tamte 1750 raczej i tak nic nie zdziałają, to główka może odpaść. I najgorzej jak te myśli się myśli "pod kołderką", bo wtedy nawet o wyspaniu się nie ma mowy. Masakra.
Ale dość narzekania, jest też coś pozytywnego. Wehikuł czasu wymyśliłem, i to prosty jak drut. Wystarczy, że zabraknie prądu, i w ciągu sekundy cofamy się w czasie o jakieś pół wieku (to chyba ta brązowa myśl była, nie?).

Wyrok

We wtorek założyłem sobie licznik na blogu. Jak pokazuje, od tego czasu na Kamilciowego bloga weszło... weszło... weszło... jakieś 10 osób! Co ja zrobię, gdy moja popularność nadal będzie rosnąć w takim tempie?
Ryszard Riedel był skazany na bluesa. Michael Scofield - na śmierć. A ja, z tego co widzę, jestem skazany na... popularność.
Miałem wizję, co się będzie działo... Tłumy fanek będą stały przed moim domem, czekając, żeby umieścić mnie w obiektywie swojego małego, różowego aparaciku albo prosić o autograf... Zero wolności, zero swobody... Masakra!
A tak na serio, 10 osób to niezły wynik. Skoro, jak to ktoś powiedział, "dobry aktor zagra dla jednego widza", to dlaczego dobry bloger ma nie pisać dla 10 czytelników? :)

Quo vadis, wsi polska?

Ostatnio na jednym z portali społeczniowych (o inicjałach nk :D) dostałem od koleżanki zaproszenie do gry "Wiejskie Życie". No tak, teraz żeby "pogospodarzyć", trzeba mieć internet...

Ja jestem ze wsi (i jestem z tego dumny, żeby nie było). I jeśli chodzi np. o kury - to szacun, troszkę ich jest. Ale na przykład tradycyjną, polską Mućkę, to ostatnio widziałem chyba cztery miesiące temu. I to bodajże w reklamie megaprodukcji "Dom nad rozlewiskiem". A na żywo - wieki temu. Teoretycznie, gdybym krowę bardzo chciał zobaczyć "live", to jest jedna nie daleko. Ale pojadę i co powiem? "Dzień dobry, zastałem Mućkę?"

Na szczęście są jeszcze w Polsce regiony, gdzie rolnik to zawód numer jeden. Ale chyba coraz rzadziej spotykane. Więc żeby polską wieś obronić, mini wierszyk ułożyłem, na podstawie innego wiersza z resztą:

O, mleko krowie!
Nikt się nie dowie
Jako smakujesz
Aż się... skończysz?

Sylwester nie musi być drogi

Na Sylwestrze byłem. Super było.         Miejsce siedzące (a nawet leżące) w temperaturze pokojowej, szampan (Piccolo to też jest SZAMPAN), hotel na miejscu, niezła muzyka... I to wszystko za free, bo w pokoju przed TV :)
Parafrazując słynną reklamę słynnej karty kredytowej:                  Piccolo - 8zł      Prąd za TV - 0.30zł       Obudzić się w Nowy Rok rano wyspanym i bez bólu głowy - BEZCENNE...
No dobra... Tak tylko chciałem się pocieszyć, bo w sumie 18. Sylwestra z rzędu spędziłem w tym samym "lokalu" :)
Szczęśliwego Nowego Roku!

Prezent

Pod choinkę jako prezent dostałem m.in. maszynkę do golenia. Funkiel, nówka nie śmigana. Generalnie - bardzo fajna.
Tylko, że to małe, niepozorne urządzenie, o gorolskim imieniu Philips, daje do myślenia. Jego posiadanie oznacza, że chyba troszkę urosłem. Że trzeba zdjąć pampersa. Że jeśli w wyrazie "Kołobrzeg" zrobię tzy błędy, to nie bardzo będę mógł zwalić na wiek.
A przecież duchowo czuję się młodo. A umysłowo - wręcz jak nowo narodzony :P

Na szczęście dostałem też bardziej młodzieżowe prezenty, np. nowe słuchawki do komputera czy szalik sportowy. Więc jak już posiedzę w tym szaliku i posłucham muzyki w młodzieżowych słuchawkach, to użyję - chcąc nie chcąc - maszynki do golenia.